sobota, 29 marca 2014

Rozdział 41.

OCZAMI CAMI:

Liam podszedł do nas, "Zaprowadzę was do stolika."

Jest tu tylko jeden stolik, ale prowadzi nas, mimo to.

"Czy mogę przyjąć wasze zamówienie?" Zapytał, kiedy już usiedliśmy.

"Jakie mam możliwości wyboru?" Zapytałam.

"Cóż, lazania albo.. ee.. lazania."

Marcel zapamiętał, że jest to moje ulubione danie.  On jest uroczy. Zastanawiam się co jeszcze przygotował na dzisiejszy wieczór.

"Hmm... Chyba wezmę lazanię."

"Brzmi nieźle. Szef kuchni jest świetny." Powiedział, wskazując na siebie. "To ja." Wyszeptał, śmiejąc się. "Niebawem wrócę z waszą kolacją."

Uśmiechnęłam się, gdy Liam odchodził.

"Marcel, to jest niesamowite. Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś." Wyznałam.

Wzruszył ramionami. "Nic wielkiego. Pomyślałem, że skoro oboje nie chcieliśmy iść na bal, to będzie naszym balem."

Uśmiechnęłam się ponownie. Nie obchodził nas żaden bal, to było zdecydowanie lepsze.

Marcel przeczesał włosy palcami, kiedy Liam przyniósł nam jedzenie.

"Kolacja podana. Smacznego." Skinął głową po czym odszedł.

Zaczęłam jeść, a Marcel zaczął mówić.

Oczyścił gardło. "Cam, chcę żebyś wiedziała, że jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Nie mógłbym prosić o lepszą osobę. Ocaliłaś mnie... Bez ciebie, nie jestem pewien gdzie byłbym w tej chwili. Czasem bywałem tak przygnębiony, że bolało mnie serce. Miałem już wszystko zaplanowane... Listy, dzień, sposób w jaki bym odszedł... I wtedy pojawiłaś się ty. I wszystko się zmieniło. Znów wiedziałem jak to jest być szczęśliwym. Czułem, że powoli wracam do życia." Spojrzał w dół na swój posiłek. "Po raz pierwszy faktycznie żyłem. Rzeczywiście byłem. Nie tylko zwykły kujon na uboczu. Ktoś zainteresował się na tyle,by poznać tego kujona." Uśmiechnął się. "I chcę ci za to podziękować. I ja, ee, chcę.. ee.. cię o coś zapytać..."

"O co chodzi?"

Sięgnął w dół i wyciągnął małe pudełeczko. Ręce trzęsły mu się niemiłosiernie.

"Cami." Przerwał, by wziąć głęboki oddech. "Nie chcę być z nikim innym poza tobą. Chcę tylko byś to wiedziała. I nawet jeśli będziemy z dala od siebie, chcę żebyś wiedziała, że cię kocham."

"Marcel, czy wszystko w porządku?"

 "Cóż.. wiesz, że złożyłem podanie na Harvard?"

Przytaknęłam.

"Dostałem się."

"Marcel! Wybierasz się tam, prawda?"

Powoli skinął głową. "Ale oznacza to przeprowadzkę do Massachusetts. Do Ameryki.. Nie będzie mnie tutaj... z tobą..."

Nie jestem pewna czy powinnam się cieszyć czy smucić. Dostał się do wspaniałego koledżu.

Z dala ode mnie.

Czteroletni koledż...

Cztery lata rozłąki...

"I właśnie dlatego chcę ci dać to." Powiedział.

Powoli otworzył pudełeczko.

Serce mi się zatrzymało, a oddech uwiązł w gardle.

Jest to srebrny pierścionek z diamentową gwiazdą.

O mój Boże, to pierścionek.

"Cami, za cztery lata, nie ważne gdzie zaprowadzi nas życie... Po koledżu... Gdy będziemy starsi... Pomimo wszystko... Obiecuję, że zawsze będę z tobą. Nawet jeśli jestem daleko od ciebie. Zawsze będę cię kochać. I mam nadzieję, że po tych czterech latach wciąż będę z tobą. Od dziś, za cztery lata, w twoje urodziny, nieważne gdzie, chcę je spędzić z tobą. I to jest moja obietnica. A pewnego dnia chcę cię poślubić."

Poślubić mnie?

Cztery lata?

Wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie przerażonymi oczami. "Zrozumiem, jeśli odmówisz. Zrozumiem, jeśli chcesz, żeby był to tylko licealny związek..."

Uśmiechnęłam się i zaczęłam płakać. "Marcel, po czterech latach, po bilionie lat ja wciąż będę cię kochać. Również chcę wziąć z tobą ślub. I chcę być z tobą już na zawsze, nie ważne gdzie zaprowadzi nas życie."

Uśmiechnął się szeroko i wyciągnął pierścionek z pudełka. Powoli wsunął go na palec, mojej trzęsącej się ręki.

Chłopcy przestali śpiewać a zaczęli bić brawo.

"To jest takie słodkie!" Krzyknął Louis.

Uśmiechnęłam się i spojrzałam na pierścionek.

"Pocałujcie się w końcu!" Pospieszył Niall.

Otarłam policzki. "Jestem w rozsypce." Powiedziałam, śmiejąc się.

"Ale wciąż jesteś piękna." Dodał Marcel, przybliżając się do mnie.

Chłopcy zaczęli śpiewać This Ed'a Sheeran'a.

"To jest początek czegoś pięknego." Wyszeptał Marcel.

"To jest początek czegoś nowego." Dopowiedziałam.

Nasze twarze już prawie się stykają. Czuję jego oddech na moich policzkach, łaskoczący moją skórę.

Całował mnie powoli. Uśmiechał się i czułam to przez pocałunek. Oparł czoło o moje, stykaliśmy się delikatnie nosami.

"Kocham cię." wyszeptał.

"Ja kocham cię bardziej."

"Wątpię." Dodał zanim pochylił się by ponownie mnie pocałować.

*


Stoimy na balkonie otaczającym planetarium i wpatrujemy się w gwiazdy.

"To jest piękne." Wyszeptałam.

Opieram głowę na ramieniu Marcela, a on mnie obejmuje.

"Prawda?"

Bawię się pierścionkiem, obracając go na palcu.

"Zimno ci?"  Zapytał.

"Jest okej."

"Nie, nie jest." Posłał mi uśmiech. "Cała się trzęsiesz. Proszę, weź to."

Zdjął swoją kurtkę i nałożył mi na ramiona. Sięga mi prawie do kolan, a rękawy są dwa razy za długie.

Roześmiał się. "Chyba jest nieco za duża."

"No, może troszkę."

"Mam ci coś do pokazania." Powiedział nagle, biorąc mnie za rękę.

Podniosłam wzrok na niego. "Co jeszcze mogłeś wymyślić?"

Wbiegł do środka, wciąż trzymając mnie za rękę a tym samym wciągając mnie ze sobą.

"Usiądź tutaj." Poinstruował wskazując na krzesło. "Za chwilę wracam."

"Teraz możesz nacisnąć guzik, Zayn." Szepnął Niall.

Zayn nacisnął guzik na ścianie, a po chwili sufit zaczął się otwierać. Niebo jest teraz sufitem, gwiazdy świecą  mocno nad naszymi głowami. Rozświetlają całe pomieszczenie i migocą jak diamenty.

Po minucie, na ścianie pojawia się filmik. Muzyka zaczyna grać, ale wciąż nie ma w pobliżu Marcela.

Zaczynają pojawiać się zdjęcia. Wszystkie nasze wspólne wspomnienia. Oglądam z uśmiechem na ustach.

Czas, kiedy malowaliśmy mój pokój.

Dzień, gdy poszliśmy do parku.

Jego urodziny.

Koncert The Fray.

Dzień w którym wrócił z ośrodka...

Dużo zdjęć na których się przytulamy lub uśmiechamy do siebie.

