poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział 35.

OCZAMI MARCELA

"Marcel, nie powiedziałeś nic od lunchu." Powiedziała Cami podczas powrotu do domu.

Patrzyłem tępo za szybę i wzruszyłem ramionami.

"Marcel."

"Przepraszam."

"Nie przepraszaj... Chcesz o tym porozmawiać?"

"Nie. Dzisiaj nie jest ten dzień. Dzisiaj wolę zatrzymać to dla siebie."

"Dobrze... Zamierzasz pojechać nad jezioro, prawda?"

"Nie."

"Czy to było kłamstwo?"

Siedziałem cicho.

"Marcel...."

"Przestań wypowiadać moje imię w ten sposób."

Zaskoczyłem ją tym, "Dobra. Rób sobie co tylko chcesz. Nie będę się wtrącać." Powiedziała chłodno.

"Cami, wiesz, że ja-"

"Nie, zapomnij. Najwyraźniej masz już jakiś pomysł. Idź, zrób to."

"Przepraszam..."

"Zadzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebował..."

Zazwyczaj macha do mnie gdy wchodzę do domu, ale teraz odjechała jak tylko z niego wysiadłem.

*

Nie  byłem nad jeziorem od czasu... wypadku...

Okłamałem mamę mówiąc, że idę do biblioteki. Ona nie chce, żebym tu przychodził, jednak ja muszę tu być. To jest jedyne spokojne miejsce.

Albo takie było...

Przyjście tutaj było błędem. Nie mogę uwierzyć, że okłamałem mamę. Nigdy wcześniej tego nie robiłem...

Siedziałem w samochodzie i przez szybę patrzyłem na jezioro. Słońce powoli zaczyna zachodzić. Niebo jest połączeniem koloru niebieskiego i pomarańczowego, jest piękne. Spodobałoby się Cami...

Cami... Mam nadzieję, że nie jest na mnie zła... Byłem dzisiaj naprawdę chamski. Nie zrobiła nic złego, ale ja w ogóle się do niej nie odzywałem. Byłem tylko przybity... Mam nadzieję, że jest okej.

Powoli wysiadłem z samochodu. Małymi kroczkami szedłem w stronę pomostu, byłem zdenerwowany. Już zaczynam mieć przebłyski wspomnień z tamtej nocy.

Wchodzenie coraz głębiej.

Lodowata woda.

Krzyk Cami.

Płacz.

Marcel, przestań. Przestań. Musisz przestań.

Potrząsnąłem głową oczyszczając ją z myśli, których nie chcę pamiętać.

Powoli szedłem pomostem, wieki trwało zanim znalazłem się na jego końcu. Potrząsnąłem ręką w której trzymałem kamienie i położyłem obok siebie stare księgi absolwentów. Rzuciłem kamyk w wodę i patrzyłem jak znika.

"Kujon." Wyszeptałem, rzucając kolejny kamyk.

"Ciota."

Z każdym wyzwiskiem, wypowiadałem je głośniej i rzucałem kolejne kamienie. Po siedmiu zatopieniach, zacząłem po prostu rzucać je jak najdalej mogłem.

Łzy zaczynają płynąć po moich policzkach.

Świetnie...

Myślałem, że jest ze mną lepiej... Najwyraźniej nie...

Zatopiłem się w swoim smutku i usiadłem na krańcu. Zanurzyłem palce w wodzie i kreśliłem nimi kółka.

Przestań płakać.

Przeczesałem włosy palcami i zacisnąłem mocno powieki.

Przestań płakać.

Objąłem nogi w kolanach i przyciągnąłem je do klatki.

Przestań płakać. Przestań płakać. Przestań płakać.

Zdecydowałem obejrzeć moje księgi absolwentów. Jako pierwszą wziąłem tę z pierwszej klasy. Przeglądałem kartka za kartką. Nikt nic nie napisał w mojej książce tego roku...

"Tomlinson." Szepnąłem szukając jego nazwiska.

Znalazłem. Na jego zdjęciu nakreślony duży "X" i to tak mocno, że strona została prawie wyrwana...

Przeszedłem do zdjęcia Ethana i ogromnym "?" na zdjęciu.

Zapomniałem o tym. Kiedyś z Ethanem byliśmy najlepszymi przyjaciółmi... Aż do pierwszej klasy. Był kiedyś kujonem... Byliśmy nierozłączni. Aż w czasie wakacji, wydoroślał. Nie miał już okularów ani aparatu. Wyrobił sobie mięśnie i zaczął grać w football. Urósł i stał się kobieciarzem.

