poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział 7.

Dziś jest dzień sprawdzianu. Tak jak w moim śnie, skończyłem wcześniej. Spojrzałem w stronę Cami. Miała zmarszczone brwi, wyglądała na zmieszaną. Rozluźniła się, gdy zaczęła zapisywać odpowiedź na kartce. Odetchnęła, uśmiechnęła się i podeszła do biurka oddać sprawdzian. Kiedy się odwróciła, bezgłośnie zapytałem jak jej poszło.Odpowiedziała szeroko się uśmiechając i podnosząc dwa kciuki w górę. Mam nadzieję, że dała radę.

Pan Brown od razu sprawdził testy i oddał je nam wraz z końcem lekcji. Czekam na Cami na korytarzu, bo nie dostała jeszcze swojej pracy.

W końcu wyszła, nie okazując żadnych emocji.Och, nie. Pewnie nie poszło tak dobrze, jak się tego spodziewałem.

Jej twarz zmieniła się z poważnej na niesamowicie radosną. "Zdobyłam 97!" wykrzyczała. Przytuliła mnie z podekscytowania, "Dziękuję ci! Bez ciebie nie dałabym rady!"

Odsunąłem się nieco, "Gratulacje! Wiedziałem, że sobie poradzisz!"

Szeroko się uśmiechnęła i podskoczyła parę razy. "Nie mogę w to uwierzyć! Jupiiiiiii! To najlepszy wynik jaki kiedykolwiek osiągnęłam z biologii! Dla mnie to najgorszy przedmiot z możliwych. Tak bardzo ci dziękuję, Marcel!"

Szliśmy korytarzem na następną lekcję.

"Skoro poszło ci tak dobrze, myślę że powinniśmy to jakoś uczcić dziś wieczorem" powiedziałem.

"Co masz na myśli?" zapytała z uśmieszkiem, spoglądając na mnie

"Lody?"

"Dobry pomysł!"

"Przyjadę po ciebie wieczorem."

"Chociaż raz nie muszę być kierowcą? Proszę, prooszę. Spójrz tylko na siebie, Marcel. Branie życie garściami, lody, jazda samochodem i wszystko w jedną noc!"

Zaśmiałem się i szturchnąłem ją w ramię.

Ktoś przechodził obok nas i mnie popchnął, ale Cami złapała mnie za rękę zanim zdążyłem upaść.

"Palant" rzuciła za kolesiem.

Wzruszyłem ramionami
*

Zapukałem do drzwi Cami i czekałem aż wyjdzie. Drzwi otworzyła jej mama, "Następnym razem wchodź od razu, Marcel!"

Uśmiechnąłem się i wszedłem do środka. Stanąłem w kuchni, czekając na Cami. Weszła trzymając swoje vansy w rękach.

"Chodźmy" powiedziała

"Najpierw załóż buty, Cam!" rozkazała Beth

Cami jęknęła i odrzuciła głowę w tył "Dobraaaaa"

Kiedy Cami się zebrała, wyszliśmy w stronę mojego samochodu.

"Wygląda na całkiem nowy" stwierdziła

"Nie używam go zbyt często"  odpowiedziałem wsiadając do auta.

Cami włączyła radio, a ja zacząłem jechać. Natrafiła na jakąś piosenkę, którą lubiła i zaczęła śpiewać, a nawet tańczyć.

Nie mogłem opanować śmiechu, patrząc na jej wygłupy.

"WHEN YOU'RE READY COME AND GET IT! NANANANA NANANANA!" krzyczała

Nie mogłem przestać się z niej śmiać. Po pięciu piosenkach i ekstra występów Cami, zatrzymałem się przy barze.

"Co zamierzasz wziąć?" zapytała kiedy weszliśmy do środka

Zawstydziłem się nieco, "Nigdy tu przedtem nie byłem. Jak ty to robisz?"

"Pokażę ci! Chodź za mną!"

Wybraliśmy dla siebie smaki. Wiedzieliście, że można wziąć wielosmakowe? Ja wybrałem czekoladowe i truskawkowe, a Cami waniliowe i pomarańczowe. Potem wybraliśmy dodatki. Wybór był ogromny. Wziąłem trochę oreo i truskawki. Były też takie małe, miękkie, niebieskie kuleczki, więc postanowiłem też je wziąć. Wyglądały dobrze.

"Gdzie chcesz usiąść?" zapytała Cami

"W sumie... Pójdziemy zjeść gdzieś indziej"

"Gdzie?"

"To niespodzianka"

Wróciliśmy do samochodu i pojechaliśmy do miejsca przeznaczenia.

"Co to?" zapytała

"Jezioro."

"To wiem" zachichotała, "ale dlaczego tu jesteśmy?"

"Często tu przychodzę. Lubię tu po prostu siedzieć na pomoście i patrzeć na wodę i na niebo."

Powoli wyszliśmy z samochodu. Cami uważnie rozglądała się gdzie jesteśmy. Podążała za mną na pomost i usiedliśmy na krawędzi. Zdjąłem buty i zanurzyłem stopy w wodzie, która jak się okazało, była bardzo zimna. Cami zrobiła to samo co ja, lekko zadrżała, gdy zanurzyła stopy.
Jedliśmy lody i obserwowaliśmy ruchy wody.

"Tu jest pięknie" wyszeptała

"Prawda?"

"Gwiazdy odbijają się w tafli wody. Tu jest niesamowicie. Jak znalazłeś to miejsce?"

"Tato kiedyś zabierał mnie i moją siostrę w to miejsce na ryby. Tak naprawdę to nigdy nie lubiłem łowienia. Z czasem, gdy trochę dorosłem, zacząłem tu przychodzić by posiedzieć i pisać wiersze. Kiedyś przychodziłem tu praktycznie każdej nocy. Czuje się tu bezpiecznie."

"Łał. Naprawdę fajnie"

Siedzieliśmy w ciszy jedząc lody.

Spróbowałem jedną z tych małych, miękkich, niebieskich kuleczek i natychmiastowo pożałowałem, że je w ogóle wziąłem. Kiedy to ugryziesz, wybucha ci w buzi i znika. Najdziwniejszy dodatek do lodów ze wszystkich.

"To... Jest... Bardzo... Bolesne" wymamrotałem. Wykręcałem twarz jak tylko to możliwe aż rozbolało mnie gardło z tego wszystkiego.

"Co takiego?" zapytała Cami

"Proszę. Spróbuj" powiedziałem, podając jej jedną z kulek. Mówienie z tak bolącą buzią to nie lada wyzwanie.

