poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 42.

OCZAMI CAMI:

Obudziłam się słysząc deszcz za oknem. Spojrzałam na zegarek, 9:00.

Po wczorajszej nocy mam wrażenie, że unoszę się nad ziemią. Wszystko było idealne, żadnej skazy. Sięgnęłam do stolika przy łóżku by wziąć pierścionek. Nałożyłam go na palec i uśmiechnęłam się.

Kiedy zeszłam na dół, mama siedziała na kanapie i czytała gazetę.

"Jak ci się udał wieczór?" spytała podnosząc wzrok.

"Niesamowicie."

"Gdzie byliście?"

Opowiedziałam jej wszystko. Od drogi na miejsce do powrotu do domu. Nie mogę powstrzymać uśmiechu na wspomnienia z wczorajszej nocy.  Chcę to zapamiętać do końca życia.

"Więc, co od niego dostałaś?"  Spytała, kiedy skończyłam.

Podniosłam rękę i się uśmiechnęłam.

Wzięła szybki oddech i niemal zadławiła się kawą.

Roześmiałam się, "Mamo, to nie jest pierścionek zaręczynowy. To tylko symbol obietnicy."

Uniosła brwi. "Obietnicy czego?"

"Że za cztery lata, nie ważne gdzie będziemy, spędzimy moje urodziny wspólnie."

"Dlaczego? Żadne z was nie wybiera się do odległego koledżu."

"Tak właściwie to Marcel wyjeżdża."

"Gdzie? Przecież nie jesteśmy w jakimś ogromnym państwie."

"Leci do Ameryki..." wyszeptałam.

"Och, kochanie..."

Machnęłam ręką, "Nic nie szkodzi. Nic mi nie będzie. Naprawdę." Skłamałam. Nie mogę wyobrazić sobie tego, że będziemy z dala od siebie. "Czy przyszły do mnie wczoraj jakieś pisma z uczelni?"  Zapytałam, zmieniając temat.

Mama westchnęła, "Nie, przykro mi."

"Cóż, pójdę sprawdzić teraz."

Pobiegłam do skrzynki i szybko wróciłam do środka, deszcz zdążył przemoczyć moją piżamę. Opadając na kanapę, zaczęłam szukać listu zaadresowanego do mnie.

"Rachunek, rachunek, śmieci, rachunek, O! Ten jest do mnie!" Podskoczyłam. Był od jednej z uczelni do której składałam podanie.

Otworzyłam go szybko i zaczęłam czytać. "Cami O'Donnell, przykro nam poinformować, że Twoje podanie nie zostało zaakceptowane..."

Przerwałam czytanie i odłożyłam kopertę. Westchnęłam, a mama od razu mnie przytuliła. Złożyłam podania do pięciu uczelni, dostałam dwa listy zwrotne i w obu przypadkach nie zostałam przyjęta... Wątpię, żeby gdziekolwiek mnie zechcieli.

"Tu jest jeden." Powiedziała mama podnosząc list z podłogi, który prawdopodobnie upuściłam.

"Nie rozpoznaję tego adresu..." Przyznałam.

Mama wzruszyła ramionami, a ja powoli zaczęłam go otwierać.

"Cami O'Donnell, niezmiernie miło nam poinformować, że zostałaś przyjęta do Wyższej Szkoły Muzycznej Berklee."

O mój Boże, dostałam się!

"Gratulacje!" Mama pogratulowała mi, ściskając mnie mocno. "Muszę zadzwonić do babci!  Bardzo się ucieszy! Muszę zacząć planować imprezę, och jejku. Kończysz szkołę w piątek! To już niedługo! Moje maleństwo wyj-

"Czekaj." Powiedziałam, przerywając jej. "Mamo, ja nie składałam papierów do Berklee..."

Opadły jej ramiona. "Co masz na myśli?"

"Berklee jest w Massachusetts... Nigdy tam nie wysłałam podania."

"Ktoś musiał zrobić to za ciebie..."

"Nie myślisz o Marcelu, prawda?"