Koniec Ethana i Marcela.

Nigdy w pełni nie zrozumiałem co się z nami stało. Zawsze miałem nadzieję, że do mnie wróci. Pierwsza klasa, po prostu przestał ze mną rozmawiać. Spotkaliśmy się raz, ale to już nie było to samo.

On się zmienił, ja nie...

W końcu pewnego dnia odezwałem się do niego w szkole. Strasznie się na mnie zdenerwował. Powiedział, że przynoszę mu wstyd i że jestem ciotą. Nie chciał, żebym się już kiedykolwiek do niego zbliżał.

Wtedy właśnie zaczął się nade mną znęcać razem z grupą przyjaciół Louisa.

Płakałem całymi dniami.

"Halo?" Usłyszałem czyjś szept, który przerwał moje myśli i przywrócił mnie do rzeczywistości. Czy ktoś tu jest? Nie rozpoznałem głosu... Usłyszałem czyjeś zbliżające się kroki. Kto to jest? Moje serce bije tak szybko, że zaraz może eksplodować. Ręce mi się trzęsą. Szybko otarłem policzki i wstałem. Chwyciłem pozostałe kamienie w razie gdybym musiał się bronić.  Odwróciłem się powoli by zobaczyć kogoś patrzącego wprost na mnie.

"Marcel?"

Upuściłem kamienie, które opadły z hukiem.

"L-Louis?"




---------------------------------------------------------------------------
Echh już nawet nie będę przepraszać, bo jak zwykle nie dodaje tak często jak obiecywałam.. ;/  Tak, wiem, jestem ciotą, ale w końcu nowy rozdział! + 10 do końca.

Kocham was, Kasja ♥

środa, 15 stycznia 2014

Rozdział 34.

OCZAMI MARCELA:

"Mogę to zrobić." Powiedziałem do swojego lustrzanego odbicia. Przeczesałem włosy palcami i wziąłem głęboki oddech.

Wracam do szkoły.

Minęły już dwa tygodnie odkąd ostatni raz tam byłem.

Jestem ekstremalnie zdenerwowany. Każdy pewnie ma swoje przypuszczenia odnośnie mojej nieobecności. Albo wiedzą....

Muszę również znów zobaczyć Ethana...

Przyjechała Cami i zacząłem iść w stronę drzwi.

"Jesteś pewny, że dasz radę?" Spytała mama, przytulając mnie.

"Jestem pewny, mamo." Mruknąłem w jej ramię.

Pocałowała mnie w czoło. "Pisz do mnie kiedy tylko będziesz mógł, nawet pomimo tego, że wiem, że nie lubisz pisać w szkole smsów. Pamiętaj, że musisz dzisiaj pójść do swojego doradcy zawodowego. Kocham cię, słoneczko."

"Postaram się. Też cię kocham, mamo. Pa."

Wskoczyłem do samochodu Cami i spojrzała na mnie wyraźnie zmartwiona.

"Gotowy?" spytała cicho.

Kiwałem powoli głową. Ścisnęła moją rękę, a moje skinięcia stawały się coraz wolniejsze aż w końcu łza spłynęła po moim policzku. Powolnie skinięcia zmieniły się w przeczące kiwanie głową. Jedna łza zmieniła się w całą rzekę.

Cami odwróciła się do mnie przestraszona nie do końca pewna co powinna zrobić. Nigdy nie widziała mnie w takim stanie. Nie mogę przestać, łzy po prostu płyną. Roztrzęsionymi rękami próbowałem wytrzeć oczy, Cami podała mi chusteczkę. Wysiadła z samochodu i przeszła na moją stronę.

Otworzyła drzwi, " Marcel, spójrz na mnie."

Nie mogę tego zrobić.

"Marcel no dalej. Popatrz na mnie."

 Powoli odwróciłem się w jej stronę, bez przerwy pociągając nosem. Wzięła obie moje ręce w swoje.

"Marcel." Powiedziała cicho. "Dasz radę."

"Nie. Nie potrafię."

"Jeśli uważałabym, że nie możesz, to bym cię do tego nie zmuszała. Ale będę przy tobie cały dzień."

"Nie wszystkie lekcje mamy razem." Wydusiłem przez łzy.

Otarła kciukiem mój policzek i uśmiechnęła się. "Teraz już mamy."

"Co? J-Jak?"

"Psycholog szkolny stwierdził, że dobrze by było jakby był ktoś przy tobie cały dzień, więc wszystkie moje zajęcia zostały zmienione."

"Jak zamierzasz przejść przez wszystkie zajęcia na najwyższym poziomie?"

Machnęła ręką. "Nieważne, znajdę jakiś sposób. Najważniejsze jest to, żebyś czuł się dobrze."

Załkałem. "Zrobiłabyś to dla mnie?"

"Zrobiłabym dla ciebie wszystko! Kocham cię."

"Co ja bym bez ciebie zrobił..."

Wzruszyła ramionami. "Nawet nie chcę wiedzieć..."

Mój płacz już się nieco uspokaja. W końcu mogę normalnie oddychać.

"Już wszystko dobrze?" Spytała.

"Tak, myślę, że tak."

Przytuliła mnie mocno. "Dobrze. A teraz ruszajmy. Nie martw się, poradzisz sobie."

Przez całą drogę do szkoły, Cami bez przerwy coś mówiła starając się mnie nieco odstresować. Jestem jej za to wdzięczny, bo pomogło. Zawsze wie co zrobić, żebym się lepiej poczuł.

*

Wchodzimy z Cami do stołówki. Ethan nie spojrzał na mnie jeszcze ani razu, co zdaje się być dobre.  Cały dzień mnie unika. Zastanawiam się czy przypadkiem zaczął się mnie bać... Taa, jasne. Nikt się mnie nie boi i nie będzie.

Podchodzę do naszego stolika ale zauważyłem, że już ktoś tam siedzi. O co cho? Popatrzyłem a Cami, a ona tylko się uśmiechnęła.

"Marcel, chcę żebyś kogoś poznał." Poinformowała.

Zmarszczyłem brwi. "Co?"

"Cześć, jestem Niall!" Powiedział. Cami usiadła naprzeciwko niego, a ja wciąż stałem. Zrobiła mi miejsce, więc usiadłem obok.

"Cześć?" Odpowiedziałem zmieszany.

"Niall jest w zespole." powiedziała Cami.

Niall się do mnie uśmiecha i wydaje się być podekscytowany. Chodzę z nim do szkoły od czterech lat i ani słowem się do mnie nie odezwał aż do dzisiaj? O co tutaj chodzi?

"Więc Marcel." Zaczął. "Widziałem Twój i Cami koncert"

"Tak, no i?" Jestem całkowicie zdecorientowany.

 "Zastanawiałem się czy nie zechciałbyś być w moim zespole..."

Spojrzałem na Cami zszokowany. Uśmiecha się szeroko. Zespół?

"Kto w nim jest?"

Nie jestem co do tego przekonany...Nigdy nie chciałem być w zespole z ludźmi, których nie znam.

"Cóż, są od nas starsi."

"Chodzili tu do szkoły?"

"Tak. Jeden z nich. Nazywa się Louis Tomlinson."

Louis Tomlinson... Skąd znam to nazwisko?

Jestem pierwszoklasistą.To mój pierwszy dzień w liceum. Jestem malutki jak na swój wiek. Nie byłem wtedy wysoki.

"Hej, kujonie." Ktoś powiedział, popychając mnie na otwartą szafkę. Wkopał mnie do środka i zamknął. Jestem zduszony i w ogóle nie mogę się ruszyć.

"Louis, upewnij się, że jest zamknięte!" Ktoś krzyknął. Wszyscy uciekli poza jednym chłopakiem. 

Miał brązowe włosy i wyglądał na starszego ode mnie. Trzasnął drzwiami i zamknął mnie w środku. Popatrzył na mnie przez szpary w szafce. Wyglądał na smutnego i przestraszonego. Wyszeptał coś, ale nie usłyszałem co. Jedyne co w tym momencie słyszałem to bicie mojego serca.

To był początek...

Wstałem od stołu. "Nie będę w zespole."

"Co?Dlaczego?" Spytała Cami.

Zacisnąłem zęby. "Nigdy w życiu nie będę częścią jego zespołu."

OCZAMI CAMI:

Niall popatrzył na mnie zmieszany, kiedy Marcel odszedł od stolika.

"Co to było? Nie lubi mnie?" zapytał.