Ugryzła i zrobiła zniesmaczoną minę, "O Boże! To jest okropne!" Wystawiła język i mocno zamknęła oczy "Ble!"

Nareszcie skończyliśmy jeść, pomijając bolące rzeczy, bo z wyjątkiem tego, reszta była bardzo smaczna. Kiedyś na pewno wrócę po kolejną porcję.

Cami uśmiechnęła się i spojrzała na wodę, "chcesz wejść?"

"Do wody?"

"Tak" powiedziała z uśmieszkiem

"Jest styczeń! Woda jest lodowata!"

"I o to chodzi w zabawie!"

"A co ze strojami kąpielowymi?"

"Nie potrzebujemy ich"

Wziąłem wdech i chwile się zastanawiałem, "No dobra, zróbmy to"

"Odwróć się" powiedziała Cami, kiedy ściągała bluzkę.

"Boże, Cami. Nie mogę uwierzyć, że to robię" dodałem, zdejmując spodnie.

Zaśmiała się, "jesteś gotowy?

Głęboko odetchnąłem, "tak".

"Zero patrzenia dopóki nie będziemy w wodzie!"

"Nawet bym nie śmiał."

"No to na trzy. Raz"

"Dwa"

"Trzy!" Krzyknęliśmy jednocześnie

Skoczyłem do góry i moje ciało momentalnie się spięło. Zamarzłem od razu kiedy wylądowałem w wodzie. Wylądowałem w wodzie i miałem wrażenie, że te kilka sekund zamarło razem ze mną. Czułem jakbym był pod tą lodowatą wodą przez kilka godzin zanim się wynurzyłem. Wszystko jest rozmazane, rozpoznaję tylko kształty. Odwróciłem się w stronę Cami, wydaje mi się, że ma szeroko otwarte usta.

"O. Mój. Boże!" zazgrzytała zębami.

Zaśmiałem się i podpłynąłem do niej, " Jest.. z-zimno. Bardzo" powiedziałem telepiąc się.

"W-wiem" Widzę ją teraz wyraźniej. Jej włosy są oklapnięte, a makijaż rozmazany na całej twarzy.

"Wyglądasz jak zombie" powiedziałem śmiejąc się.

"A ty wyglądasz jak Tarzan" odpowiedziała, również się śmiejąc.

Zacisnąłem pięści, żeby w jakiś sposób zwalczyć chłód. "Wynośmy się stąd".

Cami przytaknęła. Wskoczyłem na pomost i sięgnąłem, by wyciągnąć Cami. Sięgnęła po moją rękę i wpatrywała się w moją klatkę piersiową i brzuch przez dłuższą chwilę. Przeskanowała całą górną część mojego ciała szeroko otwierając oczy.

"Marcel?"

Nic nie odpowiedziałem. Wyciągnąłem ją z wody i usiadła obok mnie na pomoście.

"Dlaczego masz tyle tatuaży?" zapytała spoglądając na mnie.

"Jest dużo rzeczy, których o mnie nie wiesz".

niedziela, 29 września 2013

PLAYLISTA

Hejkaa :)

Nowy rozdział pewnie jutro, a tymczasem mała informacja.
Jeśli macie jakieś piosenki, przy których fajnie wam się czyta to piszcie je w komentarzach, a umieszczę je w zakładce 'playlista'. W wolnej chwili z pojedynczych kawałków zrobię playlistę na youtube i wrzucę link :)
Dziękuję, że czytacie :**

Rozdział 6.

OCZAMI MARCELA

Jadłem właśnie lunch z Cami, ale coś wydawało się nie być w porządku. Wyglądała na zmartwioną.

(Jeśli się zastanawiacie, Ethan nie zabrał mi jedzenia odkąd Cami wylała na niego mleko)

"Wszystko w porządku?" zapytałem

Odetchnęła, "Denerwuję się sprawdzianem z biologii... Ja po prostu tego nie rozumiem. W mojej dawnej szkole nie uczyłam się tego co wy teraz."

"Pomogę ci, jeśli chcesz. Mogę dzisiaj przyjść i się pouczymy".

"Naprawdę?" powiedziała z nadzieją w oczach, "brzmi świetnie".
*

"Mam brata. Nazywa się Sam i jest strasznie denerwujący" Cami powiedziała kiedy jechaliśmy do niej. "Mama z pewnością będzie zażenowana".

"A co z twoim tatem?"

"On, uhh, zmarł kilka miesięcy temu..."

"P-przepraszam. Nie powinienem pytań. Przepraszam".

"Nie martw się tym, jest w porządku"

Dzięki Bogu właśnie zatrzymaliśmy się przed jej domem, kończąc niezręczną rozmowę.

"Mamo, wróciłam!" krzyknęła Cami, "przyprowadziłam przyjaciela!"

Uśmiechnąłem się, że ona również uważa mnie za przyjaciela.

Jej mama jest w kuchni i zatrzymała się, żeby porozmawiać.

"Witaj! Miło cię poznać. Ty pewnie jesteś Marcel!" powiedziała, ściskając moją dłoń.

Cami zarumieniła się.

Ona już wie kim jestem? Uśmiechnąłem się na samą myśl, że Cami mówiła coś o mnie.

"I panią również miło poznać, pani O'Donnell" powiedziałem nieco zdenerwowany.

"Mów mi Beth!"

"To my już pójdziemy się uczyć" dodała Cami.

"Dobrze. Chcecie coś do jedzenia?" Pani O'Donnell, to znaczy Beth zapytała.

Cami spojrzała na mnie i wzruszyłem ramionami. "Hmm, może poprosimy jakieś chipsy i lemoniadę" powiedziała.

Poszliśmy na górę do pokoju Cami. Zauważyłem kilka pudełek, wciąż nie do końca rozpakowanych. Ściany są zupełnie puste, no pomijając kilka zdjęć i jeden plakat.

"Przepraszam za bałagan. Będę urządzać swój pokój w ten weekend, więc nie czułam potrzeby rozpakowywania wszystkiego" powiedziała.

"Nic nie szkodzi. Jak chcesz go urządzić?"

"Pomaluję ściany na turkusowo. Ta ściana będzie cała oblepiona zdjęciami, ach i mam jeszcze kilka plakatów zespołów.

"Brzmi ciekawie"

Cami wyciągnęła kilka kartek papieru, fiszki i książkę do biologii.

"Jak lubisz się uczyć? zapytałem.

"Fiszki. Ja je napiszę, a ty będziesz mi mówił co dokładnie zapisać. Później możesz mnie przepytać. Może tak być?"

