poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział 35.

OCZAMI MARCELA

"Marcel, nie powiedziałeś nic od lunchu." Powiedziała Cami podczas powrotu do domu.

Patrzyłem tępo za szybę i wzruszyłem ramionami.

"Marcel."

"Przepraszam."

"Nie przepraszaj... Chcesz o tym porozmawiać?"

"Nie. Dzisiaj nie jest ten dzień. Dzisiaj wolę zatrzymać to dla siebie."

"Dobrze... Zamierzasz pojechać nad jezioro, prawda?"

"Nie."

"Czy to było kłamstwo?"

Siedziałem cicho.

"Marcel...."

"Przestań wypowiadać moje imię w ten sposób."

Zaskoczyłem ją tym, "Dobra. Rób sobie co tylko chcesz. Nie będę się wtrącać." Powiedziała chłodno.

"Cami, wiesz, że ja-"

"Nie, zapomnij. Najwyraźniej masz już jakiś pomysł. Idź, zrób to."

"Przepraszam..."

"Zadzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebował..."

Zazwyczaj macha do mnie gdy wchodzę do domu, ale teraz odjechała jak tylko z niego wysiadłem.

*

Nie  byłem nad jeziorem od czasu... wypadku...

Okłamałem mamę mówiąc, że idę do biblioteki. Ona nie chce, żebym tu przychodził, jednak ja muszę tu być. To jest jedyne spokojne miejsce.

Albo takie było...

Przyjście tutaj było błędem. Nie mogę uwierzyć, że okłamałem mamę. Nigdy wcześniej tego nie robiłem...

Siedziałem w samochodzie i przez szybę patrzyłem na jezioro. Słońce powoli zaczyna zachodzić. Niebo jest połączeniem koloru niebieskiego i pomarańczowego, jest piękne. Spodobałoby się Cami...

Cami... Mam nadzieję, że nie jest na mnie zła... Byłem dzisiaj naprawdę chamski. Nie zrobiła nic złego, ale ja w ogóle się do niej nie odzywałem. Byłem tylko przybity... Mam nadzieję, że jest okej.

Powoli wysiadłem z samochodu. Małymi kroczkami szedłem w stronę pomostu, byłem zdenerwowany. Już zaczynam mieć przebłyski wspomnień z tamtej nocy.

Wchodzenie coraz głębiej.

Lodowata woda.

Krzyk Cami.

Płacz.

Marcel, przestań. Przestań. Musisz przestań.

Potrząsnąłem głową oczyszczając ją z myśli, których nie chcę pamiętać.

Powoli szedłem pomostem, wieki trwało zanim znalazłem się na jego końcu. Potrząsnąłem ręką w której trzymałem kamienie i położyłem obok siebie stare księgi absolwentów. Rzuciłem kamyk w wodę i patrzyłem jak znika.

"Kujon." Wyszeptałem, rzucając kolejny kamyk.

"Ciota."

Z każdym wyzwiskiem, wypowiadałem je głośniej i rzucałem kolejne kamienie. Po siedmiu zatopieniach, zacząłem po prostu rzucać je jak najdalej mogłem.

Łzy zaczynają płynąć po moich policzkach.

Świetnie...

Myślałem, że jest ze mną lepiej... Najwyraźniej nie...

Zatopiłem się w swoim smutku i usiadłem na krańcu. Zanurzyłem palce w wodzie i kreśliłem nimi kółka.

Przestań płakać.

Przeczesałem włosy palcami i zacisnąłem mocno powieki.

Przestań płakać.

Objąłem nogi w kolanach i przyciągnąłem je do klatki.

Przestań płakać. Przestań płakać. Przestań płakać.

Zdecydowałem obejrzeć moje księgi absolwentów. Jako pierwszą wziąłem tę z pierwszej klasy. Przeglądałem kartka za kartką. Nikt nic nie napisał w mojej książce tego roku...

"Tomlinson." Szepnąłem szukając jego nazwiska.

Znalazłem. Na jego zdjęciu nakreślony duży "X" i to tak mocno, że strona została prawie wyrwana...

Przeszedłem do zdjęcia Ethana i ogromnym "?" na zdjęciu.

Zapomniałem o tym. Kiedyś z Ethanem byliśmy najlepszymi przyjaciółmi... Aż do pierwszej klasy. Był kiedyś kujonem... Byliśmy nierozłączni. Aż w czasie wakacji, wydoroślał. Nie miał już okularów ani aparatu. Wyrobił sobie mięśnie i zaczął grać w football. Urósł i stał się kobieciarzem.

Koniec Ethana i Marcela.

Nigdy w pełni nie zrozumiałem co się z nami stało. Zawsze miałem nadzieję, że do mnie wróci. Pierwsza klasa, po prostu przestał ze mną rozmawiać. Spotkaliśmy się raz, ale to już nie było to samo.

On się zmienił, ja nie...

W końcu pewnego dnia odezwałem się do niego w szkole. Strasznie się na mnie zdenerwował. Powiedział, że przynoszę mu wstyd i że jestem ciotą. Nie chciał, żebym się już kiedykolwiek do niego zbliżał.

Wtedy właśnie zaczął się nade mną znęcać razem z grupą przyjaciół Louisa.

Płakałem całymi dniami.

"Halo?" Usłyszałem czyjś szept, który przerwał moje myśli i przywrócił mnie do rzeczywistości. Czy ktoś tu jest? Nie rozpoznałem głosu... Usłyszałem czyjeś zbliżające się kroki. Kto to jest? Moje serce bije tak szybko, że zaraz może eksplodować. Ręce mi się trzęsą. Szybko otarłem policzki i wstałem. Chwyciłem pozostałe kamienie w razie gdybym musiał się bronić.  Odwróciłem się powoli by zobaczyć kogoś patrzącego wprost na mnie.

"Marcel?"

Upuściłem kamienie, które opadły z hukiem.

"L-Louis?"




---------------------------------------------------------------------------
Echh już nawet nie będę przepraszać, bo jak zwykle nie dodaje tak często jak obiecywałam.. ;/  Tak, wiem, jestem ciotą, ale w końcu nowy rozdział! + 10 do końca.

Kocham was, Kasja ♥

1 komentarz:

  1. Mam nadzieje, że szybko dodasz następny rozdział, czekam :) xx

    OdpowiedzUsuń