wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 44.

OCZAMI MARCELA:

"Dobry wieczór, nazywam się Marcel. Nie, to nie brzmi dobrze. Witajcie, jestem Marcel. Nie, tak jeszcze gorzej. Cześć, jestem Marcel. Tak, o wiele lepiej." Mówiłem do swojego lustrzanego odbicia. Wziąłem głęboki oddech i zawiązałem krawat. "Jesteś mądry. Będzie dobrze, dasz radę." Powtarzałem sobie.

Dziś jest ten dzień.

Już czas.

W końcu kończę szkołę.

Tak długo czekałem na ten dzień, aż w końcu nadszedł. Wydaje się to niemożliwe.

Mama weszła do pokoju i poprawiła mi włosy. "Moje dziecko kończy szkołę."

"Jeszcze nawet nie jesteśmy w szkole, a ty już prawie płaczesz." Powiedziałem, przytulając ją.

"Kocham cię." Powiedziała z głową schowaną w moim ramieniu. "Jestem z ciebie taka dumna."

"Też cię kocham, mamo."

Otarła łzy, "Idę przygotować aparat. Zejdź na dół, kiedy będziesz gotowy."

Powoli rozejrzałem się po swoim pokoju. Przesunąłem palcami po starej mapie przyczepionej na ścianie. Spojrzałem na moje niebieskie łóżko i sięgnąłem do góry, by dotknąć jednej z gwiazd przyklejonej do sufitu.

Wszystko jest tu takie same jak było.

Pomimo tego, że wszystko inne się zmienia.

Zgasiłem światło i po raz ostatni spojrzałem w ciemność zanim zamknąłem za sobą drzwi.

Cami jest na dole, wygląda przepięknie. Ma pofalowane włosy i jest ubrana w lekką, niebieską sukienkę.

"To już dzisiejsza noc." Powiedziała z uśmiechem. "Zdenerwowany?"

"Ja? Zdenerwowany? Mówiąc na oczach całej szkoły? Pff, oczywiście, że nie." Zażartowałem. "Oczywiście, że jestem!" Dodałem z grymasem.

"Dasz radę." Zapewniła, poprawiając mi krawat. "Wyglądasz nieźle."

Pocałowałem ją delikatnie. "A ty wyglądasz pięknie."

Ścisnęła moją rękę. "Gotowy?"

Westchnąłem i starałem się powstrzymać motyl w brzuchu. "Tak mi się wydaje..."


*

"A teraz mowę wygłosi, Marcel Styles."

Wytarłem dłonie o kolana i wstałem niepewnie. Zjada mnie stres.

Dasz radę, Marcel. 

Powoli wszedłem na scenę i odpowiednio ustawiłem mikrofon.  "Cześć wszystkim, jestem Marcel." Czuję, że nie mogę oddychać. "Wielu z was zna mnie jako Marsa lub kujona z końca klasy." Kilka osób się zaśmiało. "A większość z was zapewne mnie nie zna. Ale dziś jest ten dzień, który wszyscy czekaliśmy. Ukończenie szkoły. Po tym dniu, nie będziemy już licealistami. Możemy już się nigdy więcej nie zobaczyć."

"Od lat marzyłem o tym dniu. Nie mogłem się tego doczekać." serce zaczęło mi szybciej bić. "Jedni chcą ukończyć szkołę, by móc w spokoju siedzieć w domu, a inni chcą imprezować. Większość z nas pójdzie do koledżu. A ja chciałem się stąd po prostu wydostać."

"Nie będę udawał, że 4 lata liceum były najlepsze w moim życiu, bo tak nie było. Ukrywałem tak wiele rzeczy... A teraz nadszedł czas, żebyście wszyscy poznali prawdziwego mnie. Mnie, Marcela. Nie kujona z końca klasy. Przez większość swojego życia byłem dręczony, nękany. Większość czasu spędzałem samotnie, słuchając muzyki i pisząc piosenki. Robiłem sobie tatuaże by pozbyć się wewnętrznego bólu..." Podciągnąłem rękaw, by pokazać moją rękę. Ludzie zaczęli szeptać między sobą. "Mówi się, że w liceum jest lepiej. Ale zaczynało być lepiej dopiero kilka miesięcy temu... Codziennie byłem wytykany palcami. Nauczyciele, uczniowie, nikt nie zrobił nic by mi pomóc. Nie jestem w tym jedyny. Takie sytuacje zdarzają się wszędzie. I każdego dnia zastanawiałem się czy się zabić czy nie, tylko dlatego, że byłem źle traktowany przez innych. Próbowałem jednego dnia, popełnić.." Większość osób zakryła usta ręką, w szoku. "I zdecydowałem, że nie pozwolę, by inni mnie złamali. I była to najlepsza decyzja w moim życiu."

"Teraz stoję przed wami, wszystkimi, nareszcie kończąc szkołę i wygłaszając końcową mowę. Wszyscy daliśmy radę. Zrobiliśmy to.Daliśmy radę.Niektórzy mieli ciężej od innych. I nie uważam, że moja sytuacja była najgorsza, chcę jedynie uświadomić was, że takie rzeczy się zdarzają. Szkoła nie zawsze jest przyjaznym i bezpiecznym miejscem dla ludzi... Nie chcę zmieniać tego w smutną historię i nie chcę, żebyście się nade mną litowali, czuję się świetnie. Ale najważniejsze, chcę podziękować ludziom, którzy mnie uratowali."  Spojrzałem na Cami i posłałem jej uśmiech. Niall uniósł kciuk do góry. Widzę również Nialla, Louisa i Zayna na trybunach. " Zdobyłem w tym roku pięciu najlepszych przyjaciół, chcę przez to powiedzieć, żebyście się nie poddawali. Zawsze jest światełko na końcu tunelu i możecie przez to przejść. Mam nadzieję, że zainspirowało was to do milszego traktowania innych ludzi, nawet jeśli chodzi o powiedzenia zwykłego komplementu. Może to zmienić czyjeś życie. Wiem, że niektórych z was to nie obchodzi i nigdy nie będzie obchodziło. Ale najpierw dobrze pomyślcie zanim coś zrobicie lub powiecie.  Dziękuję za uwagę."

Powoli zszedłem ze sceny, ręce mi się trzęsą a nogi stają się coraz słabsze. Ledwo co czuję swoje ciało.

Każdy mnie w ciszy obserwuje.

Jedna osoba wstała i zaczęła bić brawo.

A za nią kolejna i kolejna.

Wkrótce już wszyscy klaszczą.

Wtedy spojrzałem na ich twarze.

Szok, zmieszanie, nawet łzy.

"Brawo, Marcel!" Ktoś krzyknął.

Dyrektorka podeszła do mikrofonu i poprosiła o ciszę. Otarła łzy z policzków. "Dziękuję, Marcel. Teraz uh... ee.. Przejdźmy do świadectw. Josh Allen, Ally Anderson... "

Zszokowany czekałem na swoje świadectwo.

Co się tak właściwie stało przed chwilą?

Wszystko działo się tak szybko. Nawet nie pamiętam tego, co mówiłem. To wszystko wydaje się nieprawdziwe. Chyba śnię.

"Niall Horan..."

Niall przeszedł obok mnie i poklepał po ramieniu. "Dobra robota, kolego. Poradziłeś sobie."

"Cami O'Donnell..."

"Marcel Styles."

Normalnie, czeka się do odczytania całej listy, ale wszyscy znów zaczęli bić mi brawo.

Naprawdę wywarłem na nich takie wrażenie?

Nie mogłem tego zrobić, mogłem?

Usiadłem i czekałem na odczytanie listy do końca.

"Gratuluje wszystkim. Ukończyliście szkołę."  Potwierdziła dyrektorka.

Wszyscy wyrzuciliśmy w górę nasze birety (czapki). Za chwile setki ich opadły na ziemię.

To jakby nowy początek.

Nasze dorosłe życie zaczyna się właśnie teraz.

 Możemy obrać ścieżkę życia jaką tylko chcemy.

Cami przecisnęła się przez tłum i podeszła do mnie. Otuliłem ją ramionami i przytuliłem mocno. Spojrzała na mnie i pocałowaliśmy się.

Odsunęła się na moment i uśmiechnęła. "Zrobiłeś to. Byłeś świetny!"

"Wciąż się trzęsę!" Wyznałem, śmiejąc się.


*

Stoję z Niallem i Cami, kiedy podszedł do nas Ethan.

"Cześć, uh, ee, Marcel, mogę z tobą porozmawiać?"  zaczął nieśmiało.

Popatrzyłem na Cami i skinęła głową.

"Ee, jasne." odpowiedziałem.

Przeliśmy do mniej zatłoczonego miejsca i Ethan opuścił wzrok na ziemię.

Po jakimś czasie w końcu spojrzał mi w oczy i zaczął mówić. "Słuchaj, ee, ja nie wiedziałem o tym wszystkim. Myślałem... Nie wiem co myślałem. Nie wiem dlaczego uważałem, że robienie ci tych wszystkich rzeczy było w porządku. I, uhh, ja.. ja tylko..." Wziął głęboki oddech. "Przepraszam. Przepraszam cię, Marcel." Odchylił na moment głowę do tyłu spoglądając na sufit po czym zrobił coś, czego się nie spodziewałem.

Mocno mnie przytulił.

"Przepraszam." Wymamrotał. "Przepraszam, że dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że to co robiłem, było złe."

W tamtej chwili zobaczyłem Ethana, którego znałem. Chłopaka, który był moim najlepszym przyjacielem.

Widziałem niewinność na jego twarzy.Widać, że jest przygnębiony i wstydzi się tego co robił.

Uśmiechnąłem się i też go przytuliłem. "Dziękuję."

Spojrzał na mnie, naprawdę spojrzał pierwszy raz od wielu lat. "Naprawdę cie przepraszam."

Odwrócił się, by odejść, ale go zatrzymałem. "Ethan. Bądź dobry dla siebie i dla innych, dobrze? I nie myśl za dużo o mnie, bo ze mną wszystko w porządku."

Pokiwał głową. "Marcel, myślę że już do końca życia będę żałował tego co ci zrobiłem."

"Nic mi nie będzie. Już po wszystkim, przetrwałem."

"Przepraszam."Powiedział po czym zaczął odchodzić. Odwrócił się ostatni raz. "Dokonasz czegoś niesamowitego, Marcel. Nie zmieniaj się tak jak ja to zrobiłem."




----------------------------------
Ryczę. Tak bardzo :( Przetłumaczyłam właśnie rozdział z zakończeniem w szkoły, a sama mam zakończenie w ten piątek :(  Tak bardzo szybko to wszystko minęło i nie chcę się rozstawać z tymi ludźmi, czas za szybko mija... Myślałam, że inni tylko żartowali, gdy mówili, że liceum przeleci przed oczami w mgnieniu oka, ale niestety mieli rację...  To oficjalne. Mam depresję, idę płakać :|

+Kocham was, został jeden rozdział do końca  i epilog.

Kasja ♥

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 43.

OCZAMI MARCELA:

Nalałem mleka do kawy i patrzyłem jak kolory się mieszały aż przybrała jasno brązowy kolor. Podszedłem do Cami i usiadłem obok niej. Trzyma w dłoniach kubek z gorącą czekoladą i wtuliła się do mnie.

"Berklee." wyszeptała zanim wzięła kolejny łyk z kubka. "Możesz w to uwierzyć?"

Potrząsnąłem głową. "Myślałem, że następne kilka lat spędzę bez ciebie. Ale będziemy tak blisko."

"Możemy się razem uczyć, widywać się codziennie. Możemy poznać nowych znajomych i może chodzić na imprezy."  Wymieniała, szturchając mnie w żebra.

"Imprezy? Ja? Nie." powiedziałem w żartach.

"Może wyjdzie z ciebie ten wewnętrzny bad boy?"

"Jestem pewien, że tatuaże są najgroźniejszym co ze mnie wyjdzie."

Roześmiała się. "Pewnie masz rację... Myślałeś kiedyś, że właśnie tak wyglądać będzie twoje życie?  Że pójdziesz na Harvard? Ja zawsze myślałam, że zostanę nauczycielką... Ale teraz, zostaję terapeutą muzycznym. Dziwne jak bardzo wszystko się zmienia..."

"Tak jakby zawsze miałem zaplanowaną przyszłość... Biznes jest w rodzinie więc zostało to dla mnie wybrane, tak sądzę... Chcę zostać pisarzem. Może kiedyś napiszę jakąś książkę."

"Myślę, że będziesz świetnym pisarzem. Mógłbyś pisać o swoich doświadczeniach i pomóc nastolatkom..."

Siedziałem przez chwilę cicho, myśląc o tym. "Tak uważasz?"

Przytaknęła. "Byłby to numer jeden wśród bestsellerów." Dodała z uśmiechem.

"Szczerze w to wątpię."

"Jeśli nie napiszesz książki, będzie to jedna rzecz, której zawsze będziesz żałował."

Może napiszę tę książkę. Może podzielę się moją historią z innymi nastolatkami i pomogę im uporać się z problemami.

A może pozostawię to tylko w wyobraźni.

Kiedy deszcz przestał padać i skończyliśmy nasze napoje, pojechaliśmy do domu Cami. Mamy zamiar powiedzieć jej mamie o Berklee.

Spojrzała na mnie gdy zatrzymaliśmy się na podjeździe. "Nie mów nic mamie. Będę udawać smutną, ty też powinieneś."

Przytaknąłem i zaparkowałem samochód.

"Czy wyglądam na smutną?" spytała zmieniając wyraz twarzy.

Podniosłem kciuk do góry i złapałem za rękę gdy szliśmy do drzwi. Oparła głowę na moim ramieniu, by dodać dramatyczny efekt.

Powoli nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi. Mama Cami jest w kuchni, słychać jak myje naczynia.

"Usiądźmy na kanapie." Wyszeptała do mnie Cami.

Poprowadziłem nas do kanapy i usiadłem. Cami wtuliła głowę w moją szyję, a ja pocieszająco kreśliłem kółka na jej dłoni.

Pani O'Donnell zeszła na dół.

"Cześć, Marcel!" Powiedziała wesoło. Zauważyła Cami i wyszeptała, "Czy wszystko w porządku?"

Usiadła naprzeciw nas i zmarszczyła brwi.

"Mamo, dowiedziałam się o Berklee..."

"Naprawdę?"

Cami powoli przytaknęła.

"Chcesz, żebym jej powiedział?" Wtrąciłem, próbując ukryć uśmiech.

"Mamo, ja... ja... dostałam pełne stypendium do Berklee!!!"  wykrzyknęła w końcu.

"Dostałaś?!"

Cami pokiwała szybko głową, "Dlaczego nie powiedziałaś mi, że The Fray brało w tym udział?!"

"Nie chciałam, żebyś robiła sobie nadzieje, jeśli nic by z tego nie wyszło. Cami, to fantastyczne!"

"Wiem! Nie mogę w to uwierzyć! I będziemy z Marcelem tylko 10 minut od siebie."

Mama wzięła ją w ramiona i tuliła mocno.

"Jestem z ciebie taka dumna, kochana"

"Dziękuję, mamo." Powiedziała Cami w ramię matki.

Sam zszedł na dół i usiadł koło mnie.

"O co chodzi?" spytał.

"Cami dostała się na Berklee."

"A, wiem o tym."

"Serio?"

"Tak, ale nie mów jej o tym. Mama powiedziała mi, że ktoś próbował wcisnąć ją na listę. Wiedziałem, że się dostanie, ma talent. Ale nie mów jej, że to powiedziałem." wyszeptał.

"Nie powiem..."

Rozmawiałem z Samem jedynie kilka razy. Stara się udawać cwaniaczka i twardziela, ale w rzeczywistości jest słodkim dzieciakiem. Widywałem go w szkole, rozmawiającego z nieśmiałymi dziaciakami, albo próbując kogoś rozśmieszyć. Jest zupełnie jak jego siostra.

"Słyszałem, że oświadczyłeś się mojej siostrze?" Zaczął.

"Nie oświadczyłem się, to tylko pierścionek obietnicy." wyjaśniłem.

"Cóż, w takim razie oświadcz się jej za kilka lat. Nie chcę jej widzieć z nikim innym. Lubię cię, Marcel. Jesteś całkiem spoko."

"Dzięki, Sam, też nie jesteś taki zły."

"Hej, jestem fantastyczny. Ale słuchaj, jeśli złamiesz jej serce, znajdę cię wszędzie. Ona cię kocha."

"Też ją kocham. Nie masz się o co martwić. Myślę, że się nie rozstaniemy."


*

Kochana Cami,

Kocham cię dzisiaj, będę cię kochał jutro, będę cię kochał do skończenia świata.

