niedziela, 25 maja 2014

NOWOŚCI

Oczywiście nie nowy rozdział, tylko mała informacja :) 

Jeśli są tu jacyś zwolennicy fanfików o Justinie i wilkołakach, to zapraszam na moje nowe tłumaczenie 



Love, Kasja ♥

piątek, 16 maja 2014

EPILOG

* 4 lata później *

"Jesteś gotów?" Spytał mnie Niall.

Poprawiłem swój krawat i przytaknąłem. Uśmiechnął się i wyszedł ze mną na zewnątrz.

"Nie mogę uwierzyć, że ten dzień właśnie nadszedł." Powiedział zanim odszedł na swoje miejsce. "Powodzenia, Marcel." Dodał, poklepując mnie po plecach.

Tak wiele wydarzyło się przez ostatnie 4 lata. Właśnie ukończyłem Harvard a Cami Berklee. Jestem w trakcie pisania książki, co Cami zasugerowała kilka lat temu. Będzie opublikowana za kilka miesięcy, ale wy już znacie tę historię, przeżywaliście ją ze mną.

Chłopcy radzą sobie świetnie. Teraz mają przerwę w trasie, stali się bardzo popularni od czasu X-Factora. Mimo, że go nie wygrali, to wygrali cały świat. Może lubisz ich muzykę i słuchasz ich piosenek. Sam występowałem na ich kilku koncertach, nawet mam grupkę fanów. Również napisałem dla nich parę piosenek.

Ja i Cami, cóż, wciąż jesteśmy razem. Nie mogę wyobrazić sobie życia z kimś innym. Ona jest miłością mojego życia na dobre i złe. Pewnie zastanawiacie się co się teraz dzieję, więc będę kontynuować.

Stałem na pomoście przy jeziorze i nerwowo przeplatałem palce. Jezioro jest dokładnie takie samo jak zawsze. Nic się nie zmieniło. To jedno z niewielu rzeczy w moim życiu, które pozostały takie same.

Wiatr powiewa delikatnie, nie za mocno, ale w sam raz. Słaby zapach wody i słodkich kwiatów wypełnia powietrze. Słońce wciąż świeci, przez co jezioro lśni jak diamenty. Bardziej idealnie być nie może.

Louis podszedł do mnie i uśmiechnął się. "Cieszę się twoim szczęściem, Marcel."

Również się uśmiechnąłem. "Powinienem być aż tak zdenerwowany?"

Wzruszył ramionami i podszedł do reszty chłopaków.

Nie mogę się doczekać aż zobaczę Cami. Ciekawe czy też denerwuje się tak bardzo jak ja.

Muzyka zaczęła rozbrzmiewać, uśmiechnąłem się do mojej mamy siedzącej w pierwszym rzędzie.

Lux, dziewczynka z kwiatami, szła powoli w swojej jasnofioletowej sukience, rozsypując płatki kwiatów. Theo podąża zaraz za nią trzymając w rękach poduszeczkę z obrączkami. Córka Zayna, Izzy, stoi obok niego z zakurzonym pudełkiem w dłoniach.

Oddech uwiązł mi w gardle, gdy w końcu ujrzałem Cami. To jak zakochiwanie się od nowa. Uśmiechała sie delikatnie, podchodząc do mnie stałym tempem. Serce wali mi jak szalone i ledwo stoję w miejscu.

Jest przepiękna.

Jej długa, biała suknia jest cudowna, dokładnie tak jak ona. W górnej części sukni są kryształy, ktore świecą jak miliony gwiazd.

Ona jest moją gwiazdą.

To nie może się dziać naprawdę. Mam wrażenie jakbym śnił. Wydaje się jakbyśmy zaledwie wczoraj razem z Cami wskoczyli do wody z tego pomostu. Tak wiele wspomnień z tego miejsca.

Naszego miejsca.

Cami dotarła pod ołtarz i jej mama puściła jej dłoń. Ona puszcza swoją córkę. Nadszedł ten czas.

"Wyglądasz.. Wow. Zapiera dech w piersi."  Wyszeptałem.

Zarumieniła się. "Kocham cię." Powiedziała zanim wzięła mnie za rękę.