Wzruszyła ramionami, "Musisz zapytać... On jest do tego zdolny."


OCZAMI MARCELA:

 Fale delikatnie obmywały brzeg, ja dryfuję na wodzie, rozkoszując się słońcem.

"Marcel! Marcel! Marcel!"

Fale zaczęły robić się groźne, a ja zacząłem podskakiwać w górę i w dół. Ciągle się zanurzam i nie mogę utrzymać się na powierzchni.

"Marcel! Obudź się!"

Otrząsnąłem się ze snu i otworzyłem oczy zauważając Cami. Siedzi na mnie i podskakuje. Jej czapka podskakuje z nią, w różnych kierunkach i uśmiecha się, kiedy widzi, że się obudziłem.

"No, w końcu! Długo ci to zajęło." Powiedziała.

"Tobie też dzień dobry. Czy teraz możesz ze mnie zejść?" Wymamrotałem.

Uśmiechnęła się i posłusznie usiadła na skraju łóżka.

"Więc, dostałam dzisiaj list z koledżu" powiedziała, gdy nakładałem swoje okulary.

"Serio? Dostałaś się?" Zapytałem, wstając.

Przytaknęła.

"No mów, gdzie to jest?!"

"Berklee."

"Berklee, że ta uczelnia muzyczna?"

Znów przytaknęła.

"W Massachusetts?"

"Takk.."

Wyskoczyłem z łóżka, ciesząc się jak dziecko, "Cami, to wspaniale! Zamierzasz tam pójść? Nawet nie wiedziałem, że składałaś tam podanie!"

"Po pierwsze, ja też nie... I, ee, jesteś w bokserkach." Powiedziała, śmiejąc się.

Poczułem krew napływającą do policzków, "ups". Włożyłem dresy i usiadłem obok niej.  "Jak to, nie składałaś tam podania? Musiałaś to zrobić, skoro się dostałaś."

"Ja tego nie zrobiłam, co oznacza, że ktoś musiał to zrobić za mnie."

Zmarszczyłem brwi w zmieszaniu. "Chcesz powiedzieć, że ktoś wysłał twoje papiery do koledżu a ty nawet o tym nie wiedziałaś?"

"Tak. Czy tym kimś jesteś ty?"

"Nie. To nie ja."

Uniosła brwi.

"Przysięgam, nie miałem z tym nic wspólnego."

Westchnęła, "Może pomylili osoby..."

"Szczerze w to wątpię, Cami. Ktoś musiał wysłać nagranie, albo coś.. Bo jak inaczej by cię znaleźli?"

Oparła głowę o moje ramię, "Nie mam pojęcia. Ale i tak Berklee jest strasznie drogą uczelnią, nigdy nie byłabym w stanie jej opłacić. Zwłaszcza lotów w jedną i drugą stronę.  Nawet jeśli bym złożyła te papiery to i tak bym tam nie poszła..."

Wziąłem głęboki oddech i zamknąłem jej dłonie w swoich. "Nie martw się, na pewno gdzieś się dostaniesz."

"Jeszcze nigdzie się nie dostałam. Ty za to zostałeś przyjęty do każdego koledżu do którego się zgłosiłeś."

Zarumieniłem się. To nie była odpowiednia rzecz do powiedzenia...

"Nie porównuj siebie do mnie. Ty jesteś sobą i to najlepsze kim możesz być."

Włączył się mój budzik, grając Look After You - The Fray. Sięgnąłem, by go wyłączyć.

"O mój Boże." Wyszeptała Cami.

"Co?"

Popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. "Nie sądzisz chyba, że The Fray ma z tym coś wspólnego, prawda?"

Przez chwilę siedziałem cicho. Istnieje taka możliwość. The Fray z pewnością znają ludzi.

"Powinnam do nich zadzwonić?" Spytała nerwowo.

Kiwnąłem twierdząco. "Możesz to zrobić."

Trzymałem kciuki, kiedy Cami wybierała numer w telefonie. Włączyła głośnik, żebyśmy oboje słyszeli.