Dziś jest 20 maja, 4 dni do ukończenia szkoły. Mamy po 18 lat.

Jeśli kiedykolwiek to przeczytasz, mam nadzieję, że masz uśmiech na twarzy. Mam nadzieję, że nie czytasz tego ze smutkiem.

I mam nadzieję, że wciąż jesteśmy razem.

Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Jesteś powodem, dla którego się uśmiecham. Dzięki Tobie jestem szczęśliwy.

Pamiętasz, kiedy złapała nas ulewa? To było kilka dni po tym jak się poznaliśmy. Nigdy tego nikomu nie mówiłem, ale gdybyś wtedy mnie nie zabrała z księgarni to bym się zabił. Ale dzięki tobie tego nie zrobiłem. Czekałem nieco dłużej.

I spójrz gdzie mnie to zaprowadziło :)

I nasz pierwszy pocałunek, to było takie niezręczne, a jednocześnie niesamowite. Nigdy nie czułem takich motyli w brzuchu. Łaskotały, ale w dobry sposób. Później, za każdym razem gdy o tobie myślałem, nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Chciałem przebywać z tobą całymi dniami, dzień w dzień. Nie chciałem być bez ciebie.

 I wciąż nie chcę.

Więc kiedy to czytasz, być może po 20 latach. Możemy być starzy i pomarszczeni albo młodymi dorosłymi.

Ale nie ważne ile lat minęło, mam nadzieję, że wciąż się kochamy.

Kocham Cię, Cam.

Twój na zawsze,

Marcel.

Złożyłem kawałek papieru i wsadziłem do białej koperty. Włożyłem do pudełka po butach i czekałem, aż Cami skończy pisać swój list.

Jesteśmy nad jeziorem, siedzimy na pomoście. Cami naprzeciwko mnie, szybko pisze słowa na papierze.

Ciekawe o czym pisze.

Gdy skończyła, wypełniliśmy pudełko zdjęciami i różne drobiazgi. Ja włożyłem kamień z jeziora, a ona pomięty bilet z koncertu The Fray. Piosenka, którą napisałem. Gitarowa kostka. Jedna z moich kaset. Wróżba z ciasteczka, kiedy poszliśmy na chińszczyznę.

Zakleiliśmy pudełko i wykopaliśmy dół w ziemi. Wybraliśmy jezioro, bo to nasze specjalne miejsce. Za kilka lat wrócimy tutaj i wykopiemy to pudło. Powrócą nam wspomnienia, niektóre może już zapomniane, a niektóre wciąż idealnie zapamiętane.

OCZAMI CAMI:

Kochany Marcelu

Cześć, tu Cami.  Jest 20 maja.

Nigdy nie byłam dobra w pisaniu listów. To ty zawsze byłeś pisarzem. Przepraszam, jeśli ten list jest okropny, ale może będzie to najlepsze co przeczytałeś.

Pamiętam dzień w którym cię poznałam. Byłeś popychany na korytarzu i spadły ci okulary. Wydawałeś się taki przerażony.

Pytałam o ciebie. Nie znałam twojego imienia, ale wydawało się, że wszyscy cię znali. Mówili o tobie "mądrala" albo "Mars". Nie powiedzieli mi nic poza tym.

Podjęłam decyzję, że muszę i chcę się o tobie dowiedzieć czegoś więcej.

Cieszę się, że podjęłam taką decyzję. Jesteś najmilszą, najmądrzejszą osobą jaką poznałam. Nie sądziłam, że poznam kiedyś osobę, która będzie szczerze miła i uprzejma dla wszystkich, ale ty właśnie tego dowiodłeś.

Zawsze mnie to zadziwiało, że pomimo tego jak bardzo byłeś poniżany, wciąż pozostawałeś dla wszystkich miły. Ani razu nie byłeś złośliwy.

Uczyniłeś mnie lepszym człowiekiem. Mówi się, że istnieje ktoś, kto odkrywa w tobie to, bo najlepsze. Cóż, Ty jesteś dla mnie tą osobą. To Ty mnie inspirujesz i uszczęśliwiasz.

Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła...

Więc, wydaje mi się, że chcę powiedzieć, że jesteś niesamowity. Dobre podsumowanie. Jesteś moją gwiazdą, Kocham Cię. 

Na zawsze i na wieki.

Cami.

Zakleiłam kopertę i włożyłam do pudełka.

Kiedy zakopywaliśmy je w ziemi, czułam jakby nasze wspomnienia, były bezpiecznie zachowane. Kiedy wrócimy, będzie to jak powrót do przeszłości. Gdybym mogła, zatrzymałabym się w tej chwili na zawsze. Po prostu siedzieć tu z Marcelem całą wieczność, aż się zestarzejemy.

Jak długo będę z Marcelem, tak będę szczęśliwa.




----------------------------------------------
Hejooo, wesołych świąt! ♥
Zostały nam dwa rozdziały do końca :( chlip chlip. Rozważam tłumaczenie kolejnego ff, ale jeszcze muszę to dobrze przemyśleć ;) Jakieś pomysły/propozycje? :>

Love, Kasja <3

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 42.

OCZAMI CAMI:

Obudziłam się słysząc deszcz za oknem. Spojrzałam na zegarek, 9:00.

Po wczorajszej nocy mam wrażenie, że unoszę się nad ziemią. Wszystko było idealne, żadnej skazy. Sięgnęłam do stolika przy łóżku by wziąć pierścionek. Nałożyłam go na palec i uśmiechnęłam się.

Kiedy zeszłam na dół, mama siedziała na kanapie i czytała gazetę.

"Jak ci się udał wieczór?" spytała podnosząc wzrok.

"Niesamowicie."

"Gdzie byliście?"

Opowiedziałam jej wszystko. Od drogi na miejsce do powrotu do domu. Nie mogę powstrzymać uśmiechu na wspomnienia z wczorajszej nocy.  Chcę to zapamiętać do końca życia.

"Więc, co od niego dostałaś?"  Spytała, kiedy skończyłam.

Podniosłam rękę i się uśmiechnęłam.

Wzięła szybki oddech i niemal zadławiła się kawą.

Roześmiałam się, "Mamo, to nie jest pierścionek zaręczynowy. To tylko symbol obietnicy."

Uniosła brwi. "Obietnicy czego?"

"Że za cztery lata, nie ważne gdzie będziemy, spędzimy moje urodziny wspólnie."

"Dlaczego? Żadne z was nie wybiera się do odległego koledżu."

"Tak właściwie to Marcel wyjeżdża."

"Gdzie? Przecież nie jesteśmy w jakimś ogromnym państwie."

"Leci do Ameryki..." wyszeptałam.

"Och, kochanie..."

Machnęłam ręką, "Nic nie szkodzi. Nic mi nie będzie. Naprawdę." Skłamałam. Nie mogę wyobrazić sobie tego, że będziemy z dala od siebie. "Czy przyszły do mnie wczoraj jakieś pisma z uczelni?"  Zapytałam, zmieniając temat.

Mama westchnęła, "Nie, przykro mi."

"Cóż, pójdę sprawdzić teraz."

Pobiegłam do skrzynki i szybko wróciłam do środka, deszcz zdążył przemoczyć moją piżamę. Opadając na kanapę, zaczęłam szukać listu zaadresowanego do mnie.

"Rachunek, rachunek, śmieci, rachunek, O! Ten jest do mnie!" Podskoczyłam. Był od jednej z uczelni do której składałam podanie.

Otworzyłam go szybko i zaczęłam czytać. "Cami O'Donnell, przykro nam poinformować, że Twoje podanie nie zostało zaakceptowane..."

Przerwałam czytanie i odłożyłam kopertę. Westchnęłam, a mama od razu mnie przytuliła. Złożyłam podania do pięciu uczelni, dostałam dwa listy zwrotne i w obu przypadkach nie zostałam przyjęta... Wątpię, żeby gdziekolwiek mnie zechcieli.

"Tu jest jeden." Powiedziała mama podnosząc list z podłogi, który prawdopodobnie upuściłam.

"Nie rozpoznaję tego adresu..." Przyznałam.

Mama wzruszyła ramionami, a ja powoli zaczęłam go otwierać.

"Cami O'Donnell, niezmiernie miło nam poinformować, że zostałaś przyjęta do Wyższej Szkoły Muzycznej Berklee."

O mój Boże, dostałam się!