"Pewnie, cokolwiek tobie pasuje. Zdradzę ci też kilka sztuczek jak zapamiętać kilka faktów"

"Tak się cieszę, że mi pomagasz. Miałabym przesrane i na pewno był oblała czwartkowy sprawdzian."

"Kiedy tylko to zrozumiesz, wszystko wydaje się łatwe do zapamiętania. Bynajmniej dla mnie."

"Tak. Przy czym jesteś też szóstkowym uczniem" powiedziała z uśmiechem.

Lekko się zaczerwieniłem.

Uczyliśmy się około 2 godzin, zanim Beth zrobiła kolację. Poprosiła abym został, więc to zrobiłem. Moja mama ma dziś nocną zmianę, więc czemu nie.

Polubiłem mamę oraz brata Cami. Są dokładnie tacy jak ona. Rozmawiają ze mną i naprawdę chcą wysłuchać co mam do powiedzenia. Trochę to dla mnie dziwne, że ktoś się o mnie troszczy. Chociaż raz.

Po kolacji wróciliśmy po pokoju Cami, żeby się jeszcze pouczyć. Całkiem nieźle jej idzie, więc myślę, że ten sprawdzian pójdzie jej równie dobrze.

"Marcel, mam pytanie..." Cami zaczęła

"O co chodzi? Czegoś nie rozumiesz?"

Zaśmiała się, "Nie, to nie ma nic wspólnego z biologią. Chodzi o ciebie."

Przyznam, że nieco się zaniepokoiłem. Pewnie powie mi, że nie chce się już ze mną przyjaźnić. "Tak?"

"Nie wiem w jaki sposób zapytać, żeby nie zabrzmiało to dziwnie..."

"Po prostu zapytaj"

"Twój głos, on się zmienia. Na przykład teraz, jest niski i spokojny, ale już w szkole jest wysoki i szybki."

Roześmiałem się, "to jest to twoje pytanie?"

Natychmiast oblał ją rumieniec, "Tak! Zastanawiało mnie to!" Teraz obydwoje się śmiejemy.

"Kiedy się denerwuję, mój głos staje się bardziej piskliwy i wyższy, czyli przez większość czasu." odpowiedziałem.

"Och... Przepraszam jeśli to pytanie zbyło nie na miejscu."

"Nic nie szkodzi." zapewniłem, uśmiechając się. "Jeśli to wszystko, wróćmy do nauki. Chcę, żebyś zdała go celująco!"


(Następnego wieczora)

Leżałem w łóżku, kiedy mój telefon zaczął dzwonić. Jest 23:00 i normalnie nie dostaję telefonów tak późno. To Cami.

"Cześć Cami" powiedziałem zaspanym głosem.

"Marcel, ja wszystko zapomniałam"

"Co masz na myśli, mówiąc że wszystko zapomniałaś?"

"Przeglądałam fiszki przez dwie godziny i niczego z nich nie pamiętam!"

"Cami, jest późno. Spróbuj iść spać. Mózg pamięta różne rzeczy również kiedy się obudzisz."

"Marcel... Ja się naprawdę denerwuję. Nie mogę niczego zapamiętać" powiedziała drżącym głosem.

"Dobrze, już dobrze. Zostanę trochę dłużej. W czym potrzebujesz pomocy?"

Pomogłem jej nieco przez ponad pół godziny, zanim wróciłem do łóżka. Wydawała się być zmęczona, więc poradziłem, że potrzebuje odpoczynku. Mam tylko nadzieję, że poszła spać od razu.

Powoli odpłynąłem zasypiając.

Skończyłem swój sprawdzian wcześniej, więc czytałem książkę. Spojrzałem na Cami, widocznie się denerwowała. Stukała długopisem w ławkę i wierciła się na krzesełku. Nagle jakieś węże zaczęły wydostawać się z jej długopisu kierując się w moją stronę.

"Cami cię nienawidzi" syczały, "Tylko cię wykorzystuje dla twojej wiedzy. Zawstydzasz ją. Ona cię nie lubi. Jesteś zerem. Ona nie jest twoją przyjaciółką."

Węże śmiały mi się w twarz i wystawiały języki.

"Nigdy nie będziesz miał przyjaciół. Jesteś skończoną ciotą."

Jeden z węży chciał mnie ugryźć, ale się cofnąłem.

Obudziłem się od razu wstając. Cały się trzęsę. Spojrzałem na zegarek, 1:32 rano. A co jeśli mój sen mówił prawdę? Co jeśli Cami mnie nienawidzi? Przecież jestem ciotą, jak mogłaby się przyjaźnić z kimś takim jak ja? Niee, ona jest moją przyjaciółką. Racja? Starałem się uspokoić moje myśli i spróbować znów zasnąć. Tym razem, oby bez koszmarów.

sobota, 28 września 2013

Rozdział 5.

OCZAMI CAMI (tydzień później)

Minął tydzień odkąd przeniosłam się do nowej szkoły. Już tydzień znam Marcela.

Kiedy się tu wprowadziłam, nie wyobrażałam sobie, że spotkam kogoś takiego jak on. Myślałam, że poznam jakieś dziewczyny lubiące muzykę, zespoły i koncerty. Do głowy mi nie wpadł taki ktoś jak Marcel.

Ale szczerze mówiąc on jest niesamowicie miły i słodki. Lubię z nim rozmawiać. Pomimo tego, że jest dręczony w szkole, wciąż jest miły dla wszystkich. Na początku był strasznie cichy i spokojny, ale jakoś sprawiłam, że zaczął rozmawiać.Potrafi być zabawny kiedy zdołasz go poznać i ciągle coś mówi. Nikt nigdy nie trudził się zagadać do kujona i poznać jego prawdziwą stronę. Współczułam mu i zadziwiało mnie, że mimo tego przez co przechodzi, jest jedną z najmilszych osób które kiedykolwiek poznałam.

I ten jego uśmiech... Kiedy się śmieje, te jego dołeczki... Potrafi rozjaśnić cały pokój swoim uśmiechem. Nie potrafię zrozumieć dlaczego ludzie go gnębią, przecież jest niesamowity. Nie mogłam marzyć o lepszym przyjacielu. On jest najlepszy.

Podwoziłam go i odwoziłam ze szkoły codziennie, co jest dobre dla nas obojga. Przez to dużo się o sobie dowiedzieliśmy. Lubi poezję, wiedzieliście o tym? Pokazał mi nieco i muszę powiedzieć, że jest całkiem dobry.

"Co to?" spytałam go wskazując na mały niebieski zeszyt.

"Och, poezja. Trochę piszę"

"Piszesz wiersze? Mogę przeczytać?"

"Śmiało. Ale ostrzegam, że mogą być złe..."

Otworzyłam losowo na jednej ze stron i przeczytałam wiersz na głos.

[N:To jest piosenka Blink 182, ale udawajmy, że to oryginalny wiersz Marcela :)]

"Witaj, aniele z mojego koszmaru
Cieniu w tle kostnicy
Niczego niepodejrzewająca ofiaro doliny ciemności
Możemy żyć jak Jack i Sally jeśli zechcemy
tam gdzie zawsze mnie znajdziesz
Możemy mieć Halloween w Boże Narodzenie
A w nocy będziemy sobie życzyć, aby to nigdy się nie skończyło

Nie trać swojego czasu na mnie jesteś już tylko
Głosem w mojej głowie".


Siedziałam w ciszy.

"Jest zły, mam rację?"

"Nie, Marcel. Jest bardzo dobry. Powiem nawet, że jest świetny."

"Naprawdę?" powiedział z uśmiechem, ukazując dołeczki.

"Nie mogłabym skłamać. Co myślisz/czujesz o poezji?"

"Po prostu przelewam na papier to co w danym momencie czuję. Trochę jak pamiętnik. Zawsze jest, by mnie wysłuchać. Nie osądza mnie, ani tego o czym myślę, tylko przyjmuje do siebie. Hmm trochę to dziwnie zabrzmiało, kiedy wypowiedziałem to na głos..."

"Nie, rozumiem..."

Rozumiałam, że Marcel nie ma nikogo z kim mógłby porozmawiać. Nikt nigdy nie słuchał. Nikogo to nie obchodziło. Powiedziałam sobie, że będę jego przyjaciółką i będę tą osobą z którą będzie mógł o wszystkim porozmawiać. Zawsze go wysłucham.

N: Z racji, że ten rozdział jest krótki, postanowiłam dodać dwa jednego dnia :)  Enjoy :** I dziękuję wszystkim, którzy czytają <3

Rozdział 4.

" Naprawdę zamierzałeś iść taki kawał drogi?" zapytała Cami.

"W sumie nie miałem innego wyjścia... Przegapiłem ostatni autobus, a moja mama jest a pracy...'

"Tak właściwie to dlaczego przegapiłeś ten autobus?"

"Ja.. yy, ja.. hmm.., Byłem zamknięty w schowku woźnych..."

"Marcel.." patrzyła na mnie w sympatią w oczach.

Oczywiście, że cały oblałem się rumieńcem.

Nagle samochód stanął. Spojrzałem na Cami, próbującą odpalić silnik, ale nic z tego. Przeklęła pod nosem.

"Nie ma choć cienia szans, że znasz się na samochodach, prawda?" zapytała.

"Niestety... Ale wydaje się, że koło utkwiło w błocie" Odpowiedziałem jednocześnie wyglądając za szybę.

"Świetnie. Okej, więc plan jest taki: siądziesz za kółkiem, a ja wyjdę i postaram się popchnąć auto"

"Nie. Ja wyjdę. Zdarzało mi się to wcześniej, wiem jak to naprawić."

"Jesteś pewien?"

Przytaknąłem i wyszedłem z samochodu. Złapałem jakiś patyk i starałem się usunąć błoto spod koła. Zerwałem nieco trawy, rzucając ją pod koło.

"Za chwilkę spróbuj ruszyć" poinstruowałem Cami

Bez namysłu, ruszyła od razu. Dzięki niej, byłem caluśki w błocie. Wyjrzała przez szybę i zauważyła co zrobiła.

"O Boże, Marcel! Tak bardzo cię przepraszam!"

"Ekhm.. Nic nie szkodzi. Tak się składa, że lubię wyglądem przypominać kupę."

Dostała napadu śmiechu co spowodowało, że i ja zacząłem się śmiać jak wariat. Wyglądam gorzej niż to jest możliwe, a dodatkowo ledwo co widzę, bo okulary także pokryte są błotem.

"Dobra. Teraz stanę z dala od samochodu, a wtedy ty spróbujesz wyjechać" powiedziałem, walcząc ze śmiechem. Odszedłem, a ona ruszyła. Całe szczęście samochód tym razem wyjechał.

Wskoczyłem do auta po czym Cami roześmiała się, co praktycznie doprowadziło ją do łez.

"Myślę, że powinieneś zmienić swój styl. ten zdecydowanie bardziej do ciebie pasuje" powiedziała

"Czuje się 5kg cięższy."

Oboje nie potrafiliśmy przestać się śmiać przez resztę drogi do domu. W końcu dotarliśmy do mnie, ale nie chcciałem kończyć naszej rozmowy. "To mój dom, właśnie tam" powiedziałem, wskazując budynek.

Uśmiechnęła się i napisała coś na skrawku papieru. "To mój numer. Zadzwoń jeśli chcesz. Nawet jeśli chciałbyś tylko porozmawiać"

Wziąłem i trzymałem go mocno. "Dziękuję ci. Za wszystko."

Zadowolony wchodziłem po schodach i Cami pomachała mi, odjeżdżając. Wszedłem do środka. Tego dnia byłem najszczęśliwszy odkąd pamiętam.

"Cóż to takiego?" mama zapytała gdy tylko mnie zobaczyła.

"Samochód Cami utkwił w błocie."

"Cami?"

Uśmiechnąłem się na samą myśl o niej. "Jest nową dziewczyną w szkole. Myślę.. Myślę, że jest moją przyjaciółką."

Uśmiech od ucha do ucha na twarzy mojej mamy wszystko tłumaczył. Nie miałem żadnego przyjaciela od lat. "To świetnie, kochanie! Jest miła?"

"Jest bardzo miła. Mam nadzieję, że zostanie moją przyjaciółką..."

"A dlaczego miałoby być inaczej?"

"Wiesz jaki jestem, mamo. Nikt nie lubi ze mną przebywać. Jestem cieniasem.

"To nie jest prawda."

"Jesteś moją mamą, więc masz obowiązek tak mówić"

"Uważam, że jesteś najmądrzejszym, najmilszym, najbardziej niesamowitym dzieckiem na całej planecie"

Nie mogłem inaczej zareagować, niż się uśmiechnąć. "Dziękuję. Idę pod prysznic pozbyć się tego wszystkiego"

"Podczas prysznica nie mogłem przestać myśleć o Cami. Znałem ją zaledwie dwa dni, ale rozmawiałem z nią więcej niż z tymi, których znam. Po prysznicu, zadecydowałem zadzwonić do niej. Siedziałem na łóżku nerwowo obracając telefon w rękach. Powoli wybrałem jej numer i usłyszałem kilka sygnałów zanim ktoś odebrał.