Jestem zahipnotyzowany kiedy przemawiał urzędnik i zanim się zorientowałem, prosi nas o powiedzenie swoich przysiąg.

Moje gardło jest całkowicie suche, a serce zaraz eksploduje.

Izzy podeszła z pudełkiem i wyciągnęła z niego kopertę. W środku są te wszystkie rzeczy, które włożyliśmy przed wyjazdem i napisane przez nas listy, które posłużą teraz za nasze przysięgi. Podała mi kopertę i wyciągnąłem z niej dwa listy. Nie czytaliśmy ich aż do tej pory. Nawet nie pamiętam co tam napisałem. Swój list trzymałem mocno w dłoni i podałem Cami jej.

Kaszlnąłem i rozłożyłem kartkę. Mój głos wydaje się niestabilny, ale zacząłem czytać.  "Cami, kocham cię dzisiaj, będę cie kochał jutro, będę cię kochał aż do skończenia świata.

Dziś jest 20 maja i za 4 dni kończymy szkołę. Mamy po 18 lat. Jeśli kiedykolwiek to przeczytasz, mam nadzieję, że wywoła to uśmiech na twojej twarzy. Mam nadzieję, że czytając to, nie jesteś smutna i mam nadzieję, że wciąż jesteśmy razem." Przerwałem na chwilę i się uśmiechnąłem. "Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Jesteś powodem dla którego się uśmiecham. Jesteś powodem dla którego jestem szczęśliwy.

Pamiętasz, kiedy złapała mnie ulewa? To było kilka dni po tym jak się poznaliśmy. Nigdy tego nikomu nie mówiłem, ale jeśli byś mnie wtedy nie odebrała z księgarni, zabiłbym się." Spojrzałem znad kartki. "Spróbujmy zapomnieć o tamtych dniach." Dodałem zanim ponownie zacząłem czytać. "Ale dzięki tobie tego nie zrobiłem. Czekałem nieco dłużej. A teraz spójrz gdzie mnie to zaprowadziło.

A nasz pierwszy pocałunek. Było tak niezręcznie, a jednocześnie niesamowicie. Nigdy nie czułem takich motyli w brzuchu. Później, za każdym razem gdy o tobie myślałem, nie mogłem powstrzymać uśmiechu na mojej twarzy. Chciałem spędzać z tobą całe dnie, nigdy nie chciałem się z tobą rozstawać. I nigdy nie chcę cie stracić.

Więc zanim to przeczytasz, może być to za dwadzieścia lat. Możemy być starzy i pomarszczeni albo możemy być młodymi dorosłymi. Ale nie ważne jak wiele lat minie, mam nadzieję, że wciąż się kochamy.

Kocham cię, Cam." Skończyłem czytać, ale postanowiłem dodać kilka słów do swojej przysięgi. "Cam, jesteś moją pierwszą miłością, moją jedyną miłością. Nie mogę wyobrazić sobie życia bez ciebie. Kocham to, że mogę cię nazywać moją. Chcę spędzić z tobą resztę życia. Kocham cię."

Oczy Cami zaszły łzami gdy otworzyła swój list i zaczęła czytać. "Marcel, nigdy nie byłam dobra w pisaniu listów. To ty jesteś pisarzem. Z góry przepraszam jeśli będzie to okropne, ale może będzie to najlepsze co w życiu przeczytasz." Zaśmiała się lekko, kiedy łza popłynęła po jej policzku, po czym kontynuowała. "Pamiętam dzień w którym cie poznałam. Zostałeś popchnięty na korytarzu i spadły ci okulary. Wydawałeś się być taki przestraszony. Pytałam o ciebie. Nie znałam twojego imienia, ale wszyscy znali ciebie. Nazywali cię "mądralą" albo "Mars". Nie powiedzieli mi w sumie nic więcej poza tym. Podjęłam decyzję, że muszę cie lepiej poznać.

Cieszę się, że podjęłam tę decyzję. Jesteś najmilszym, najzabawniejszym i najmądrzejszym człowiekiem jakiego znam.Nigdy nie myślałam, że poznam osobę, szczerze i bezinteresownie miłą do wszystkich, ale wyprowadziłeś mnie z błędu.