"Gratulacje!" Mama pogratulowała mi, ściskając mnie mocno. "Muszę zadzwonić do babci!  Bardzo się ucieszy! Muszę zacząć planować imprezę, och jejku. Kończysz szkołę w piątek! To już niedługo! Moje maleństwo wyj-

"Czekaj." Powiedziałam, przerywając jej. "Mamo, ja nie składałam papierów do Berklee..."

Opadły jej ramiona. "Co masz na myśli?"

"Berklee jest w Massachusetts... Nigdy tam nie wysłałam podania."

"Ktoś musiał zrobić to za ciebie..."

"Nie myślisz o Marcelu, prawda?"

Wzruszyła ramionami, "Musisz zapytać... On jest do tego zdolny."


OCZAMI MARCELA:

 Fale delikatnie obmywały brzeg, ja dryfuję na wodzie, rozkoszując się słońcem.

"Marcel! Marcel! Marcel!"

Fale zaczęły robić się groźne, a ja zacząłem podskakiwać w górę i w dół. Ciągle się zanurzam i nie mogę utrzymać się na powierzchni.

"Marcel! Obudź się!"

Otrząsnąłem się ze snu i otworzyłem oczy zauważając Cami. Siedzi na mnie i podskakuje. Jej czapka podskakuje z nią, w różnych kierunkach i uśmiecha się, kiedy widzi, że się obudziłem.

"No, w końcu! Długo ci to zajęło." Powiedziała.

"Tobie też dzień dobry. Czy teraz możesz ze mnie zejść?" Wymamrotałem.

Uśmiechnęła się i posłusznie usiadła na skraju łóżka.

"Więc, dostałam dzisiaj list z koledżu" powiedziała, gdy nakładałem swoje okulary.

"Serio? Dostałaś się?" Zapytałem, wstając.

Przytaknęła.

"No mów, gdzie to jest?!"

"Berklee."

"Berklee, że ta uczelnia muzyczna?"

Znów przytaknęła.

"W Massachusetts?"

"Takk.."

Wyskoczyłem z łóżka, ciesząc się jak dziecko, "Cami, to wspaniale! Zamierzasz tam pójść? Nawet nie wiedziałem, że składałaś tam podanie!"

"Po pierwsze, ja też nie... I, ee, jesteś w bokserkach." Powiedziała, śmiejąc się.

Poczułem krew napływającą do policzków, "ups". Włożyłem dresy i usiadłem obok niej.  "Jak to, nie składałaś tam podania? Musiałaś to zrobić, skoro się dostałaś."

"Ja tego nie zrobiłam, co oznacza, że ktoś musiał to zrobić za mnie."

Zmarszczyłem brwi w zmieszaniu. "Chcesz powiedzieć, że ktoś wysłał twoje papiery do koledżu a ty nawet o tym nie wiedziałaś?"

"Tak. Czy tym kimś jesteś ty?"

"Nie. To nie ja."

Uniosła brwi.

"Przysięgam, nie miałem z tym nic wspólnego."

Westchnęła, "Może pomylili osoby..."

"Szczerze w to wątpię, Cami. Ktoś musiał wysłać nagranie, albo coś.. Bo jak inaczej by cię znaleźli?"

Oparła głowę o moje ramię, "Nie mam pojęcia. Ale i tak Berklee jest strasznie drogą uczelnią, nigdy nie byłabym w stanie jej opłacić. Zwłaszcza lotów w jedną i drugą stronę.  Nawet jeśli bym złożyła te papiery to i tak bym tam nie poszła..."

Wziąłem głęboki oddech i zamknąłem jej dłonie w swoich. "Nie martw się, na pewno gdzieś się dostaniesz."

"Jeszcze nigdzie się nie dostałam. Ty za to zostałeś przyjęty do każdego koledżu do którego się zgłosiłeś."

Zarumieniłem się. To nie była odpowiednia rzecz do powiedzenia...

"Nie porównuj siebie do mnie. Ty jesteś sobą i to najlepsze kim możesz być."

Włączył się mój budzik, grając Look After You - The Fray. Sięgnąłem, by go wyłączyć.

"O mój Boże." Wyszeptała Cami.

"Co?"

Popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. "Nie sądzisz chyba, że The Fray ma z tym coś wspólnego, prawda?"

Przez chwilę siedziałem cicho. Istnieje taka możliwość. The Fray z pewnością znają ludzi.