"Słucham?" usłyszałem jej pytanie

"Ekhm.. Czy to Cami?"

"Cześć Marcel!"

Uśmiechnąłem się "C-Cześć."

"Całkiem ciekawy dzień dzisiaj mieliśmy" powiedziała śmiejąc się "Więc, dlaczego dzwonisz?"

"Chciałem tylko porozmawiać, t-tak jak mówiłaś."

Rozmawialiśmy ponad godzinę. Jest naprawdę niesamowita.

Myślę, że od teraz mam przyjaciółkę.

Przyjaciółkę. Wow. Nigdy nawet nie przeszło mi przez myśl, że będę wiedział jak to jest mieć kogoś takiego.

piątek, 27 września 2013

Rozdział 3.

OCZAMI MARCELA

"Hej Marcel!" przywitała mnie Cami kiedy weszliśmy do klasy.

"Cześć. Słuchaj.. Przepraszam, że musiałaś zostać za karę. To moja wina."

Położyła rękę na moim ramieniu, "To nie jest twoja wina, nie martw tym"

"Jeszcze raz dziękuję za wczoraj"

"Nie ma problemu" powiedziała ze szczerym uśmiechem.

Miałem plan, żeby trzymać się z dala od Ethana cały dzień, ale jeszcze go dzisiaj nie widziałem. Zacząłem się zastanawiać gdzie się podział. Może jest chory. Mam nadzieję, że to nic poważnego. Może po prostu uciekł z lekcji. Tak, najprawdopodobniej uciekł.

Donośny głos dobiegający z głośników zakłócił moje rozmyślania, "Marcel Styles proszony do gabinetu"

W tym momencie wzrok wszystkich skupiony był na mnie. Wstałem z ławki, spuściłem głowę w dół i zacząłem iść w stronę drzwi.

"Kujon"

"Ciota"

"Mars"

Ludzie szeptali i rzucali obelgi niby to kaszląc kiedy wychodziłem z klasy. Serio, nigdy nie rozumiałem dlaczego mówili na mnie Mars.W sumie, to Mars jest całkiem fajną planetą. Ma dwa księżyce, Phobos i Deimos, wiedzieliście o tym? Aaaa niech to, znowu mój kujon bierze nade mną kontrolę...

Nieśmiało i totalnie roztrzęsiony szedłem korytarzem prosto do gabinetu. Mam jakieś kłopoty, czy co? Nigdy wcześniej nie byłem w takiej sytuacji. A może też będę musiał zostać po lekcjach za karę? Ręce mi się telepią, jakbym miał wczesne stadium parkinsona, oddech zdecydowanie przyspieszył o 150%. Dotarłem do celu i powoli wszedłem do środka.

"Marcel, w końcu się zjawiłeś" Pani A. powiedziała

"Dz-Dzień dobry."

"Pewnie zastanawiasz się dlaczego tu jesteś. Usiądź." dodała zdecydowanie zbyt miłym tonem w dodatku uśmiechając się.

W tym momencie zdałem sobie sprawę, że mój kołnierzyk w koszuli jest niezwykle interesujący, gdyż zacząłem się nim bawić i wykręcać na wszystkie strony. Tu jest zbyt gorąco.

"Wczoraj podczas lunchu" zaczęła, "Co się stało?"

Siedziałem cicho

"Wszystko w porządku Marcel, możesz mi powiedzieć"

Pokiwałem głową przecząco, "O-On mnie pobije, jeśli powiem cokolwiek" wymamrotałem pod nosem.

"Kto, Marcel? Kto miałby cię pobić?"

"Co? Ojj, nieważne, nikt."

"Więc on się nad tobą znęca?"

"Wszyscy to robią." wyszeptałem.

"Wszyscy? Jestem pewna, że na pewno nie wszyscy"

"Wszyscy to robią. C-Czy mógłbym już iść?" moja uwaga najwyraźniej przeszła z kołnierzyka na kciuki kiedy nie patrzyłem jej w oczy.

Spojrzała z sympatią, "Tak, możesz już odejść. Dowiedziałam się wszystkiego, czego chciałam. Ach, I Marcel, Ethan będzie zawieszony na 3 dni"

"Proszę mu nie mówić, że rozmawiała pani ze mną."

"Bez obaw, nic nie powiem. Miłego dnia, Marcelu"

"Wzajemnie, Pani A."

Wróciłem do klasy oszołomiony. Ciągle mam wrażenie, że ktoś nagle wyskoczy i zrobi mi krzywdę, ale korytarze są puste. Nie powinienem nic mówić pani A., ale ona była jedyną nauczycielką, która zapytała o to co mi się stało. Co prawda, myślę, że i tak mi nie uwierzyła kiedy powiedziałem, że każdy się nade mną znęca. Nikt nigdy nie próbował zapobiec temu, albo chociaż mi pomóc. Wszyscy w tej szkole są albo dręczycielami, albo po prostu obserwują z boku nic nie robiąc.
*

"No błagam.. Otwórzcie, otwórzcie!" powiedziałem, wykręcając klamkę przy drzwiach. W końcu ktoś otworzył i wybiegłem ze szkoły, starając się złapać autobus. Ktoś zamknął mnie w schowku woźnych na ostatniej lekcji i właśnie się wydostałem. Kiedy tylko wyszedłem na zewnątrz, wszystkie autokary odjechały. Zajebiście.. Ja to zawsze mam szczęście, a na dodatek właśnie zaczęło padać.

Zacząłem długą wędrówkę do domu. W przeciągu kilku minut, wszystkie moje ubrania są przemoczone. W tym momencie żałuję, że moja kurtka nie ma kaptura. Poza tym, idę prawie na oślep, bo przez krople na okularach mało co widzę.

Ni z gruchy, ni z pietruchy pojawił się samochód, jechał zdecydowanie za szybko. Nim się zorientowałem, przejechał koło mnie, wjeżdżając w wielką kałużę. Super. Teraz dodatkowo jestem pokryty błotem. Grupka nastolatek śmiały się w najlepsze, a jedna z nich krzyknęła przez szybę, "ooooops! Sorki Mars! Chociaż w sumie to nie przepraszam, to jest przekomiczne!"

"Im bardziej padało, tym niżej trzymałem głowę. Włosy przykleiły mi się do czoła, a buty skrzeczą przy każdym kroku. Oh i nie zapominajmy, że jestem uwalony błotem od stóp do głów. Cudownie...