Wzruszyłam ramionami. "Nie mam pojęcia. Pójdę zapytać."

"Idę z tobą."

"Nie. Myślę, że będzie lepiej jeśli zostaniesz."

Usiadł z powrotem. "W porządku..."

Szłam korytarzami starając się znaleźć Marcela.Nigdzie nie mogę na niego trafić. Gdzie on jest?

Odnalazłam go stojącego przez szafką. Wpatrywał się na nią pusto.

"Marcel, co robisz?" spytałam kładąc rękę na jego ramieniu.

"Louis" wymamrotał.

"Co?"

"Louis był w grupie tych, którzy się nade mną znęcali."

To dlatego nie chce być w zespole.

"Naprawdę? Jesteś pewny, że to on? Wydawał się być miły."

"100%. Zamknął mnie w tej szafce kiedy byłem w pierwszej klasie. Nie dołączę do tego zespołu." dodał uparcie.

"Nic nie szkodzi. Rozumiem. Nie musisz tego robić."

"Dobrze. Nigdy więcej nie chcę spotkać Louisa."

"Nie musisz." zapewniłam trzymając jego rękę. "Wracajmy do stołówki."

"Nie powinienem był przychodzić dzisiaj do szkoły."

"Przepraszam, Marcel. Nie wiedziałam..."

"Nie, to nie twoja wina. Nie masz z tym nic wspólnego."

Szedł spokojnie korytarzem i wszedł do stołówki. Ma puste spojrzenie, pozbawione jakichkolwiek emocji.

Zastanawiam mnie co się teraz dzieje w jego głowie. O czym myśli...





----------------------------------------
PRZEPRASZAMprzepraszamprzepraszamprzepraszam!
Wiem, że już długo nie dodawałam, ale kompletnie nie miałam czasu i ciągle wypadało mi to z głowy :(  Studniówka super zabawa, drugi dzień totalna klapa, bo tak się źle czułam, że o 18 już byłam w domu i prawie co zemdlałam, więc poszłam od razu spać ;x aaaa teraz leżę w łóżku. chora. kocham to.  Ale w końcu dokończyłam tłumaczyć ten rozdział :)

Love, Kasja ♥

sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 33.

OCZAMI MARCELA:

Dziś jest ten dzień. W końcu stąd wychodzę. Nie mogę doczekać się powrotu do domu.

Ten tydzień z pewnością mi pomógł.Czuję się szczęśliwszy i myślę, że zostanie tak na długi czas. Bynajmniej mam taką nadzieję. W ciągu ostatnich kilku dni nie myślałem o sobie źle, co jest pozytywną zmianą. Mam nadzieję, że te myśli już nigdy nie wrócą.

Wyglądam za okno czekając aż przyjedzie moja mama.Ellie stoi obok, ale patrzy na mnie. Staram się tego nie zauważać. Wydaje mi się, że mnie lubi, ale nie jestem pewien. Nie jestem przyzwyczajony do takich spraw. Sprawiają, że czuję się szczęśliwy i dziwny i zmieszany jednocześnie.To dziwne, że jestem zauważany przez dziewczyny. Ale Cami wciąż jest moja, a ja jestem jej.

Prawie nie zauważyłem samochodu mamy. Czekam na nią w budynku, bo musi mnie wypisać, żebym mógł go opuścić. Podszedłem do wejścia i czekałem cierpliwie.

Po chwili weszła do środka i przytuliła mnie z całych sił.

"Marcel." powiedziała. "Tak bardzo za tobą tęskniłam." W tym momencie już płacze i kołysze się wciąż trzymając mnie w ramionach.

Roześmiałem się. "Mamo, to tylko tydzień. Przestań płakać zanim ja zacznę!"

Opuściła ręce i otarła łzy. "Przepraszam, ale tak za tobą tęskniłam!" przytuliła mnie ponownie.

"Mamooooooooooo."

"Wybacz. O mój Boże, ale się zmieniłeś. Urosłeś? Zdecydowanie urosłeś. Czy ten pieg zawsze tutaj był? Twoje buty są wyniszczone, kupimy ci nowe. Tak bardzo tęskniłam!" Paplała bez przerwy. Wydaje mi się, że powiedziała mi że za mną tęskniła z jakieś 20 razy. Śmiałem się z jej zachowania i jednocześnie zastanawiałem czy wszystkie mamy są takie.