Kocham ten uśmiech. On może rozświetlić cały pokój.

Chłopcy zaczynają śpiewać Sto Lat i jest to najlepsze wykonanie jakie kiedykolwiek słyszałam.

Wtedy zaczęli śpiewać coś, czego nigdy wcześniej nie słyszałam...

"Twoja dłoń pasuje do mojej, jakby została stworzona tylko dla mnie
Ale zapamiętaj, że to zostało nam przeznaczone
I łączę kropki z piegami na twoich policzkach
I to wszystko ma dla mnie sens..."


Czekajcie...

Marcel też to śpiewa.

Jego głos jest idealny.

Wygląda na zdenerwowanego, podekscytowanego i szczęśliwego jednocześnie.

To najpiękniejsza piosenka jaką słyszałam.

"Wiem, że nigdy nie lubiłaś tych zmarszczek wokół oczu, gdy się uśmiechasz
Nigdy nie lubiłaś swojego brzucha ani swoich ud
Dołeczków na twoich plecach u dołu twojego kręgosłupa
Ale ja będę kochał je bez końca.
Nie pozwolę, by te małe rzeczy wymsknęły mi się z ust
Ale jeśli to się stanie, to Ty
Och, to Ty jesteś osobą, do której się odnoszą.
Jestem zakochany w tobie i w tych małych rzeczach
Nie możesz pójść do łóżka bez filiżanki herbaty
I może to dlatego mówisz przez sen
I te wszystkie rozmowy są sekretami, które skrywam
Mimo, że nie mają dla mnie sensu
Wiem, że nigdy nie lubiłaś brzmienia swojego głosu na nagraniu
Nigdy nie chciałaś wiedzieć, ile ważysz
Nadal musisz wciskać się w swoje dżinsy
Ale dla mnie jesteś idealna."


Czuję zły spływające strumieniami po moich policzkach.

Powinnam nałożyć wodoodporny tusz do rzęs.

"Nie pozwolę, by te małe rzeczy wymsknęły mi się z ust
Ale jeśli to się stanie, to Ty
Och, to Ty jesteś osobą, do której się odnoszą.
Jestem zakochany w tobie i w tych małych rzeczach.

Nigdy nie będziesz kochać siebie, choć w połowie tak mocno jak ja kocham ciebie.
Nigdy nie będziesz traktować siebie odpowiednio, kochanie
Ale chcę, by tak było
Jeśli pokażę ci, że jestem tu dla ciebie
Może pokochasz siebie, tak jak ja kocham ciebie.



Właśnie pozwoliłem, by te małe rzeczy wymsknęły mi się z ust.
Ponieważ to Ty, och to Ty, to Ty... To Ty jesteś osobą do której się odnoszą.
Jestem w tobie zakochany i w tych małych rzeczach


Nie pozwolę, by te małe rzeczy wymsknęły mi się z ust
Ale jeśli to się stanie, to Ty
Och, to Ty jesteś osobą, do której się odnoszą.
Jestem zakochany w tobie i w tych małych rzeczach."


Wraz z końcem piosenki, zaczęłam niekontrolowanie płakać, uśmiechać się i pociągać nosem.

Pobiegłam do Marcela, zamknął mnie w swoich silnym ramionach, podniósł i okręcił dookoła. Pocałowałam go ponowie i powoli opuścił mnie na ziemię. Splótł nasze palce, spojrzał na mnie z najpiękniejszym uśmiechem na świecie.

"Wszystkiego najlepszego, Cami."

*


"Nie chcę wchodzić do środka." Wyszeptałam, trzymając Marcela za ręce.

Stoimy przed moim domem, jest już prawie północ a dzisiejszy wieczór był niesamowity.

"Ale zobaczymy się już jutro." Pocieszył mnie.

"Za dużo czasu bez ciebie."

Ucałował mnie delikatnie. "Śnij o mnie, dobrze?"

"Prawdziwe życie jest lepsze niż jakikolwiek sen."

Zaśmiał się w zrozumieniu. "Wiem."

Objął mnie i przysunął do siebie. Czuję jego wodę kolońską.

"Nie odchodź." Mruknęłam w jego ramię.

"Wolałbym zostać z tobą, ale mama mnie zabije, jeśli nie będzie mnie jeszcze dłużej."

Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. "Kocham cię. Dziękuję za dzisiaj."

"Też cię kocham." Zostawił pocałunek na moim czole. "Zadzwonię do ciebie jutro."

Powoli puściłam jego ręce i patrzyłam jak odjeżdża.

Dziś był najlepszy dzień mojego życia.

"Kocham cię, Marcel. Kocham cię do księżyca i z powrotem." Wyszeptałam do gwiazd.





----------------------------------
PRZEPRASZAM!
Przepraszam,przepraszam,przepraszam, że tyle nie dodawałam, ale totalnie mi się wszystko posypało..  Skręciłam kostkę i naderwałam więzadła, nie byłam dwa tygodnie w szkole, wystawienie ocen za tydzień, a ja dalej nie mogę normalnie chodzić, ale próbuję nadrobić zaległości i wyciągnąć jakoś oceny... Za dużo tego :( 
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś to czyta.. Kocham was.

Kasja ♥

poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 40.

OCZAMI MARCELA:

Podczas jazdy nerwowo stukałem palcami o kierownicę. Została godzina do przyjścia Cami.  Mam godzinę na upewnienie się, że wszystko jest przygotowane i dopięte na ostatni guzik.

Razem z Niall'em pracowaliśmy godzinami, przygotowując wszystko.

Dzisiejszy wieczór będzie cudowny.

Mam nadzieję...

"No dalej, rusz się." Pospieszyłem powolnego kierowcę jadącego przede mną. W takim tempie dotrę na miejsce za 20 lat.

Mój telefon zaczął dzwonić. To Niall.

"Już tu jesteśmy. Wszystko wygląda świetnie. Gdzie jesteś?"  Zapytał, gdy odebrałem.

"Będę za 10 minut."

"Dobra. Kiedy powinienem wyjechać po Cami?"

"Już ci mówiłem. Wyjedź za 20 minut."  Zaśmiałem się z jego krótkiej pamięci.

"Jasne.20 minut. Ok. Do zobaczenia. Cześć- Zayn nie dotykaj tego!" - rozłączył się, zostawiając mnie samego z myślami co mógł zrobić Zayn.

Mam nadzieję, że niczego nie zepsuje.

Zatrzymałem się kilka minut później by zobaczyć biegających chłopaków. Louis podskakuje w miejscu próbując nałożyć buta, a Zayn poprawia fryzurę przyglądając się w lustrze.

"Marcel! Nareszcie!" powiedział Liam.

"Już jestem. Wszystko przygotowane?"  spytałem.

Liam pokiwał twierdząco głową. "Wszystko gotowe, ale za to Niall ma problemy ze swoją czapką."

"Bierzesz to zadanie szofera zdecydowanie zbyt poważnie, Niall." powiedziałem podchodząc do niego.

Nabrał powietrza i wypiął klatkę piersiową. "Pan Horan na pańskie życzenie."  powiedział salutując.

Zaśmiałem się. "Cóż, panie Horan. Bezpiecznie przywieź tu Cami."

"Ja? Oczywiście, że będzie bezpieczna. Jestem szoferem numer jeden! Tylko spójrz na mój strój. Bardzo odpowiedzialny." Wytłumaczył i puścił mi oczko.

"Super-extra". zapewniłem.

Louis podszedł do nas. "Naprawdę nieźle się spisaliście. Wygląda pięknie. Na pewno jej się spodoba."

"Mam taką nadzieję." przyznałem.

"Jestem tego pewien." zapewnił mnie Louis.

"Wyglądam dobrze?"

"Masz tu tylko coś.." Zaczął Louis i sięgnął do moich włosów po czym poczochrał mnie i się zaśmiał. "Już. Naprawione."