Postanowiłem wejść do najbliższego budynku, który okazał się być sklepem z książkami. Świetnie! Mogę spokojnie czytać i przeczekać ten cholerny deszcz. Rozglądałem się w poszukiwaniu łazienki, która dzięki Bogu, okazało się jednoosobowa. Najlepiej jak mogłem, starałem się wysuszyć mokre ubrania suszarką, ale niezbyt to pomogło. Włosy zaczynały się stroszyć i stawać dęba, przez co coraz bardziej przypominałem brudnego muppeta. Kiedy tylko częściowo się ogarnąłem i osuszyłem, ruszyłem w stronę sklepu. Szukałem książki, której jeszcze nie miałem okazji przeczytaj, co szczerze powiedziawszy, jest dla mnie trudne. Natknąłem się na jedną, która wydawała się interesująca, Trzynaście Powodów Dlaczego. Kupiłem książkę i gorącą czekoladę, po czym usiadłem na wygodniej kanapie. Pozwoliłem odpłynąć swojej wyobraźni i skupić się na tym co czytam.

"Nie wiesz co dzieje się w czyimkolwiek życiu, poza swoim. I kiedy pogrywasz sobie z częścią czyjegoś życia, nie ogranicza się to tylko do tej części. Niestety, nie możesz byś aż tak dokładny i konkretny. Kiedy pogrywasz z jedną częścią czyjegoś życia, pogrywasz z całym ich życiem. Wszystko... oddziałuje na wszystko."

Poczułem łzy spływające po moim policzku, ale nie próbowałem ich otrzeć. Podkreśliłem wiele zdań w książce. Pokochałem ją. Ta książka praktycznie opisuje moje życie, mnie.

"Marcel?" Usłyszałem czyjeś pytanie.

Szybko otarłem łzy i spojrzałem w gorę, by zobaczyć Cami.

"Wszystko w porządku?" spytała zmartwiona.

"Co? Och, tak. Ta książka jest bardzo smutna... Yyy, która godzina?"

"5:00"

Byłem tutaj już ponad godzinę. Sprawdziłem telefon na którym były trzy nieodebrane połączenia od mamy.

"J-Ja muszę już iść do domu. Do zobaczenia."

"Marcel, niesamowicie leje deszcz. Pozwól mi się podrzucić do domu."

"Dam sobie radę, naprawdę."

"No daj spokój. Gdzie mieszkasz?"

Poddałem się i pozwoliłem jej się odwieźć.

W końcu nie zdarzy się nic złego, prawda?

czwartek, 26 września 2013

Rozdział 2.

Zawsze w porze lunchu siedziałem sam. Siadałem w rogu, próbując zostać niezauważonym przez innych. Zdarzało się, że ludzie rzucali we mnie swoim jedzeniem, ale nigdy nic z tym nie robiłem. Zauważyłem Cami wchodzącą do stołówki. Obserwowałem ją by zobaczyć gdzie usiądzie.

Ethan, wysoki, cwany koksu złapał ją za nadgarstek i przyprowadził do stolika. W sumie to przyciągnął ją i posadził na swoim kolanie, jednocześnie obejmując ramieniem. Powiedział coś, co doprowadziło ją do śmiechu po czym przedstawił ją wszystkim. Takim to sposobem Cami została jedną z popularnych.

Moja "przyjaźń" nie przetrwała nawet jednego dnia..

Przeniosłem wzrok z powrotem na książkę, lecz nie mogąc się skupić, zerknąłem na Cami. Zauważyłem jak spiorunowała Ethana wzrokiem i powiedziała mu coś niezbyt miłego, sądząc po jej surowym wyrazie twarzy. Gdy tylko słowa opuściły jej usta, wszyscy stali zszokowani. Odeszła od stolika wyraźnie przygnębiona i zdenerwowana jednocześnie.

Szła w moją stronę.


Usiadła naprzeciw mnie. Wróciła do mnie.. Nikt nigdy nie zrobił czegoś takiego...

"Nie mogę w to uwierzyć!" powiedziała

"C-Co się stało?" szepnąłem

"Nie chcesz wiedzieć"

Siedziałem cicho.

"Nie mogę uwierzyć, że można być tak odrażającym!" uderzyła pięścią w stoliki

Łooł. Pospiesznie zacząłem odpakowywać moje pudełko z lunchem gdy Ethan szedł w stronę stolika przy którym siedziałem.

"Naprawdę jesteś głodny?" zapytała Cami z uśmiechem

Nic nie odpowiedziałem. Umieściłem całe swoje jedzenie na krawędzi stolika i zacząłem czytać zapomnianą już książkę.

Ethan podszedł do stolika i spojrzał na jedzenie, "majonez?" zapytał. Powoli skinąłem głową. "Przecież wiesz, że nienawidzę majonezu!"

"J-Ja przepraszam" wymamrotałem nawet nie podnosząc wzroku, "Ja z-zapomniałem"

Uśmiech Cami przeszedł w zmieszane spojrzenie, gdy obserwowała co się właśnie działo.

"Zapomniałeś, taaa? Cóż, następnym razem lepiej nie zapomnij!"

Wyciągnął kanapkę z pojemnika, rozdzielił ją i mając po jednym kawałku w każdej ręce, przywalił mi nimi prosto w policzki, a że był na nich majonez to chwilowo się tam przykleiły.

"Jesteś bardziej obrzydliwy niż majonez" powiedział Ethan, po czym wziął resztę mojego jedzenia i odszedł od stolika.

Odkleiłem chleb i wytarłem moje oślizgłe policzki. Cami wstała ze swojego miejsca i odeszła.

Taa.. Prawdopodobnie mnie teraz zostawi, kiedy już się zorientowała jakim żałosnym i kompromitującym jestem kujonem.

"Hej" powiedziała do Ethana i uderzyła go w ramię, "Kto dał ci prawo do tego, aby traktować Marcela w ten sposób?!"

"A tobie kto dał prawo do mówienia do mnie w ten sposób?"

"Słuchaj, nigdy więcej nie waż się robić coś takiego Marcelowi!"

"Nie robiłbym sobie tego, Nowa. Dałem ci szansę przebywania ze mną. Straciłaś ją i wybrałaś Marsa a nie mnie?"

"Jesteś odrażający"

"Też chcesz mnie pocałować tak bardzo jak ja chcę ciebie?"

"Przepraszam za wcześniej" powiedziała zupełnie innym tonem.

Zbliżył się by ją pocałować, ona zbliżyła się by pocałować jego...

Niespodziewanie, Cami chwyciła mleko w kartonie z najbliższego stolika i wylała je na głowę Ethana. Jest zdecydowanie w wielkim szoku.

"Co do ch-" wykrzyczał z całą wiązanką wyzwisk i przekleństw.

"Trzymaj się z daleka!" powiedziała Cami i zaraz po tym ruszyła w moją stronę, by zająć miejsce przy moim stoliku. "Myślę, że jeśli o niego chodzi to nie masz się już co martwić" powiedziała z uśmiechem.

"Dz-dziękuję"

"Marcel, Boże ty się cały telepiesz. Wszystko w porządku?"

"Wszystko gra" wyszeptałem, "wszystko okej"

"Czy.. uhhh.. czy to często się dzieje?"

"C-Codziennie" powiedziałem patrząc w dół

Tak.. to jest moje życie. Każdego dnia.

OCZAMI CAMI

Więc.. siedzę właśnie z Ethanem u dyrektora. Jest cały w mleku i ma skrzyżowane na piersiach ręce. Dyrektor, Pani A. patrzy na nas surowo zza swojego biurka.

"Cami, to jest twój pierwszy dzień, a już wylądowałaś tutaj." powiedziała

"Nigdy wcześniej nie miałam kłopotów, ale Ethan to idiota" odpowiedziałam

"Cami, nie tolerujemy tutaj wyzwisk"

"Ach tak.. ale w porządku jest to, że wkłada mi rękę pod bluzkę w czasie lunchu? I Marcel.. ON zabiera jego lunch każdego dnia. Dzisiaj nie spodobała mu się kanapka Marcela, więc umieścił ją na twarzy Marcela. Czy to jest w porządku? NIE! To nie jest w porządku. Więc wylałam na niego mleko, żeby wiedział jak to jest być w Marcela skórze chociaż przez chwilę."

"Nie zrobiłem niczego z tych rzeczy!" powiedział Ethan, "Marcel to mój przyjaciel! Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił!"

Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale dyrektor spiorunowała mnie wzrokiem.

"Rozmawiam sobie z Cami i nagle zupełnie bez powodu wylała na mnie mleko! Zapraszałem ją tylko, by usiadła z nami podczas lunchu!" bronił się Ethan.

"Boże jaki z ciebie kłamca!"

"Ach tak? To ja jestem kłamcą?" powiedział wyraźnie rozzłoszczony

"Ktokolwiek mówi prawdę, nie interesuje mnie to. Obydwoje zostajecie po lekcjach za karę. Teraz, wróćcie do swoich klas"

"Stanęłam w obronie przyjaciela" powiedziałam, "Jakim cudem zostałam za to ukarana?"

"Mogę sprawić, że będą to dwa dni kary, nie jeden"

Wróciłam do klasy nic już nie mówiąc.
**

Kiedy dotarłam do domu była już prawie czwarta.

Złapałam jabłko ze złością i usiadłam na kanapie.

"Dlaczego tak późno wróciłaś do domu?" spytała mnie mama

"Została za karę po lekcjach" mój brat, Sam, powiedział. Posłałam mu mordercze spojrzenie.

"Kara?! Już pierwszego dnia?! Cami Anne O'Donnell!" krzyknęła mama.

"Mamo, ale ja wcale na to nie zasłużyłam"

"Wylałaś na kogoś mleko!" wtrącił Sam.

"Zamknij ryj! Ska ty w ogóle o tym wiesz?"

"Każdy wie!"

"Sam, wyjdź w tej chwili!" powiedziała mama, rozdzielając nas.

Weszłam do swojego pokoju i trzasnęłam drzwiami. Za chwilkę przyszła mama i usiadła obok mnie na łóżku. "Co się stało?"

Przyciągnęłam kolana do siebie, "Jest taki jeden chłopak, Ethan, więc.. włożył mi rękę pod bluzkę podczas lunchu..."

"ŻE CO?!"

"Mamo, to nie koniec. Więc.. odeszłam od niego. Inny chłopak, Marcel, wydaje się być miły, ale nie jest zbyt rozmowny. Przebywałam z nim dzisiaj. Sęk w tym, że jest dręczony każdego dnia. Ethan zabiera mu jego jedzenie codziennie, ale dzisiaj nie przypadła mu do gustu kanapka, więc wylądowała na twarzy Marcela. Powiedziałam mu, że ma przestać, ale on chciał mnie pocałować! Więc pomyślałam, że troszkę pogram w tę grę, żeby zbliżyć się do jego twarzy i wtedy właśnie wylałam na niego mleko. Zdecydowanie na to zasłużył."

Mama zaczęła się głośno śmiać.

"Mamo, to nie jest śmieszne!"

"Oh, jesteś wykapaną córeczką tatusia"

Uśmiechnęłam się. Tata zmarł kilka miesięcy temu, to właśnie dlatego przeprowadziliśmy się tutaj.

"Bardzo dobrze, że postawiłaś się w obronie swojej i przyjaciela, kochanie. Ale następnym razem, spróbuj nie dostać kary." Cmoknęła mnie w czoło, "Kolacja powinna być gotowa za chwilę".

WHAT'SSS UUUUUUUP! Miałam dodawać rozdziały w poniedziałki, środy i piątki, aale że wolę tłumaczyć niż uczyć się na dwa jutrzejsze sprawdziany, to wyszło jak wyszło. :D  Ach, jeśli są jakieś błędy to z góry przepraszam :)
ENJOY :*

środa, 25 września 2013

Rozdział 1.

Stałem na zewnątrz, czekając na busa. Tak, mam prawo jazdy, potrafię prowadzić, ale moja mama po prostu mi na to nie pozwala. Ostatni samochód który miałem, został totalnie zniszczony przez jakichś kretynów. Teraz to rzadko kiedy gdziekolwiek jeżdżę sam. Za bardzo boję się, że coś się stanie. Aż nie mogę się doczekać ukończenia szkoły, wtedy to udowodnię wszystkim, że byli w błędzie. Zamierzam wyjechać jak najdalej stąd i w końcu zacząć normalnie żyć. Będę miał żonę i dzieci, a co najważniejsze, dopilnuję, żeby nigdy, ale to przenigdy nie były nękane i zastraszane tak jak to było w moim przypadku.

Zatraciłem się w wyobrażeniu mojej przyszłości kiedy zatrzymał się mój bus. Wszedłem do środka ze spuszczoną głową. Ktoś rzucił we mnie ołówkiem i opluł gumą do żucia. Powoli ściągnąłem ją z szyi i usiadłem na wolnym miejscu, przyklejając gumę do szyby. Odrażające. Wyjąłem książkę i przycisnąłem okulary bliżej oczu. Czytam Gwiazd Naszych Wina już chyba po raz dwudziesty.

Zanim się zorientowałem dojechaliśmy na miejsce. Już ledwo zauważałam zaczepki i wyśmiewanie mnie, a może raczej przestałem zdawać sobie z tego sprawę, bo stało się to dzienną rutyną..