"Też za tobą tęskniłem, mamo. A teraz chodźmy, chcę wrócić do domu." Powiedziałem łapiąc ją za rękę.

Podpisała wszystkie papiery i już jestem wolny. Zasypała mnie masą pytań jeszcze zanim dotarliśmy do drzwi. Zacząłem iść już na zewnątrz i zauważyłem Cami opierającą się o samochód. Ona tu jest!

Upuściłem swoją walizkę i pobiegłem do niej. Ona również biegła z otwartymi ramionami i szerokim uśmiechem. Podniosłem ją i przytuliłem najmocniej jak mogłem. Mając ją znów przy swoim boku uświadomiłem sobie jak bardzo za nią tęskniłem. Spojrzała na mnie z góry i przybliżyła się by mnie pocałować.

I muszę wam powiedzieć, że ten pocałunek był jak dotąd najlepszy.

Uśmiechnęła się szeroko i postawiłem ją na ziemi przytulając po raz kolejny.

"Tęskniłam/em za tobą!" powiedzieliśmy w tym samym czasie przez co się roześmialiśmy.

"Czy gwiazda Marcel wciąż tam jest?" spytałem trzymając ją za ręce.

Przytaknęła. "Każdej nocy mówię jej dobranoc."

"Teraz już możesz mówić dobranoc prawdziwemu Marcelowi."

Pocałowała mnie po raz kolejny. "Tak się cieszę, że wróciłeś."

Widzę Ellie wciąż stojącą w oknie. "Zaraz wrócę. Ja ee, yy, zapomniałem o czymś."

Wbiegłem do budynku i podszedłem do dziewczyny. Spojrzała na mnie smutnymi oczami.

"Znalazłem dla ciebie odpowiedź. Miłości nie da się opisać. To huragan emocji. Pewnego dnia też tego doświadczysz, obiecuję." Podniosłem jej rękę i ucałowałem nadgarstek. "Może się jeszcze kiedyś zobaczymy. Oby nie w takich okolicznościach." przytuliłem ją a ona wahając się przez chwilę, otuliła mnie ramionami.

"Dziękuję ci, Marcel." wyszeptała w moje ramię.

Powoli odsunąłem się, wydawała się smutna.

"Żegnaj, Ellie."

"Żegnaj, Marcel..."


*

Mama, Cami i ja jesteśmy właśnie w restauracji aby świętować mój powrót do domu. Nie było mnie tylko tydzień, a zachowują się jakby to był co najmniej miesiąc. Zdaje się, że po prostu są szczęśliwe, że ze mną wszystko w porządku.

"Szkoła bez ciebie była koszmarem." Zaczęła Cami biorąc kęs pizzy.

"Jestem pewien, że nie mogło być aż tak źle!" Powiedziałem.

"Było. Ale jest też jedna dobra rzecz..."

"Co to takiego?"

"Och, ee, celująco zaliczyłam test z hiszpańskiego, który pisaliśmy w tamtym tygodniu"

"To wspaniale!" Mam wrażenie, że coś przede mną ukrywa. Nie miała żadnego testu z hiszpańskiego, bynajmniej tak mi się wydaje... Nie ukrywałaby czegoś przede mną, prawda? I tak nie wydaje mi się to możliwe.

Kiedy skończyliśmy, poszliśmy z Cami do mojego studia. Musiałem je zobaczyć. Nigdy wcześniej nie wytrzymałem tygodnia bez wizyty tutaj. Siedzę przy fortepianie i gram przypadkową melodię gdy Cami siedzi na kanapie.

"Było źle?" Spytała podchodząc do mnie i siadając obok.

Przestałem grać i odwróciłem się do niej. "Na początku, przyznaję, było źle. Czułem się jakbym był przedmiotem badań, eksperymentem tych wszystkich lekarzy i terapeutów. Poza tym, nie uśmiechało mi się dzielenie moimi przeżyciami, bo było to dziwne. Musieliśmy siedzieć w kółku i opowiadać jakieś swoje historie. Ale później było lepiej, dobrze było to wszystko z siebie wyrzucić. A wszyscy obecni tam ludzie też się z czymś zmagali, więc rozumieli przez co przechodziłem. Nikt tam nikogo nie oceniał, spokojnie mogłeś dać upust swoim emocjom..."

"To dobrze... Kim była ta dziewczyna z którą się przytulałeś zanim odjechaliśmy? Wydawała się być smutna..."