Za każdym razem zadziwiało mnie to, że nieważne jak bardzo byłeś nękany, zawsze byłeś miły dla innych. Nigdy nie byłeś wredny czy agresywny.

Dzięki tobie jestem lepszym człowiekiem. Ludzie mówią, że istnieje osoba, która wydobywa z nas to, co najlepsze. Cóż, ty jesteś dla mnie tą osobą. Ty mnie inspirujesz i uszczęśliwiasz. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła... Więc, zdaje się, że chcę powiedzieć, że jesteś niesamowity. Dobrze to podsumowuje. Jesteś moją gwiazdą. Kocham cię." Podniosła wzrok i uśmiechnęła się do mnie. "Cóż, to był krótki list co tylko potwierdza jak okropna jestem w pisaniu. Marcel, wierzę, że każdy ma swoją bratnią duszę. Tę jedną osobę, która jest nam przeznaczona. Jedną osobą z którą dzielisz serce. I wierzę, że ja jestem twoją, a ty moją bratnią duszą. Jestem podekscytowania wizją spędzania z tobą reszty życia. Nie mogę doczekać się tego, co przygotował dla nas los, nieważne czy będzie to złe czy dobre. Jak długo będę przy tobie, tak nic mi nie będzie. Kocham cię całym moim sercem." Uśmiechnęła się, a ja ostrożnie otarłem łzy z jej policzków.

Urzędnik zaczął mówić. "Czy ty, Marcelu Styles bierzesz Cami O'Donnell za żonę?"

"Tak, biorę." Odpowiedziałem z dumą.

"Czy ty, Cami O'Donnell bierzesz Marcela Stylesa za męża?"

"Tak, biorę." Powiedziała z radością.

"Możesz teraz pocałować pannę młodą."

Pochyliłem się i pocałowałem Cami, miłość mojego życia.

Całowałem moją żonę.

Wszyscy wiwatowali kiedy odchodziliśmy od ołtarza w stronę białej limuzyny. Rzucali ryżem, a my śmialiśmy się gdy w nas trafiał. Kiedy wsiedliśmy do samochodu, Cami złożyła pocałunek na moim policzku.

"Cami Styles. Podoba mi się."  Wyznała.

"Pan i pani Styles brzmi cudownie."


*

Louis stoi na środku parkietu z mikrofonem w dłoni. Pomachał do mnie i się uśmiechnął.

Jesteśmy teraz na przyjęciu weselnym. Sala jest pięknie wystrojona różnymi odcieniami fioletu i srebra. Łagodna muzyka rozbrzmiewa w tle. Siedzę obok Cami, trzymając ją za rękę.

Louis oczyścił gardło i stuknął dwa razy w swój kieliszek. Wszyscy zwrócili się w jego stronę.  "Cześć wszystkim, jestem Louis. Pewnie już to wiecie. Tak naprawdę to nie wiem jak zacząć, nie wiem nawet dlaczego to ja jestem drużbą. Ale... Poznałem Marcela w liceum, ale tak naprawdę nigdy nie rozmawialiśmy aż do mojego ukończenia szkoły. Od tamtej pory jesteśmy ze sobą blisko. Jest jednym z najlepszych przyjaciół o jakiego mógłbym prosić. Zawsze jest przy mnie, gdy go potrzebuję i zawsze będzie. Będzie niesamowitym mężem i ojcem, pewnego dnia. On i Cami są najmilszymi i najlepszymi ludźmi jakich kiedykolwiek poznałem. Są dla siebie stworzeni. Po tym jak na siebie patrzą, widzimy jak bardzo się kochają. Są nierozłączni. Tylko na nich spójrzcie! Przez te wszystkie lata kiedy ich znam, nigdy nie zatracili tej miłości wobec siebie, nawet jeśli się kłócili. Chcę im życzyć najwspanialszego i najtrwalszego małżeństwa. Nie ważcie się stracić tej miłości, bo jest bezcenna. Zdarza się tylko raz w życiu. A teraz zobaczmy jak tańczą!"

Niall zaczął grać na gitarze i wraz z Zaynem, Liamem i Louisem zaczęli śpiewać.

N// piosenka to Ingrid Michaelson - Can't Help Falling In Love

Wstałem i wyciągnąłem rękę do Cami.

"Czy mogę prosić o ten taniec?" Zapytałem, tak jak za dawnych czasów.

"Oczywiście, że możesz." Odpowiedziała z nieśmiałym uśmiechem.

Trzymałem jej dłoń w swojej i szliśmy na parkiet. Oparła głowę na moim ramieniu i powoli kołysaliśmy się w rytm muzyki.

"Nie robiliśmy tego od dłuższego czasu." wyszeptała.

"Wiem. Ostatni raz był przed wyjazdem do koledżu."

"Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo tęskniłam za tańczeniem z tobą."

"Obiecałem, że nie był to nasz ostatni taniec, nawet jeśli pojawił się on trochę późno."

"Nie obchodzi mnie jak późno czy jak wcześnie. Czekałabym nawet milion lat by móc znów z tobą zatańczyć."

"Tak jak rzeka wpływa pewnie do morza,
tak kochanie dzieje się ze mną,
niektóre rzeczy są stworzone dla siebie,
więc weź mą dłoń, weź też całe moje życie,
bo nie potrafię się powstrzymać od zakochiwania się w Tobie.
" śpiewałem wprost do jej ucha.

Mogę wyraźnie czuć bicie jej serca tuż przy moim. Jej suknia plącze się między naszymi nogami, a jej oddech łaskocze moje ucho.

"Nie mogę się doczekać spędzenia z tobą reszty mojego życia." wyszeptała.

Zastanawiam się jak wszystko będzie wyglądało za kilka lat, czy będziemy mieli dzieci. Dwójka dzieci wydaje się odpowiednią liczbą. Nie jestem pewien czy jestem gotowy na bycie ojcem, ale wiem, że kiedy nastanie odpowiednia pora, będę starał się najlepiej jak mogę.

Piosenka się skończyła, ledwo trwała wystarczająco długo. Wydawało się jakby minęło kilka sekund.

Zdaje się, że tak właśnie wygląda miłość. Wszystko mija zdecydowanie za szybko, ale każdy moment jest wyjątkowy. To mix emocji tych dobrych i złych. Sprawia, że serce bije szybciej i brzuch wypełnia się motylami.  Wciąż nie mogę w pełni opisać czym jest miłość i chyba nigdy nie będę w stanie. To jest coś, co czujesz w środku.

Cami złapała moją rękę i wracaliśmy do stołu i uśmiechnęła się, gdy siadaliśmy.

"Dzisiejszy dzień jest najlepszy w moim życiu."  wyznała.

Pocałowałem ją w policzek. "Nigdy nie byłem szczęśliwszy."

Po kilku chwilach nadszedł czas na tort. Jest cudowny z białym lukrem i fioletowymi kwiatami.  Trzymałem dłoń Cami w swojej gdy kroiliśmy razem tort. Wykroiliśmy mały kawałek i spróbowaliśmy go. Uzgodniliśmy, żeby nie ubrudzić sobie nim naszych twarzy. Cami nie chciała zniszczyć sukni. Co mi pasuje, bo ja nie chcę mieć ciasta na twarzy.

Przez ramię spojrzałem na Nialla, rozmawiającego ze swoją dziewczyną Ellie. Dziewczyną, która w końcu nauczyła się kochać. Przedstawiłem im sobie nieco ponad rok temu i nieco później zaczęli się spotykać.

Zayn i Perrie tańczą ze swoją córką. Liam i Louis śmieją się z czegoś przy stole z deserami.

Wszyscy są szczęśliwi.

Życie staje się lepsze i poznałem to na własnej skórze.

Uśmiechnąłem się do siebie, myśląc o tym jak daleko zaszedłem. Od chłopca, który ledwo się odzywał do mężczyzny, którym jestem teraz. Kto by pomyślał, że tak właśnie się stanie.

Życie jest pięknym darem i już nigdy nie zamierzam być nieszczęśliwym z tego powodu.