"Louis!" Krzyknąłem, ponownie układając włosy.

"Wyglądasz nieźle." powiedział Liam.

"Kto by przypuszczał, że Marcel może wyglądać tak gorąco?" dorzucił Louis.

Szturchnąłem go w ramię, "Zamknij się." dodałem, rumieniąc się.

"To prawda. Ktoś to musiał powiedzieć. Popatrz na siebie. Jesteś po prostu taki przystojny." powiedział. "Mój mały Marcel tak szybko dorasta."  Udawał, że płacze i otarł oczy.

Wywróciłem oczami, "Dziwak."

"Hej!"

"Ktoś to musiał powiedzieć!"  odpowiedziałem, powtarzając jego słowa.

"Niall, lepiej już się zbieraj!" przypomniał Liam.

"Chciałeś powiedzieć: Panie Horan! I już wyjeżdżam! Do zobaczenia wkrótce!" powiedział odjeżdżając.

Jestem strasznie zdenerwowany. Mam pełno motyli w brzuchu i nie mogę jasno myśleć.

A co jeśli jej się nie spodoba? Co jeśli wszystko pójdzie nie tak?

Mam jej coś do pokazania.

A jeśli jej tego nie zechce?

A co jeśli ta cała noc będzie jedną wielką porażką?

Co jeśli, co jeśli, co jeśli...

Strzeliłem nerwowo kostkami w palcach i poprawiłem włosy.

Już prawie czas.

Nie ma odwrotu.


OCZAMI CAMI:

Już prawie czas.

Ale jestem zdenerwowana.

Co to za niespodzianka? Gdzie Marcel mnie zabiera?

Przejrzałam się w lustrze ten ostatni raz.

Poprawiłam jeden z moich loków i przyglądałam się sobie z każdej strony. Mam na sobie lekką, różową, koronkową sukienkę i cieliste baleriny. Nie przepadam za szpilkami.

Zeszłam na dół, by czekać na Marcela i z nerwów bawiłam się palcami. Niespodzianki mnie stresują, ale w dobry sposób.

"Wyglądasz niesamowicie." Powiedziała mama siedząca koło mnie.

"Tak uważasz?"

"Myślę, że wyglądasz gorzej niż zwykle!" Krzyknął Sam z kuchni.

"Sam!" Skarciła go mama. "Wyglądasz pięknie, kochanie."

Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi i momentalnie ścisnęło mi żołądek.

"On tu jest!" Podskoczyłam z ekscytacji.

"Miłej zabawy! Napisz mi kiedy skończycie!"

"Tak zrobię! Pa!"

Otworzyłam drzwi nie mogąc ukryć szczęścia.

Ale... To nie Marcel...

"Niall? Dlaczego tutaj jesteś... tak ubrany?" spytałam zmieszana.

"Nazywam się Pan Horan i jestem pani szoferem na dzisiejszy wieczór."

Roześmiałam się. "Miło pana widzieć, Panie Horan. Jakaś wskazówka odnośnie tego dokąd zmierzamy?"

"Mam ścisły zakaz mówienia czegokolwiek na ten temat."  Powiedział otwierając mi drzwi.  Uśmiechnęłam się i wsiadłam do auta. Niall włączył muzykę. To jedna z płyt Marcela, poznaję ją.

Nazwał ją "miłość".

"Wyglądasz uroczo." Skomplementował mnie Niall, poważnym tonem.

"Ależ dziękuję, Panie Horan."

Zaśmiał się. "Lubię być szoferem. Całkiem niezła zabawa. Podoba ci się moja czapka?"

"Kocham ją. Niezły gust."

"Tak też myślałem."

Jechaliśmy około 20 minut. Nie mam pojęcia gdzie się znajdujemy.

"Pani O'Donnell, muszę prosić, by pani oczy były od tej pory zamknięte do czasu aż powiem co innego." Powiedział Niall.

Zamknęłam oczy i zachichotałam. "Dobrze, Panie Horan. Są zamknięte."

Słyszę jak jedzie jeszcze nieco dalej i zatrzymuje samochód.

"Trzymaj je zamknięte." Przypomniał, otwierając mi drzwi. Złapał mnie za rękę i prowadził. "W prawo."

Szliśmy tak, zdawałoby się że wieczność. Wydaje mi się, że jesteśmy w ciemnym pomieszczeniu. Słyszę dźwięk fortepianu.

"Zayn, możesz teraz nacisnąć guzik." ktoś wyszeptał.

"Ciiii!" Ktoś inny dodał.

"Dobrze. Możesz już otworzyć." Powiedział Niall, puszczając moją rękę.

Otworzyłam oczy i pierwsze co zobaczyłam, to Marcel, stojący kilka metrów ode mnie, uśmiechający się szeroko. Wygląda bardzo przystojnie. Ma uniesione do góry włosy, a nie jak zawsze- luźne loczki.  To zabawne jak zmieniły się z prostych, przez loczki, aż do tego. Ma na sobie czarny garnitur, nie przesadzony, w sam raz. On jest idealny.

Zakochuję się w nim ponownie.

Chcę do niego pobiec i przytulić. Chcę już zawsze być w jego ramionach i nie pozwolić mu mnie puścić. Nie mogę bez niego żyć.

Moje serce zaraz eksploduje. Czuję się lekka i szczęśliwsza.

Najwyraźniej to jest miłość.

Nigdy wcześniej się tak nie czułam.

Na policzku poczułam spływającą łzę i szybko ją otarłam.

To jest niesamowite.

Podniosłam głowę do góry by ujrzeć biliony gwiazd.

Wtedy zorientowałam się gdzie jesteśmy.

Jesteśmy w ogromnym planetarium.

Światełka rozwieszone są dookoła, rozświetlając pomieszczenie. Na środku stoi stolik z różą.

"wow" wyszeptałam.

Marcel podszedł do mnie. "Co myślisz?"

"To jest, o mój boże, Marcel, to jest niesamowite!"

"Wyglądasz pięknie." powiedział łapiąc mnie za rękę.

"Ty też świetnie wyglądasz. O Boże, to jest cudowne."

Wskazał do góry. "Poznajesz?"

"To Gwiazda-Marcel." wyszeptałam.

Przytaknął.

Usłyszałam czyjś śpiew.

Skąd on dochodzi?

Rozejrzałam się dokoła, ale nic nie zobaczyłam.

"Tam." Powiedział Marcel, wskazując w prawo.

Wtedy ujrzałam Liama, Zayna, Louisa i Nialla. Niall gra na gitarze a Louis na fortepianie. Wszyscy śpiewają utwór "Endlessly" The Cab.

"Będą dzisiaj dla nas grać nasze ulubione piosenki." Poinformował mnie Marcel.

"Nie mogę uwierzyć, że zrobiłeś to wszystko dla mnie."

"To mały sposób, by ci za wszystko podziękować."

"Marcel, to niesamowite. Jak ty-

"O nic nie pytaj. Znam pewnych ludzi." Zapewnił.

"Wow..."

Odjęło mi mowę. Marcel zrobił dla mnie to wszystko. To dopiero początek nocy a ja już jestem oszołomiona.

Spojrzałam na gwiazdy gdy siedliśmy przy stoliku w centrum planetarium. Miliony ich świecą i migocą rozświetlając niebo.

Wielu ludzie nie może znaleźć gwiazdy, która rozświetli ich życie. Ale ja swoją już znalazłam i wszystko moje marzenia się spełniają.

Myślę, że lepiej już być nie może.





---------------------------------------------------
Hejo!
Tłumaczyłam na szybko, bo już trochę minęło od ostatniego rozdziału. Jak myślicie, co Marcel chce pokazać Cami? :>  huhuuh btw. JAK PIĘKNIE I ROMANTYCZNIE :(
+5 rozdziałów do końca.

Love, Kasja ♥