"To Ellie. Myślę, że mnie polubiła..."  Przyznałem rumieniąc się.

"U la la ktoś lubi Marcela." Powiedziała układając głowę na moim ramieniu.

"Przestań." Dodałem chichocząc.

"Zmieniasz się w kobieciarza! Och Jezusieńku!"

"Nigdy. Mam ciebie i ty jesteś wszystkim czego potrzebuję."

"Dobrze, bo ty jesteś wszystkim czego potrzebuję ja."

"Cami." Zacząłem cicho. "Tak sobie myślałem przez ten tydzień...Że byłem oceniany po tym jak wyglądam... Dlaczego w ogóle zaczęłaś ze mną rozmawiać?

"Wydawałeś się być miły i chciałam zostać twoją przyjaciółką, bo chciałam cię lepiej poznać. Wydawałeś się być interesujący..."

"Więc również oceniłaś mnie po wyglądzie, tylko że inaczej niż wszyscy?"

"Nie. Tego pierwszego dnia zobaczyłam jak jesteś popychany na korytarzu. Poczułam się źle i chciałam cie poznać, a później zostaliśmy przyjaciółmi aż w końcu się w tobie zakochałam...Później był pocałunek na koncercie i wydawało mi się, że nie podobał ci się tak bardzo jak mi, ale na szczęście tak nie było." Odpowiadała z uśmiechem. "I kocham cię za to kim jesteś teraz i za to kim byłeś kiedy pierwszy raz cię zobaczyłam. Nie obchodzi mnie to czy nosisz okulary albo masz piskliwy głos. Chociaż muszę przyznać, że teraz wyglądasz niesamowicie przystojnie, zarówno jak i przedtem. Wciąż bym cię kochała bez tego wszystkiego. Jesteś sobą, najlepszym kim mogłeś zostać."

"Dlaczego miałabyś się we mnie zakochać?"

"Zakochałam się w tobie dla ciebie. Przede wszystkim w twojej osobowości, bo jest to najlepsza część ciebie, twojej dobroci, inteligencji, w tym że zbyt dużo myślisz, że kiedy się koncentrujesz, marszczysz brwi i przygryzasz wargę, w twoim słodkim śmiechu, który ukazuje piękny uśmiech i dołeczki. I masz niesamowity głos. Z łatwością mogę się zakochać w kimś kto potrafi zarówno śpiewać jak i grać na gitarze. Wszystko w tobie jest idealne. Jesteś najlepszą osobą o jaką mogłam prosić."

"Daleko mi do ideału."

"Jesteś najbliższy ideałowi spośród wszystkich znanych mi osób."

"Taa, jasne." Pocałowałem ją delikatnie. "Kocham cię. Dziękuję."

Uśmiechnęła się i ponownie złączyła nasze usta. "Nie masz mi za co dziękować. Po prostu mówię prawdę."

Tamtej nocy przyglądałem się sobie uważnie w lustrze. Chciałem odnaleźć te wszystkie rzeczy, które Cami we mnie kocha. Zdaje się, że nie jestem taki brzydki jak myślałem. Mój nos jest za duży i nienawidzę swoich dołeczków i swojej skóry. Ale nauczę się ich kochać. Nauczę się kochać siebie.

"Jestem mądry." Powiedziałem do swojego lustrzanego odbicia. "Jestem miły. Jestem dobrym piosenkarzem. Lubię swoje włosy."

Mówiłem sobie tylko te komplementy, które uważałem za prawdziwe. Te cztery komplementy są początkiem nowego, pewniejszego siebie Marcela. Będę dodawał po jednym kiedy tylko będę mógł i będę powtarzać je sobie każdej nocy.

Będę najlepszym Marcelem jakim mogę być.






----------------------------------------------------------------------------
Wybaczcie złotka, że tyle czasu zajęło mi dodanie nowego rozdziału. Szczęśliwego Nowego Roku!! To tak poza tym, bo nie miałam kiedy wam złożyć życzeń :) Kocham was i życzę wszystkiego co najlepsze.
W tym tygodniu postaram się coś jeszcze dodać, ale nic nie obiecuję, bo studniówka w weekend ;o BOŻE TO JUŻ ;O     Tak więc jeszcze raz szczęścia, zdrówka i spełniania marzeń w 2014 i wyczekujcie nowego rozdziału ;)

Kasja ♥