-----------------
Kochanii, w końcu epilog. To już koniec :(
Dziękuję tym co czytali i komentowali :*  Zaczęły się wakacje, więc pomyślałam, żeby wypełnić te 4,5 miesiąca wolnego, jakimś nowym tłumaczeniem. Jeśli macie jakieś propozycje, to wysyłajcie w pytaniach na moim asku [ @kaasjaaa ]

Love, Kasja ♥

piątek, 9 maja 2014

ROZDZIAŁ 45.

OCZAMI MARCELA * 3 miesiące później *

"Denerwujesz się?" Cami wyszeptała, kładąc głowę na moim ramieniu. Jesteśmy w moim studio, słuchamy nagrań, siedząc na kanapie. To ostatni raz kiedy będziemy mogli to zrobić.

"Nie spałem od kilku dni." Wyznałem, uśmiechając się nieśmiało.

"Ja też."

Zamknęła oczy i wtuliła się bardziej. Mogę czuć jej oddech na mojej skórze i bicie jej serca.

"Słyszę jak bije twoje serce."  Powiedzieliśmy w tym samym czasie przez co się roześmialiśmy.

Siedzieliśmy w ciszy przez kilka minut, pochłonięci myślami.

Zastanawiam się, czy wciąż będziemy to robić w koledżu. Siedzieć w swoich ramionach w deszczowe dni i oglądać filmy wciąż będąc w piżamach. Albo czy będziemy się razem uczyć do ważnych egzaminów. Może będziemy spacerować po pokrytym śniegiem kampusie, podziwiając przyrodę. Jest tak wiele rzeczy, które moglibyśmy robić razem.

"Marcel?" wyszeptała Cami.

"Taa?"

"Mogłabym tu zostać z tobą już na zawsze."

"Jak długo będę z tobą, tak mogę być wszędzie."

Drzwi gwałtownie się otworzyły, wpuszczając do pomieszczenia stróżkę światła.

"Jesteście gotowi?" zapytała mama.

Wstałem i wzruszyłem ramionami. "chyba tak."

Będę tęsknił za tym miejscem. Będę tęsknił za przypadkowym szarpaniem strun i uderzaniem w klawisze fortepianu aż w końcu bym wpadł na nową piosenkę. Będę tęsknił za słuchaniem starych nagrań, przywracających wspomnienia. Będę tęsknił za tańczeniem z Cami w tym pokoju.

"Czekaj, jest jeszcze jedno co musimy zrobić. Wyjdziemy za minutę." Poinformowałem mamę.

Cami spojrzała na mnie zmieszana. "Co musimy zrobić?"

"Czy mogę prosić do tańca?" zapytałem z uśmiechem.

"Oczywiście, że możesz." odpowiedziała, chwytając mnie za rękę.

Pamiętam kiedy zatańczyliśmy tutaj pierwszy raz.

"Kocham tę piosenkę." Cami wyznała ściszonym głosem.

"W takim razie zatańczmy." 

"Marcel, ty nienawidzisz tańczyć." dodała wybuchając śmiechem.

"Nie, jeśli tańczę z tobą. Czy mogę prosić o ten taniec?" Powiedziałem, wyciągając do niej dłoń.

"Ależ proszę bardzo."

"To nie jest mała głupia chwila
To nie jest burza, przed ciszą
To jest głęboki i umierający oddech
Tej miłości nad którą pracowaliśmy."  śpiewałem szeptem wprost do jej ucha.


"Nie wydaje mi się, bym mogła trzymać cię tak jak chciałam
Bym mogła poczuć cię w swoich ramionach
Nikt nie przyjdzie cię uratować
Podnieśliśmy zbyt wiele fałszywych alarmów." dodała, przyłączając się do śpiewania.


"Spadamy na dno
Ty też to widzisz
Spadamy na dno
I wiesz, że jesteśmy skazani na przegraną
Moja droga, 
Powoli tańczymy w płonącym pokoju."

Obróciłem ją i zamknąłem w swoich ramionach. Kołysaliśmy się w przód i w tył gdy podniosła głowę i posłała mi uśmiech.

Nachyliłem się i złożyłem pocałunek na jej ustach, wciąż mocno tuląc do siebie.

"Kocham cię."

Jest dokładnie tak jak za pierwszym razem. Gdy mam ją przy sobie, czas zdaje się zatrzymywać. Nie chcę nigdy wyjeżdżać.

"Kocham cię." wyznała. "Dziękuję za ostatni taniec tutaj."

"Wcale nie musi być ostatni."

"Obiecujesz?"

"Nigdy nie złamałbym obietnicy."

Po raz ostatni zgasiłem światło, trzymając klucz mocno w swoich dłoniach.

Wyszliśmy na zewnątrz do naszych czekających rodzin. Jest słoneczny dzień, w połowie sierpnia. Dla każdego innego człowieka, jest to zwykły letni dzień, ale dla nas jest to ostatni dzień kiedy tu jesteśmy aż do świąt Bożego Narodzenia.

Podszedłem do Gemmy i przytuliłem ją. Powstrzymywała łzy.

"Bądź dla siebie dobry, okej? Jeśli będziesz czegoś potrzebował, dzwoń do mnie." mówiła, gdy trwaliśmy w uścisku.

"Nic mi nie będzie, obiecuję." zapewniłem. "Już wszystko ze mną w porządku. Będzie dobrze."

Przytuliła mnie z całych sił jeszcze jeden raz. "Będę za tobą tęsknić. Dzwoń do mnie jak tylko będziesz mógł."

Przytaknąłem i podszedłem do Sama.

Sporo wyrósł w te wakacje. Dorasta w tej chwili. Ma krótsze włosy i jest bardziej opalony. Jest prawie tak wysoki jak ja.

Cami go przytula i czochra jego włosy. "Nie rób niczego głupiego pod moją nieobecność."

Poprawił fryzurę i uśmiechnął się. "Postaram się."

"Marcel ma ci coś do powiedzenia." powiedziała, popychając mnie w jego stronę.

"Więc... Wiem, że zawsze chciałeś grać na perkusji." Zacząłem.

Przytaknął.

"Pomyślałem, że może pozwolę ci korzystać z mojej, kiedy mnie nie będzie..." Zaproponowałem.

"Co?" Zapytał podekscytowany.

"Tutaj masz klucz do mojego studia. Możesz grać na jakim tylko chcesz instrumencie, kiedy chcesz. Ufam ci, Sam. Nikt inny nie ma tam wstępu. Żadnych imprez, nic. Jeśli się zakochasz, może zabierzesz tam dziewczynę, ale nie rób nic, czego później będziesz żałował. Jasne?"

"Marcel, nie mogę wziąć tych kluczy. To twoje studio."

"Teraz jest nasze." Poprawiłem go.

Przytulił mnie początkowo niepewnie, po czym się rozluźnił. "Dzięki. Kiedy wrócisz, będę zawodowcem, obiecuję. Bardzo ci dziękuję."

"Baw się dobrze, okej?"

"Będę."

Niall, Liam, Louis i Zayn podjechali szybko z piskiem opon.

"Spóźniliśmy się?!"  Krzyknął Louis przez szybę.

"Uspokój się. Przecież Cami i Marcel stoją przed tobą." Powiedział Zayn.

Roześmiałem się. "Cześć wam."

Wszyscy wybiegli z samochodu i zamknęli mnie i Cami w grupowym uścisku.

"Chłopaki, kocham was wszystkich, ale nie mogę oddychać." Wymamrotała po chwili Cami.

Oddalili się lekko, dając nam nieco przestrzeni.

Niall powoli do mnie podszedł. "Będę za tobą tęsknił, kolego. Lepiej żebyś tutaj wrócił i zobaczył nasz casting do X-Factor."

"Nie mógłbym tego przegapić. Jestem pewien, że się dostaniecie."

"Wciąż myślę, że powinieneś dołączyć do zespołu, co za strata." Niall dodał w żartach. Wiem, że chce, żebym był z nimi w zespole, ale ja tego nie chcę.

Wzruszyłem ramionami. "Byłoby fajnie, co nie?"

Następnie podszedł do mnie Louis. "Postaraj się mi coś przywieźć. Mój rozmiar to M. Och, i bądź sobą, poznawaj nowych ludzi. Jesteś całkiem spoko, muszę przyznać." Powiedział mi, uśmiechając się. "Nie bój się."

"Będę za wami tęsknił, chłopaki." wyznałem.

Zaśmiałem się i pożegnałem się z innymi.

Upewniłem się, że wszystkie nasze bagaże są w samochodzie i wskoczyłem do środka. Siedziałem z tyłu razem z Cami i machaliśmy do naszych rodzin i przyjaciół.

Ostatni raz popatrzyłem na miejsce, które nazywam domem zanim odjechaliśmy na lotnisko. Sylwetki wszystkich stawały się coraz mniejsze, a po chwili już w ogóle ich nie widziałem.

Nerwowo czekałem na ten moment przez całe lato. Teraz, kiedy w końcu nadszedł, wydaje mi się jakby było to nieprawdziwe. Motyle w moim brzuchu przemieszczają się szybko, a moje serce bije szybciej niż normalnie. Tak bardzo się denerwuję, ale jestem też podekscytowany.

Jest to początek nowego życia. Mogę robić co tylko chcę, dokonywać wyborów.

"Będę tęsknić za wszystkimi." Wyszeptała Cami patrząc na mnie smutnym wzrokiem.

Ścisnąłem jej dłoń. "Wrócimy tu, zanim się zorientujesz."

"Nie mogę uwierzyć, że lecisz do Ameryki. Moje dziecko." mama powiedziała pod nosem, prowadząc samochód. Obok niej siedziała mama Cami, robiąc zdjęcia, bo chce udokumentować cały dzień.

Wyjrzałem przez szybę, myśląc o tym jak wiele przytrafiło mi się tego roku. W ciągu ostatnich kilku miesięcy moje życie zmieniło się diametralnie, na lepsze. Zawarłem przyjaźnie na całe życie i jestem z miłością mojego życia. Moją pierwszą miłością. Ona jest teraz częścią mojej rodziny. Czuję, jakbym znał ją od zawsze.

I nie mogę się doczekać tego, co przygotował dla nas koledż.


*

"Pasażerowie lotu 192 proszeni na pokład."

Wstałem powoli i złapałem Cami za rękę.

"Gotowa?" Spytałem.

Uśmiechnęła się. "Bardziej już nie będę."

Moja mama uściskała mnie z całej siły i pocałowała w czoło. "Zadzwoń jak tylko wylądujesz, dobrze? Próbuj pisać lub dzwonić kiedy tylko będziesz mógł. Tak bardzo będę za tobą tęsknić."  Oczy jej zaszły łzami, które lada chwila wypłynął.

"Mamo, nie płacz. Proszę cię, bo zaraz i ja zacznę." Przyznałem z uśmiechem.

"Marcel." Przytuliła mnie mocno po raz ostatni zanim wypuściła ze swoich ramion.

"Kocham cię." powiedziałem, odchodząc.

"Też cię kocham." Odpowiedziała, posyłając buziaka. Otarła pojedynczą łzę.

Cami też się rozkleiła, płacze cicho, podchodząc do stewardessy.

"Cami, proszę. Tylko nie ty. Wszystko będzie dobrze." Szeptałem, kreśląc okręgi na jej plecach.

"Wiem... Martwię się o nich. teraz została tylko moja mama i Sam... I nie będzie nas przez tak długi okres czasu. Nigdy nie byłam bez nich tak długo."

Pocałowałem ją w czoło i uniosłem policzek. "Obiecuję, że nic im się nie stanie. Tobie z resztą też."

Pociągnęła nosem i przytaknęła. Spojrzała przez ramię i ostatni raz pomachała do swojej mamy.

"Żałuję, że nie ma tu mojego tata." Przyznała cicho.

"Jestem pewien, że zawsze jest z tobą i jest z ciebie bardzo dumny."

Uśmiechnęła się lekko i podała bilet stewardessie.

Stawialiśmy pierwsze kroki na długim korytarzu prowadzącego do samolotu.

Zdaje się, że jest to pożegnanie.

Nie ma już odwrotu.

Daliśmy radę.

Ja dałem radę.


------------------------------------
Hej kochani <3
Wiem, że dawno nic nie dodałam, ale te matury mnie po prostu wykończyły.... :(  W przyszłym tygodniu mam ostatnie egzaminy i około środy postaram sie dodać epilog.

Love youuuu ♥ Kasja.