"Powinnam do nich zadzwonić?" Spytała nerwowo.

Kiwnąłem twierdząco. "Możesz to zrobić."

Trzymałem kciuki, kiedy Cami wybierała numer w telefonie. Włączyła głośnik, żebyśmy oboje słyszeli.

Sygnał, sygnał.

Sygnał, sygnał.

No dalej, odbierzcie.

Sygnał, sygnał.

"Halo?"

Wypuściłem oddech, nie wiedząc, że go wcześniej wstrzymywałem.

Cami może iść do Berklee. Możemy być w koledżach w tym samym stanie. Moglibyśmy być razem! To jest niesamowite. Naprawdę mam nadzieję, że nie jest to jakieś nieporozumienie.

"Joe?"  Odezwała się Cami, patrząc na mnie ze zdenerwowaniem.

"Och, cześć Cami!  Co tam, dlaczego dzwonisz?" 

"Dostałam dzisiaj list z Berklee..."

"Co ty nie powiesz?"

"Tak, i eee, tak się zastanawiałam..."

Słyszę szepty po drugiej stronie.

"No dobra." Powiedział Joe. "Przyłapałaś nas. Znamy ludzi w Berklee i pokazaliśmy im twoje nagranie jak śpiewasz. Od razu im się spodobałaś! Oferują ci pełne stypendium. Zanim to się wszystko stało, rozmawialiśmy z twoją mamą i powiedziała, że jest w porządku i-"

"O MÓJ BOŻE!" Pisnęła Cami.

 Na chwilę przestał mówić. "Wszystko w porządku?"

Cami spojrzała na mnie. "Dostałam stypendium w Berklee." Wyszeptała. "Dostałam stypendium w Berklee!!!!"

Przyłożyłem palce do ust, by ją nieco uciszyć i uśmiechnąłem się.

"Dobrze, kontynuuj." Powiedziała, starając się ukryć śmiech.

"Więc, rozmawialiśmy z twoją mamą i strasznie się z tego ucieszyła."

"Moja mama wie?"

"Tak, ale to czy zdecydujesz się tam uczyć zależy od ciebie. Myślę, że pokochasz to miejsce. Nie mogą się doczekać pracy z tobą."

"Mówisz poważnie?" Dopytywała, śmiejąc się szczerze.

"Pełna powaga."

"Bardzo wam dziękuję!"

Berklee.

Harvard.

Ameryka.

Tak wiele zmian.

Ale mam szansę doświadczać tego z dziewczyną, którą kocham.

Nie mogę się doczekać! Plaże Massachusetts, śnieg, różne akcenty! Jestem strasznie podekscytowany!

Czuję nagły nalot motyli w moim brzuchu.

Kończę szkołę w przyszłym tygodniu.

Później wyjazd do koledżu.

"Cami, myślę, że idziesz do Berklee." Powiedziałem z uśmiechem, kiedy już się rozłączyła.

Uścisnęła mnie mocno. "Jedziemy razem! Idę do Berklee!!"

Spojrzałem na nią i złożyłem pocałunek na jej ustach, trzymając twarz w swoich rękach.

"Chodź." Powiedziałem, nakładając bluzę i łapiąc ją za rękę.

"Gdzie idziemy?" Spytała gdy zaciągnąłem ją na dół.

"Świętujemy!"

Wybiegłem na zewnątrz i krzyknąłem do jednego z moich sąsiadów. "Cami dostała stypendium do Berklee!!"

Zakłopotany, uniósł kciuk w górę i Cami oblała się rumieńcem.

"Marcel..." Zaczęła, śmiejąc się.

"Świat musi się dowiedzieć! Chodź!"

Naciągnąłem kaptur i wskoczyłem do samochodu. Kiedy byliśmy w środku, Cami nachyliła się i pocałowała mnie z pełnią emocji.

"Nie mogę uwierzyć, że lecimy do Ameryki!" Przyznała.

"No wiem! I Będziemy tam razem!"



-------------------------------------------------------------------
Achhh tak słodko, tyle miłości ♥  Zostały nam 3 rozdziały do końca :(
Nie wiem kiedy będzie następny rozdział, nic nie obiecuję, ale może uda mi się wepchnąć go w tym tygodniu:)

Love, Kasja xx