Idę na pierwszą lekcję, biologię. Powoli sunę korytarzem nie patrząc na nikogo. Ktoś przebiegł i pchnął mnie na szafkę przez co moje okulary wylądowały na środku korytarza. No pięknie.. bez nich jestem totalnie ślepy. Padłem na kolana próbując jakimś sposobem znaleźć okulary. Macałem podłogę bezcelowo i macałem aż w końcu zobaczyłem jakąś postać naprzeciwko mnie. Cofnąłem się nieco, bo znając życie, na pewno ten ktoś chciał mnie skrzywdzić w jakiś sposób. Ten ktoś złapał moją rękę po czym udało mi się wyczuć, że chyba jest to dziewczyna. Poczułem jak odsuwa mnie z dala od ludzi. Pomogła mi się podnieść z podłogi i się ogarnąć.

"Proszę, twoje okulary", powiedziała z uśmiechem.

"Dz-dziękuję" wyjąkałem. Jestem cholernie zdziwiony, że ktoś rzeczywiście ktoś mi pomógł.

"Wszystko w porządku?" zapytała zmartwiona.

"Tak, zdarza mi się to cały czas" wymamrotałem do podłogi

Odchyliła głowę i powiedziała z grymasem "Muszę iść, do zobaczenia. "

Żałuję, że nie widziałem jej twarzy. Nie miałem zielonego pojęcia jak ona wygląda. Kiedy tylko podała mi okulary, przeniosłem spojrzenie na swoje stopy... tak jak zawsze...

Udało mi się dotrzeć na biologię w jednym kawałku, dzięki Bogu. Pan Brown (nazwisk nie będę tłumaczyć, chyba, że wolicie Pana Brązowego:D ) uśmiechnął się do mnie z sympatią kiedy udałem się na swoje miejsce w tylnym kącie sali. Gdybyśmy tylko mogli wybierać miejsca, wybrałbym pierwszy rząd.Oczywiście nie obyło się bez jęków i złośliwych uwag kiedy zajmowałem swoje miejsce, ale starałem się to ignorować. Wyjąłem swoją książkę i zacząłem czytać. Zdążyłem już nadrobić zaległości i ogarnąć poziom tej klasy od kiedy niezwłocznie zacząłem czytać i pobierać lekcje w każdą sobotę na uniwersytecie.

"Klaso, dzisiaj poznamy nową uczennicę, nazywa się Cami. Możesz usiąść gdziekolwiek chcesz" powiedział Pan Brown.

Spojrzałem znad książki i zobaczyłem dziewczynę idącą w moim kierunku gdzie znajdowało się wolne miejsce. Na biologii zawsze dwie osoby a nie jedna siedzą przy stoliku.

Dobry Boże.

Nie siadaj ze mną.

Spojrzałem na nią prawie że błagalnym wzrokiem, próbując telepatycznie, w jakiś sposób dać jej do zrozumienia, żeby tu nie siadała.

To zrujnuje jej życie towarzyskie w stu procentach. Nawet o tym nie wiedząc, nie miała szans zostać lubianą kiedy usiądzie koło mnie, ze mną...

Usiadła.

Usiadła?!  CO?!

Wszyscy w klasie intensywnie nas obserwują, a pan Brown dalej prowadzi lekcję jakby nic się nie stało. Ale wszyscy patrzą.......

Nie odzywaj się do mnie, nic nie mów. Twoje życie będzie skończone, jeśli powiesz do mnie choć jedno słowo.

Odezwała się.

"Co czytasz?" szepnęła do mnie.

Wszyscy odetchnęli i zaczęli szeptać między soba.

Nikt NIGDY ze mną nie rozmawia.

Ignoruj ją, Marcel.

Uniosłem okładkę, aby pokazać jej tytuł książki.

"Gwiazd naszych Wina... Dobry wybór" powiedziała przy czym skinęła i dopowiedziała z uśmieszkiem "Jestem Cami". Nie odpowiem jej.

Wzięła głęboki oddech.

"Normalnie odpowiedziałbyś również się przedstawiając" powiedziała

"Nie jestem normalny" wymamrotałem, wciąż nie patrząc na nią.

"Nie szkodzi, ja też nie jestem normalna. Więc.. masz zamiar wyjawić mi swoje imię, czy nie?"

"To jest,.. Ja.. Jestem Marcel"

"Marcel... Miło mi cię poznać, znowu."

Zmarszczyłem brwi w zmieszaniu i w końcu spojrzałem na nią. "Znowu?"

Jest piękna. Ma proste, blond włosy sięgające do ramion, piwne oczy i kilka piegów.

"Podałam ci okulary na korytarzu dzisiaj" powiedziała z uśmiechem.

Spaliłem buraka.... "Oh..Więc.. Uh... Dziękuję"

Wszyscy wciąż nas obserwują.
Wracam do książki.

*
Wyszła za mną z klasy i próbowała nawiązać rozmowę. Dlaczego ona w ogóle chciała ze mną rozmawiać?! Zacznie mnie nękać, dręczyć i poniżać tak jak wszyscy inni to robią, na pewno tak będzie.

"Więc, jaka jest twoja następna lekcja?" zapytała

"Historia"

"Moja też!! W jakiej sali?"

"72" powiedziałem, przepychając się przez korytarz

"Ja też!!"

Uśmiechnąłem się, ale ona tego nie widzi. W sumie to mogę się tym cieszyć póki trwa. W końcu i tak niedługo się skończy, cokolwiek to jest. Obstawiam, że mnie zostawi wraz z końcem tygodnia.

Wstęp

Mam na imię Marcel.
Kujon.
Poeta.
Nastoletni nieudacznik.
Myślisz, że znasz prawdziwego mnie, ale tak nie jest.
Chciałbym, żebyś mógł zobaczyć prawdziwego mnie, ale nikogo to nie interesuje.
Dopóki nie zjawiła się ona...

Na dzień dobry.

Witam kochane! :)
Postanowiłam tłumaczyć to opowiadanie tylko i wyłącznie ze względu na moją ciut nienormalną friend forever:D (cześć chujku:*), no a skoro i tak mam to tłumaczyć to czemu nie dać innym szansy na przeczytanie tego ff o Marcelu. Ja osobiście się wkręciłam, ale ja jak to ja, czytam coś non stop :P
Tak więc zapraszam, zacznę dodawać rozdziały jak tylko znajdę chwilkę czasu na przetłumaczenie, ale myślę, że z 3 rozdziały tygodniowo będę dodawać. :)
Zapraszam, xx