Sygnał, sygnał.

Sygnał, sygnał.

No dalej, odbierzcie.

Sygnał, sygnał.

"Halo?"

Wypuściłem oddech, nie wiedząc, że go wcześniej wstrzymywałem.

Cami może iść do Berklee. Możemy być w koledżach w tym samym stanie. Moglibyśmy być razem! To jest niesamowite. Naprawdę mam nadzieję, że nie jest to jakieś nieporozumienie.

"Joe?"  Odezwała się Cami, patrząc na mnie ze zdenerwowaniem.

"Och, cześć Cami!  Co tam, dlaczego dzwonisz?" 

"Dostałam dzisiaj list z Berklee..."

"Co ty nie powiesz?"

"Tak, i eee, tak się zastanawiałam..."

Słyszę szepty po drugiej stronie.

"No dobra." Powiedział Joe. "Przyłapałaś nas. Znamy ludzi w Berklee i pokazaliśmy im twoje nagranie jak śpiewasz. Od razu im się spodobałaś! Oferują ci pełne stypendium. Zanim to się wszystko stało, rozmawialiśmy z twoją mamą i powiedziała, że jest w porządku i-"

"O MÓJ BOŻE!" Pisnęła Cami.

 Na chwilę przestał mówić. "Wszystko w porządku?"

Cami spojrzała na mnie. "Dostałam stypendium w Berklee." Wyszeptała. "Dostałam stypendium w Berklee!!!!"

Przyłożyłem palce do ust, by ją nieco uciszyć i uśmiechnąłem się.

"Dobrze, kontynuuj." Powiedziała, starając się ukryć śmiech.

"Więc, rozmawialiśmy z twoją mamą i strasznie się z tego ucieszyła."

"Moja mama wie?"

"Tak, ale to czy zdecydujesz się tam uczyć zależy od ciebie. Myślę, że pokochasz to miejsce. Nie mogą się doczekać pracy z tobą."

"Mówisz poważnie?" Dopytywała, śmiejąc się szczerze.

"Pełna powaga."

"Bardzo wam dziękuję!"

Berklee.

Harvard.

Ameryka.

Tak wiele zmian.

Ale mam szansę doświadczać tego z dziewczyną, którą kocham.

Nie mogę się doczekać! Plaże Massachusetts, śnieg, różne akcenty! Jestem strasznie podekscytowany!

Czuję nagły nalot motyli w moim brzuchu.

Kończę szkołę w przyszłym tygodniu.

Później wyjazd do koledżu.

"Cami, myślę, że idziesz do Berklee." Powiedziałem z uśmiechem, kiedy już się rozłączyła.

Uścisnęła mnie mocno. "Jedziemy razem! Idę do Berklee!!"

Spojrzałem na nią i złożyłem pocałunek na jej ustach, trzymając twarz w swoich rękach.

"Chodź." Powiedziałem, nakładając bluzę i łapiąc ją za rękę.

"Gdzie idziemy?" Spytała gdy zaciągnąłem ją na dół.

"Świętujemy!"

Wybiegłem na zewnątrz i krzyknąłem do jednego z moich sąsiadów. "Cami dostała stypendium do Berklee!!"

Zakłopotany, uniósł kciuk w górę i Cami oblała się rumieńcem.

"Marcel..." Zaczęła, śmiejąc się.

"Świat musi się dowiedzieć! Chodź!"

Naciągnąłem kaptur i wskoczyłem do samochodu. Kiedy byliśmy w środku, Cami nachyliła się i pocałowała mnie z pełnią emocji.

"Nie mogę uwierzyć, że lecimy do Ameryki!" Przyznała.

"No wiem! I Będziemy tam razem!"



-------------------------------------------------------------------
Achhh tak słodko, tyle miłości ♥  Zostały nam 3 rozdziały do końca :(
Nie wiem kiedy będzie następny rozdział, nic nie obiecuję, ale może uda mi się wepchnąć go w tym tygodniu:)

Love, Kasja xx

2 komentarze: