czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 32.

OCZAMI CAMI

Tęsknię za Marcelem. Tak bardzo za nim tęsknię. Mam nadzieję, że dobrze sobie radzi. Martwię się o niego. Co tam robi? Ma tam jakichś przyjaciół? Czy wszystko w porządku? Chcę, żeby już wrócił do domu.

Bez niego w szkole jest strasznie nudno. Nie mam żadnych bliższych przyjaciół poza Marcelem. Pewnie, rozmawiam z kilkoma osobami, ale nie nazwałabym ich przyjaciółmi.

Jem w bibliotece jak zawsze odkąd nie ma Marcela. Dziwnie jest siedzieć w stołówce samemu.. Nie mam pojęcia jak Marcel to robił. Siedzę właśnie na kanapie i jem kanapkę, gdy podszedł pewien chłopak i usiadł koło mnie.

Rozpoznałam go, bo chodzimy razem na angielski, ale nigdy z nim nie rozmawiałam.

"Jesteś Cami, prawda?" zapytał.

"Taa, a Ty Niall?"

Przytaknął, "Więc, ee.. tak się zastanawiałem... Widziałem koncert twój i Marcela. Gdzie on tak właściwie jest?"

"On jest, ehh, jest daleko."

"Ach, na wakacjach?"

"Tak, można tak powiedzieć..."

"Cóż.. Byliście naprawdę niesamowici. Razem z przyjaciółmi zakładamy zespół, tak jakby. I ee.. pomyśleliśmy, że może chcielibyście do nas dołączyć?"

Zespół? Serio?!

Uśmiechnęłam się, "Porozmawiam z Marcelem kiedy wróci. Kto jeszcze w tym jest?"

"Noo, są starsi od nas. Ich imiona to Liam, Louis i Zayn. Mamy próbę dziś wieczorem w moim domu, możesz przyjść jeśli chcesz."

Pomyślałam nad tym przez chwilę. W sumie dlaczego miałabym nie spróbować? Mogłabym wpaść i zorientować się jak to wszystko wygląda, a jeśli mi się nie spodoba to nie muszę tego robić. Nie mogę się doczekać powrotu Marcela kiedy mu o tym powiem!

"Pewnie. Przyjdę!"

*

"Tutaj skręć w lewo" pokierował mną Niall. Zawożę nas do jego domu. W sumie to jest całkiem miły i zabawny. Na lekcjach zawsze się śmieje i jest głośny, więc myślałam, że będzie totalnie denerwujący.

Zatrzymałam samochód pod jego domem po czym chłopak wprowadził mnie do środka.

"Chłopcy powinni być tu lada chwila." poinformował, a po chwili usłyszeliśmy jakieś rozmowy na dole. "Albo już tutaj są." roześmiał się.

Szłam za nim na dół i zobaczyłam 3 chłopaków siedzących na kanapie i jedzących czipsy.

"Niall! Hej, kto to?" zapytał jeden z nich.

"Cami, to jest Zayn, a to Liam i Louis. Chłopaki, to jest Cami." przedstawił nas Niall.

"Miło cię poznać!" zaczał Liam.

"Czyżby Niall miał dziewczynę?" zadrwił Louis.

"Louis!!" odkrzyknął Niall.

Zarumieniłam się, "Ja już mam chłopaka."

"A niech to." Skwitował Louis. Zaśmiałam się z jego rozczarowania.

"Hej, to ty grałaś ten koncert tamtej nocy, racja? Z tym chłopakiem, ee, Markiem?" pytał Liam.

"Taa i jego imię to Marcel." wyjaśniłam.

"Byliście super!" kontynuował.

"Dzięki!"

"Pomyślałem, że Cami mogłaby nas posłuchać dzisiaj." powiedział Niall.

"Tak, spoko!" Zapewnił Zayn.

"Świetnie! Powiedziałem też, że jeśli jej się spodoba to może do nas dołączyć jeśli tylko zechce. Szukamy kolejnej osoby..." tłumaczył Niall, chwytając gitarę i siadając na krześle.

"Nigdy nie myślałem, że będzie to dziewczyna, ale pewnie, zemu nie!" powiedział Louis.

Niall grał przypadkowe akordy a inni rozmawiali między sobą. Wszyscy rozmawialiśmy a chłopcy pytali mnie o mnie i mój związek z Marcelem. Są naprawdę bardzo sympatyczni.

"Dobra ludzie, zaczynajmy już!" powiedział Liam parę minut później.

"Właśnie, muszę być w domu o 6." dodał Zayn, wywracając oczami, "Wieczór rodzinnych gier."

"Wciąż to robicie?"  Wyśmiał go Louis, na co chłopak uderzył go w ramię.

Niall roześmiał się głośno.

"Jesteście tacy niedojrzali." skomentował Liam, "No dawać!"

Nie mogłam się powstrzymać i zaśmiałam się z ich zachowania. Są tacy różni od siebie.

"Nie krępuj się śpiewać z nami." powiedział mi Liam. "Niall, zaczynaj."

Blondyn zaczął grać na gitarze i od razu rozpoznałam piosenkę. To Natalie Imbruglia - Torn. Liam rozpoczął.

Myślałem, że spotkałem dziewczynę, co odmieni moje życie
Była taka ciepła, przyszła tu pełna spokoju
Pokazała mi, co to znaczy płakać
Ale, nie mogłaś być tą kobietą, którą uwielbiałem,
Zdaje się, że nawet nie wiesz, nie dbasz o to po co masz serce,
Ale ona już zniknęła z mojego życia,
Nic już nie zostało z jej kłamstw,
Wyczerpały się też moje słowa
Właśnie o to chodzi. Nic nie jest dobrze, i jestem rozdarty...


Zdecydowałam zaśpiewać z nimi refren
 

W nic już nie wierzę,
Tak właśnie się czuję,
Zimno mi i wstydzę się,
Leżąc nago na podłodze,
Iluzja nigdy nie zmieniła się
W coś realnego,
Obudziłam się i teraz widzę, że nasz idealny świat jest rozdarty.
Spóźniasz się nieco, a ja już jestem rozdarta...


Kiedy skończyli, wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni.

"Jesteście naprawdę nieźli." powiedziałam. Ich głosy dobrze ze sobą współgrają, tworzą cudowną harmonię. Są naprawdę utalentowani.

"Serio?" spytał Niall z uśmiechem.

Przytaknęłam, "Bardzo mi się podobało i jestem pewna, że Marcel też byłby zachwycony."

"Nie mogę się doczekać kiedy się w końcu poznamy!" dodał podekscytowany Louis.

"Byłaś niesamowita." zwrócił się do mnie Zayn.

Oczywiście się zarumieniłam, "Dzięki..."

"Niezły wybór, Niall." podsumował Liam, szturchając chłopaka. Uśmiechnął się do mnie szeroko i uniósł kciuka do góry, że było okej.

Marcel i ja możemy mieć nowych przyjaciół. Tylko poczekajmy aż się o wszystkim dowie!






------------------------------------
Północ, a Kasia tłumaczy :) aaaa co tam, lepiej tłumaczyć wtedy jak ma się wenę :D   Kocham was i wrzucam rozdział od razu, a jutro postaram się dodać kolejny. Wooohoo przerwa świąteczna! :)   
psst. w kolejnym rozdziale Marcel już wychodzi do domu

Kasja ♥

Rozdział 31.

OCZAMI MARCELA

Siedzę w swojej sali po kolejnej wizycie terapeuty. Ile ona może mieć jeszcze pytań? Jeszcze nigdy nie odpowiedziałem na tyle osobistych pytań. W sumie to dobre uczucie, móc w końcu wyrzucić z siebie to wszystko i powiedzieć komuś jak się czuję.

Przed moimi drzwiami stoi dziewczyna z bliznami. Od jak dawna tu jest? Wyszedłem do niej, żeby porozmawiać.

"Hej." zacząłem. "Więc, ee, co tu robisz?"

"Zastanawiałam się czy chciałbyś pójść do pokoju gier."

"Jasne."

"A tak w ogóle, to jestem Ellie."

"A ja Marcel, ale to już wiesz..."

Roześmiała się.

Wszędzie są lekarze. Czuję jakbym był bez przerwy obserwowany, jakbym nie mógł być sam. Cały czas mnie też sprawdzali. Spojrzałem na dwóch lekarzy przechodzących obok nas, a oni się uśmiechnęli.

Tak dużo uśmiechów.Wszyscy są szczęśliwi i pełni słów wsparcia. "Będzie lepiej" "Dasz radę"  "Bądź silny" "Przejdziesz przez to, obiecuję."

"Więc co jest w pokoju gier?" spytałem.

"Telewizor, jakieś gry planszowe, bilard.. takie tam rzeczy. To najciekawszy pokój tutaj."

"Od jak dawna tu jesteś?"

"Jestem tu już drugi raz..."

Nic nie odpowiedziałem.

Doszliśmy do pokoju i zdecydowaliśmy się na scrabble.

"Jestem cienka z ortografii." powiedziała Ellie. "Zdecydowanie to przegram."

"A ja jestem bardzo dobry. Kiedyś grałem w to cały czas..."

Siedzę sam w pokoju, jak zawsze. [parę lat temu] Obok mnie leży słownik, a przede mną scrabble. Gram przeciwko samemu sobie. Słowo za słowem, kawałek po kawałku, punkt za punktem.

Robiłem tak godzinami zawsze, kiedy byłem sam, czyli bardzo często.

Znałem już wtedy słowa, których dzieci w moim wieku nawet nie słyszały. Byłem chodzącym słownikiem. Wyszukiwałem wyrazy, zapamiętywałem pisownię i definicję. Wiedziałem wszystko o każdym wyrazie. Można powiedzieć, że czytałem słowniki. Słowa były moją ucieczką. Miałem dziwne upodobania co do pisania i literowania. Tak jakby słowa w słowniku były przyjaciółmi. Każde nowe słowo było nowym przyjacielem. Poznawałem moich "przyjaciół" poprzez ich definicje, powtarzałem je później w ciągu dnia. Powtarzałem sobie je w myślach, nie zdając sobie sprawy z tego, że to robię. Czasem nawet moje dłonie zapisywały słowa na skrawkach papieru. Kiedy ktoś powiedział jakieś słowo, które mi się spodobało, to zapisywałem je na kartce i powtarzałem sobie non stop. Lubiłem to w jaki sposób brzmiały nowe słowa, jak sporo czasu zajmowała nauka poprawnej wymowy, jak liczył się nawet najmniejszy akcent. Zupełnie jak ludzie. Wszyscy dajemy sobie dużo czasu na poznanie siebie i liczy się każdy szczegół. 

To właśnie zajmowało mój czas.

Pozwalało chociaż na chwilę o wszystkim zapomnieć.

Zapamiętywanie słów, a nie myślenie o znęcaniu się nade mną.

Graliśmy już od kilku chwil i jak do tej pory, to ja jestem na prowadzeniu. Ellie ułożyła słowo "brag" (przechwalać), a ja dołożyłem do tego swoje litery.

"Braggadocio? Co to do cholerci jest?" spytała.

"To oznacza arogancki, chełpliwy. To eponim."

"Co to jest eponim?"

Uśmiechnąłem się, "Nie myśl o tym. To tylko bezużyteczna informacja, którą trzymam w głowie."

Zaśmiała się. "Dużo wiesz. Musisz czytać słowniki."

Oblałem się rumieńcem, "Kiedyś tak..."

"W sumie to całkiem fajnie. No, że wiesz tyle rzeczy."

*

Już powoli kończą nam się litery. Wciąż wygrywam. Ułożyłem słowo 'miłość'.

"Wiesz jak to jest być zakochanym?" Ellie cicho spytała.

Milczałem chwilę zanim dałem jej odpowiedź, "Tak, wiem." Nigdy o tym nie myślałem.

"A ja nie... Jak to jest?"

Wziąłem głęboki oddech i pomyślałem, "Wiesz... Nie wiem jak odpowiedzieć na to pytanie. Jestem w tym nowy. Kiedy coś wymyślę, to dam ci znać."

"Myślę, że byłoby fajnie się zakochać."

"Jest fajnie."

"Kiedy byłeś zakochany?"

Natychmiast pomyślałem o Cami i uśmiech pojawił się na moich ustach, "Jestem zakochany już od kilku miesięcy."

"Mogę się założyć, że jest świetnie."

"Och, tak. Jest niesamowicie."






----------------------------------------
Echh.. Znowu przepraszam, że takie opóźnienie. :(  Tłumaczę, kiedy mogę, aach i zostało chyba z 14 rozdziałów do końca o ile dobrze pamiętam ;o 
Wesołych Świąt kochani! i dziękuję, że czytacie moje tłumaczenie :*

Kasja ♥

sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział 30.

OCZAMI MARCELA [dwa dni później]

Cami siedzi na moim łóżku kiedy ja właśnie zapinałem swoją walizkę.

"Będę za tobą tęsknić." powiedziała.

"To tylko tydzień. Nie będziesz za mną aż tak bardzo tęskniła." Pocieszyłem trzymając ją za rękę po czym ucałowałem w policzek.

"Oczywiście, że będę. Nie mogę nawet do ciebie zadzwonić ani wysłać wiadomości.

"Dasz radę. Ten tydzień minie zanim się obejrzysz."

*

Kiedy się stąd wydostanę?

Jestem tu od kilku godzin a już nienawidzę tego miejsca.

Tęsknię również za Cami...

Siedzę w białym pokoju z białą, lśniącą podłogą i z białą pościelą na łóżku. Śmierdzi tu jak w szpitalu, ale to pewnie dlatego że w pewnym sensie jest to szpital. Pościel nie jest miękka i nie marszczy się pod każdym moim ruchem. Siedzę na łóżku i wyglądam przez okno kiedy do pokoju weszła jakaś kobieta.

"Cześć, Marcel! Nazywam się doktor Fang." powiedziała.

Och, cóż za pocieszające imię.

Ma blond włosy i białe, świecące zęby, które są ogromne. Zdecydowanie za bardzo się uśmiecha. Lepiej, żeby nie była moim lekarzem.

"Jestem twoim lekarzem!" ogłosiła.

Jak cudownie.

"Więc.. Wiesz dlaczego tutaj jesteś, tak?" zapytała.

"Jestem szóstkowym uczniem, wiem z jakiego powodu się tu znalazłem." odburknąłem.

"Sarkazm do niczego cię nie zaprowadzi." powiedziała wciąż się uśmiechając.

"Przepraszam, jestem zdenerwowany."

"Wiem, że jesteś i nic nie szkodzi. Zamierzam zadać ci kilka pytań."

"Dobrze..."

"Kto jest twoim najlepszym przyjacielem?"

"Cami."

"Czy jest twoją dziewczyną?"

"Tak."

"Od jak dawna jesteście razem?"

"Nieco ponad miesiąc, ale znamy się od trzech."

Pokiwała głową. "Czy ten związek nakłada na ciebie jakąkolwiek presję?"

Siedziałem przez chwilę w kompletnej ciszy, "Cóż.. Nie. Przy niej czuję się bezpiecznie i jestem szczęśliwy. Kiedy jestem z nią nie muszę się o nic martwić."

"Czy kiedykolwiek były w waszym związku jakieś trudne chwile, problemy?"

"Tak... Myślałem, że mnie zdradziła. Ale udawała, że spotyka się z kimś innym, żeby mnie chronić..."

"W jaki sposób?"

"Ten chłopak znęcał się nade mną..."

"Więc jesteś dręczony?"

 "Jestem pewny, że już to wiesz. Napisałem to na papierze..."

"Wiem. Kto cię dręczy?"

"Wszyscy."

"Wszyscy?"

"Tak, wszyscy."

Usiadła na chwilę, myśląc.

"I jak się przez to czujesz?" Typowe pytanie.

"Jak się przez to czuję? Strasznie. Przez lata nie odzywałem się do nikogo. Ledwo co rozmawiałem w domu.  Wszystko trzymałem w sobie. Piszę piosenki i to one są moją ucieczką."

"A więc śpiewasz?"

"Tak..."

"Jak być siebie opisał?"

"Kujonowaty, yyy samotny, wydaje mi się, że dojrzały, cichy..."

"Czy trudno jest siebie opisać?"

Zastanowiłem się przez chwilę, "Tak..." wyszeptałem.

"Dlaczego?"

"To dlatego... Dlatego, że byłem już przeróżnie nazywany w moim życiu. Ciężko powiedzieć, które nazwy są prawdziwe, a które nie. Nie potrafię nawet odróżnić swoich własnych cech od tych, które są mi nadawane przez ludzi, którzy mnie znają..."

"Jesteś mądry, racja? Większość ludzi nie umie odpowiedzieć na to pytanie."

"Dużo rozmyślam nad różnymi rzeczami..."

Zadawała mi jeszcze sporo pytań. Jestem już z nią ponad godzinę.

"Miło było cię poznać." powiedziała. "Wrócę tu później. Przychodź do mnie kiedy tylko chcesz." powiedziała, kiedy już skończyliśmy.

"Dziękuję..."

Siedzę sam w moim pokoju, ona już wyszła. Zapowiada się interesujący tydzień.

* [ NASTĘPNEGO DNIA ]

Siedzę w kółku z grupką nastolatków, których nie znam. Zostałem zmuszony, by tu przyjść. Również żadne z tych dzieciaków nie wygląda na zadowolonych, że jest tutaj. Wszyscy mają puste spojrzenia i w ogóle się nie uśmiechają. Weszła lekarka i usiadła w okręgu.

"Witam wszystkich! Mamy dziś trzy nowe osoby, więc zaczniemy od nich. Będziemy mówić nasze imiona, wiek i jak się dzisiaj czujemy. Później inni będą mogli zadać pytania." powiedziała.

Świetnie. Nie jestem dobry w opowiadaniu o sobie nieznajomym. Bawiłem się plakietką z imieniem przyczepioną do koszulki, tylko po to, żeby się nie denerwować.

"Hmm.. Marcel! Zaczniemy od ciebie!" oznajmiła.

"Yyyy, eee.. Nazywam się Marcel. Ja yy, ee mam 18 lat. Czuję się, ee.. pusty."

Dziewczyna z czerwonymi włosami przemówiła, "Pusty jak?"

"Cóż.. Jestem tu już drugi dzień i nie odczuwam żadnych emocji. Nie jestem szczęśliwy, ale nie jestem też smutny."

"Ile masz tatuaży?" Zapytał chłopak z opalenizną.

"40..."

Wszyscy patrzyli na mnie jakbym był jakimś kosmitą.

"40 tatuaży i masz 18 lat?" spytała dziewczyna.

Chciałem wyjść. Chciałem uciec stamtąd i od wszystkich obserwujących mnie oczu. Wydaje mi się, że mnie oceniają, tak jak ludzie w szkole. Nie ma żadnej różnicy. Dlaczego w ogóle tu przyszedłem? Nie powinienem był tego robić.

Kiwnąłem głową, "Czy moglibyśmy przejść do kolejnej osoby?" spytałem. Czuję się niekomfortowo, kiedy wszyscy patrzą tylko na mnie.

"Oczywiście, Marcel." powiedziała lekarka.

Zdałem sobie sprawę, że ci wszyscy nastolatkowie są tacy jak ja, albo nawet mają gorzej, co uważałem za niemożliwe. Nie jestem sam. Są ludzie tacy jak ja.

Kiedy skończyliśmy, podeszła do mnie dziewczyna, która dopytywała o moje tatuaże.

"Czy to bolało?" Zapytała.

"Czy co bolało? Tatuaże?"

Kiwnęła głową.

Wzruszyłem ramionami, "Na początku tak, ale teraz już się przyzwyczaiłem. Czy to bolało?"

Spojrzała na swoją rękę po czym zsunęła rękawy w dół. "No początku tak, ale teraz już się przyzwyczaiłam."

"To są moje blizny, a to są twoje blizny. Mamy tylko inny sposób radzenia sobie z bólem."

"Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób..."




---------------------------------------------
Hej kochani !
Wiem, że dawno nic nie dodałam, ale totalnie nie miałam czasu i nie mogłam się za to zabrać :( Ale za to jutro dorzucam kolejny rozdział xx  + przepraszam za ewentualne błędy.

Kasja ♥

środa, 11 grudnia 2013

Rozdział 29.

OCZAMI CAMI:

"Chcesz o tym porozmawiać?" Zapytałam go gdy znaleźliśmy się w samochodzie.

Pokręcił przecząco głową. Znów jest tak jak wtedy, gdy go pierwszy raz spotkałam.

Westchnęłam, "Jesteś pewien?"

Przytaknął.

W tym czasie postanowiłam zadzwonić do Anne i powiedzieć jej, że Marcelowi nic nie jest. Kamień spadł jej z serca, więc zapewniłam, że niebawem przywiozę go do domu. Jej głos się drastycznie zmienił. Do tej pory ciągle szlochała, a teraz jest pełna radości.

Jestem tak bardzo wdzięczna za to, że go znalazłam.

"Uderzyłem Ethana" wymamrotał cicho zaraz po tym jak się rozłączyłam.

Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. "Marcel, jestem z ciebie dumna, że to zrobiłeś."

"Ale ja nie jestem z siebie dumny. Zniżyłem się do jego poziomu. Zraniłem drugą osobę."

Położyłam rękę na jego ramieniu. "On na to zasłużył."

"Tak myślisz?"

"Ja to wiem."

Spojrzał na mnie smutnymi oczami. Zazwyczaj są jasnozielone, a w tym momencie są prawie szare. Wyraźnie widać, że jest zawiedziony swoim zachowaniem.  Jest jak małe dziecko, które właśnie straciło swojego szczeniaczka. Jest taki niewinny, słodki i delikatny. Chcę go tylko trzymać w ramionach już na zawsze i ochraniać.

"Chodzi o coś więcej, prawda?" spytałam.

"Tak."

Czekałam aż sam mi wszystko powie.

"Wszystkiego było już za wiele. Przez ostatnich kilka lat wszystko się piętrzyło jedno na drugim aż w końcu doszło do tego, że się złamałem."

"Możemy pozbierać kawałki i poskładać cię do kupy."

"Nie jestem taki pewien."

"Będę przy tobie zawsze. Obiecuję."

Odwoziłam Marcela do domu w całkowitej ciszy. Żadne z nas tak naprawdę nie chciało rozmawiać. Oboje myślimy o tym co się wydarzyło.

Kiedy dojechaliśmy do jego domu, Anne wybiegła i wtuliła się w syna. "Marcel! Jesteś bezpieczny! Jesteś cały!" powtarzała wciąż wtulona gładząc jego włosy.

Pokazał mały uśmiech "Przepraszam mamuś"

"Wszystko w porządku, Słonko. Chodźmy usiąść i porozmawiamy."

"Chcesz żebym poszła?" spytałam.

"Nie. Zostań." od razu odpowiedział Marcel.

"Marcel... Myślę, że wiesz gdzie powinieneś się zgłosić. Potrzebujesz pomocy..." Anne powiedziała cicho.

Marcel opadł na kanapę, chowając twarz w dłoniach. Oparł łokcie o stół "Wiedziałem, że to nadejdzie. Teraz ludzie będą się nade mną znęcać za to, że byłem w szpitalu dla obłąkanych."

"Kochanie, to nie jest szpital dla obłąkanych! To ci pomoże! Nie jesteś nienormalny."

Załamał się. "Jestem, mamo. Ja-ja próbowałem się zabić. Nie jestem normalny!" Znów płacze a ja trzymam go za rękę.

"To nic. Naprawdę. Wciąż cię kocham nie zważając na to co się stało." Anne zapewniała ze łzami w oczach. Ponownie go tuliła do czasu aż się uspokoili.

"A oferta ukończenia wcześniej szkoły jest wciąż aktualna..." powiedziała Anne.

Co? Wcześniejsze ukończenie?

Siedział w zamyśleniu przez chwilę zanim odpowiedział. " Nie. Został tylko jeden miesiąc. Wiem, że wykorzystałem już wystarczająco kredytów, żeby ukończyć szkołę, ale to nie byłoby to samo. Dam radę."

"Jesteś pewny?"

"Mamo, tak. Jestem pewny."

Po godzinnej rozmowie Anne poszła na górę do łóżka i żeby nieco ochłonąć.

"Zostań tak długo jak będziesz chciała" dodała przed wyjściem. "Dziękuję."

Poszłam z Marcelem do jego pokoju i usiedliśmy na jego łóżku.

"Dziękuję ci Cam za wszystko." zaczął.

"Nie dziękuj mi. Nie jestem bohaterem."

"Właśnie, że jesteś. Uratowałaś mnie. Nie tylko dzisiaj, ale wtedy gdy cię pierwszy raz poznałem. Tego dnia miałem zamiar podpisać formularz wcześniejszego ukończenia.  Nie musiałbym już chodzić do szkoły ani dnia dłużej. Ale wtedy ty weszłaś do mojego życia i dałaś mi nadzieję. Powiedziałem mojemu doradcy, że potrzebuję kolejnego tygodnia do zastanowienia się, bo nie byłem pewny czy mnie zostawisz czy nie. Ale ty nigdy nie odeszłaś, więc zostałem w szkole..."

"Marcel..." jęknęłam czując jeszcze więcej łez napływających do moich oczu. Położyłam głowę na jego kolanach. "Wiesz, dzisiaj minęło 6 miesięcy od śmierci mojego tata... Byłam dziś na cmentarzu i z nim rozmawiałam. I czułam jakby był koło mnie i mnie słuchał. Mówiłam mu o tobie. A kiedy już powiedziałam, chmury nieco się rozstąpiły i przez chwilę zaświeciło słońce. Myślę, że to mój tato mówił, że jesteś dobrym wyborem. Że wszystko będzie dobrze. "

"Byłby z ciebie dumny." powiedział nachylając się i całując mnie w czoło.

Uśmiechnęłam się lekko. "Tak myślisz?"

Bawił się moimi włosami. "Ja to wiem."




-----------------------------------------------------------------------
Chwilka czasu znaleziona na przetłumaczenie rozdziału ;) W sumie to ostatnio coś coraz krótsze...
 A tak poza tym to... Nie. Wyrabiam. Pomocy. Mam. DOŚĆ.

wiecie gdzie mnie znaleźć
Kasja ♥

piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział 28.

OCZAMI CAMI:

Wciąż ani śladu Marcela.

Już prawie 11:00. Gdzie on jest?

Czy nic mu nie jest? Musi być cały. Przecież to Marcel. Nic by nie zrobił, racja?

Ciągle się zamartwiam i gubię we własnych myślach. Prawie nie usłyszałam dźwięku mojego telefonu.

Szybko go złapałam, gdy zobaczyłam, że to wiadomość od Marcela.

Nic mu nie jest!

Droga Cami,
Chcę Ci podziękować za najwspanialszą przyjaźń o jaką tylko mogłem prosić. Jesteś najlepszą osobą na całym świecie. Niedługo będziesz już beze mnie. Wszystko ze mną w porządku, obiecuję. Po prostu nie mogę już więcej znieść. Będę szczęśliwszy. Mogę być z tobą bez przerwy. Będziesz mogła popatrzeć w niebo i ja tam będę, w gwiazdach. Dosłownie będę gwiazdą. Zawsze mnie odnajdziesz, bo zawsze tu będę. Ale teraz nie próbuj mnie znaleźć. Ja chcę to zrobić, naprawdę. Kocham Cię, Cami. Kocham cię bardziej niż mogłabyś to sobie kiedykolwiek wyobrazić.
Marcel. 

 Po przeczytaniu wiadomości, upuściłam telefon i zaczęłam płakać. Muszę go znaleźć. Gdzie on może w tej chwili być? Łzy spływają niekontrolowanie po mojej twarzy. Proszę Marcel, nie rób tego.

Mój telefon znowu zaczął dzwonić, tym razem to Anne.

"Napisał do ciebie?" spytała zapłakana.

'Tak."  odpowiedziałam cicho.

"Moje dziecko. Mój Marcel." łkała już coraz głośniej.

"Anne, odnajdę go, dobrze? Obiecuję ci to. Znajdę go. Będzie dobrze."

"A co jeśli wróci do domu? Powinnam go szukać?"

"Zostań w domu..."

"Dziękuję... Jeśli go nie znajdziesz..." przestała mówić i załkała ponownie.

"Znajdę go. Myślę, że wiem gdzie może być."

Jest nad jeziorem.

Wskoczyłam do samochodu starając się przypomnieć którędy tam dojechać. Zawsze to Marcel prowadził.

Zaczęła się ulewa i ledwo cokolwiek widzę. Na głównej drodze jest niesamowity korek. Uderzyłam rękami w kierownicę z frustracji. Nigdy nie zdążę na czas, ale muszę.

Zjechałam na pobocze i wysiadłam z samochodu. Szłam przez las starając się dotrzeć nad jezioro. Deszcz i błoto mnie tylko spowalniają. Jestem zmarznięta, przemoczona i zapłakana, ale muszę odnaleźć Marcela. Muszę. Jest strasznie ciemno, że idę prawie na oślep.

Muszę do niego dotrzeć.

Z każdym krokiem czuję, jakbym była coraz bliżej jak i coraz dalej od Marcela. Bliżej jeziora, ale dalej od powstrzymania go. Każdy krok zabiera czas.

Krok. Krok. Krok.

OCZAMI MARCELA:

Już czas.

Wysłałem wiadomości. Nie ma nic więcej do zrobienia.

Zrobiłem pierwszy krok i wszedłem do wody. Miłe uczucie.

Zamierzam iść przed siebie aż znajdę się cały pod wodą.

Krok. Krok. Krok.

Z każdym krokiem jestem bliżej opuszczenia wszystkiego, oddalam się od życia.

Deszcz nieustanie, spokojnie pada.

Woda sięga mi już ponad biodra.

Jest lodowata. Ledwo co wyczuwam swoje kości. Jest tak zimna, że aż kłuje, ale jednocześnie jest to dobre uczucie. Bynajmniej nie będę czuł wielkiego bólu.

Wchodząc coraz głębiej, zauważyłem odbijające się w wodzie gwiazdy. Widzę gwiazdę-Marcela nieco przygaszoną tym razem. Nie tak jasna jak ją zapamiętałem.

Ja również nie jestem równie jasny.

Odchodzę.

Poddaje się.

Łzy wypływają z moich oczu, gdy patrzę w niebo.

Już prawie koniec.

To nie może być koniec.

Nie mogę się poddać.

Tak jak gwiazda-Marcel, muszę tutaj być. Jest jakiś powód dla którego tutaj jestem. Może jeszcze go nie poznałem, ale jest na pewno. Dokonam mnóstwo dobrych rzeczy w przyszłości. To nie koniec mojej historii.

W tym momencie, uświadomiłem sobie, że słyszę krzyk Cami.

Odwróciłem się i zobaczyłem, że biegnie w moją stronę. Biegnie najszybciej jak może w tej lodowatej wodzie. Ma przyklapnięte od deszczu włosy i przemoczone ubrania. Pomimo tego, że pada, wciąż widzę, że płacze.

"Przepraszam" powiedziałem kiedy już się zbliżała. "Przepraszam. Przepraszam." Oboje płaczemy.

W końcu do mnie dotarła i rozluźniłem się w jej ramionach. Jakimś sposobem udaje jej się mnie trzymać, bo mam wrażenie, że mógłbym upaść. Trzymała mnie mocno i wtuliła głowę w zagłębienie mojej szyi.

"Marcel, proszę. Nigdy więcej mnie już tak nie strasz." powiedziała szlochając.

"Przepraszam." wyszeptałem.

"Nie mogłabym bez ciebie żyć."

"Zawsze będę przy tobie. Przysięgam. Nigdy więcej czegoś takiego nie zrobię."

"Obyś miał rację." powiedziała, rozłączając nasz uścisk. Otarła łzy.

"Naprawdę nawaliłem tym razem..."

Wzięła moją rękę, "Nie prawda, bo się powstrzymałeś. Ocaliłeś sam siebie."





---------------------------------
Nie wiem co tu napisać.... Mam jedynie nadzieję, że żadnej z was nigdy nie przyszły do głowy takie myśli. Stay strong <3


[ask] [twitter]
Kasja ♥

wtorek, 3 grudnia 2013

Rozdział 27.

OCZAMI CAMI:  <<następnego dnia>>

Telefon zaczął dzwonić mi w kieszeni, przerywając otaczającą mnie ciszę.

"Halo?" odebrałam cicho, nie chcąc przerywać spokoju. Jestem właśnie na cmentarzu, odwiedzam tata.

"Czy Marcel jest z tobą?" zapytała mama Marcela.

"Nie, przykro mi Anne. Coś się stało?"

"Od wczorajszego popołudnia nie był w domu, a jest już prawie 5:00. Już sporo czasu go nie ma." wyjaśniła, nie kryjąc zmartwienia.

"W jakie miejsce się udał, kiedy ostatnio go widziałaś?"

"Poszedł do pracy."

Och, no tak. Zapomniałam, że miał przygotować stoisko.

"Odbiera swój telefon?" zapytałam.

"Nie. Dzwoniłam już 5 razy i pisałam. Żadnej odpowiedzi."

Zaczęłam przegryzać palec. "Nie mógł zniknąć gdzieś daleko. Przecież to Marcel. Nie zrobiłby czegoś takiego."

"Tak, wiem. Ale czasami się o niego martwię, to moje dziecko. Dobrze wiesz jak bardzo był dręczony. I zmienia się tak bardzo szybko..." ściszyła głos i usłyszałam westchnięcie.

"Jestem pewna, że wszystko jest w porządku, Anne. Zapewne niebawem będzie w domu. Sprawdzę czy przypadkiem nie zasnął przy stoisku."

"Dziękuję... Zadzwonię jeśli będę coś wiedziała."

Rozłączyłam się i spojrzałam na nagrobek taty.

"Muszę iść tatku. Niedługo wrócę, obiecuję. Kocham cię." wyszeptałam ocierając łzę z policzka.

Zaczęłam jechać w kierunku stadionu. To trochę długa droga z cmentarza, który jest bliżej miejsca gdzie kiedyś mieszkaliśmy.

Prawie godzinę później dotarłam na miejsce. Mam nadzieję, że Marcel tutaj będzie. Powoli otworzyłam drzwi do kawiarenki. Wszystkie światła pogaszone, niczego nie słychać. Włączyłam światła, które rozświetliły całe pomieszczenie.

Nie ma Marcela.

Nic.

Gdzie on może być?

Wróciłam do samochodu zastanawiając się gdzie zniknął. Dlaczego nie ma go w domu? Może jest w bibliotece albo w sklepie z książkami. Równie dobrze mógłby zatracić się w jakiejś książce i usnąć. Już kiedyś mu się to zdarzało, ale nie na aż tak długo.

Sprawdziłam bibliotekę.

Ani śladu Marcela.

Sprawdziłam kolejne trzy sklepy i dalej ani śladu.

Jestem przekonana, że zaraz wróci do domu. Nie powinnam się martwić. Jest bezpieczny, wiem że jest. Marcel jest mądry, nie zrobiłby nic niebezpiecznego.

Prawda?

Prawie dwie godziny później wróciłam do domu. Niecierpliwie czekałam na telefon od Anne i zapewnienie, że Marcelowi nic nie jest.

OCZAMI MARCELA:

Jest w porządku, naprawdę.

Nie, naprawdę nic mi nie jest.

Jezioro jest miłe, przysięgam.

Jest tu spokojnie. Nikogo nie ma w pobliżu. Tylko ja i moje myśli. Gwiazdy również wydają się dobrym towarzystwem. Były bardzo jasne zeszłej nocy, najjaśniejsze jakie kiedykolwiek widziałem. One też są bardzo dobrymi słuchaczami. Zastanawiam się czy Cami czasami rozmawia z gwiazdą-Marcelem gdy jest samotna.

Wątpię.

Nikt nie rozmawia z gwiazdami z wyjątkiem mnie.

Jestem taką ciotą.

Jestem frajerem.

Nie zasługuję na to, żeby tutaj być.

Na nic nie zasługuję.

Mógłbym się utopić nawet w tej chwili. Mógłbym. Mógłbym wchodzić do wody coraz głębiej i głębiej aż straciłbym oddech. Mogę pozwolić, żeby woda wypełniła moje płuca. Mogę powoli opaść na samo dno i zostać tam na wieczność. Mógłbym już zawsze czuwać nad Cami.

Gapiłem się tępo w czarny punkt na wodzie, rozmyślając o tym co mógłbym sobie zrobić.

Nie, Marcel. Przestań. Uwolnij się od tych myśli. Potrząsnąłem głową i zamrugałem kilka razy. Ściągnąłem koszulkę i położyłem obok mnie, na trawie. Liczyłem tatuaże.

40 tatuaży.

40 sytuacji, które przeżyłem.

Nie mogę się teraz poddać.

Przeszedłem już przez bardzo wiele. Ethan nie może sprawić, że ze wszystkiego zrezygnuję.

Ale zrezygnowanie wydaje się teraz perfekcyjną opcją.





-----------------------
Hej kochani <3
Kolejny czarny rozdział... Chyba wiadomo było, że nie zawsze będzie kolorowo. Ale co zrobi Marcel dowiemy się w następnym rozdziale.
Tymczasem jeśli wy chcecie o czymś porozmawiać, albo coś z siebie wyrzucić to jestem tu dla was :)

[ask] [twitter]
Kasja ♥

niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział 26.

OCZAMI MARCELA:
N/: w rozdziale mowa o futbolu amerykańskim, nie o piłce nożnej :)

Obudziłem się z uśmiechem na wspomnienia zeszłej nocy. Było niesamowicie.

Dzisiaj wracam do pracy. Pracuję przy stoisku z przekąskami na stadionie. Dzisiaj jest trening, ale muszę wszystko przygotować. Poza tym, muszę porozmawiać z Ethanem, bo wiem, że tu trenuje. 

Ruszyłem do pracy kilka godzin po przebudzeniu się. Narzuciłem na siebie dresy i jakąś koszulkę, a włosy zostawiłem pokręcone. Zaczęły mi się takie podobać.

Przeszedłem obok graczy i udałem się do mojego stoiska. Oni wszyscy się na mnie patrzyli... Dziwne... Ale wtedy przypomniałem sobie, że nigdy nie widzieli mnie w takim wydaniu. Kręcone włosy, krótkie rękawy, tatuaże. Najprawdopodobniej nawet nie wiedzę kim jestem. Szczerze mówiąc, czyni mnie to silniejszym i bardziej pewnym siebie. Jestem zupełnie nowym Marcelem. To jakby szansa zacząć wszystko od nowa. Może.

Trening już się rozpoczął, więc i ja zacząłem przygotowywać wszystko na jutro. Wyczyściłem i ustawiłem jedzenie tam gdzie powinno być. W pewnej chwili, przez okno wleciała piłka lądując w maszynie do robienia precli. Podniosłem ją i odrzuciłem z powrotem na boisko. Poleciała zdecydowanie szybciej i dalej niż się spodziewałem. Nie sądziłem, że potrafię tak rzucać... Osoba która ją złapała, cofnęła się nieco przez siłę mojego rzutu. Wow.

Prawie nie zauważyłem, że trening dobiegł końca. Oby Ethan jeszcze nie poszedł. Na szczęście nawet nie opuścił boiska, tylko rozmawia z trenerem. Poczekałem aż skończy i udałem się w jego stronę. Denerwuję się. Nigdy nie stawałem w swojej obronie, zwłaszcza nie przeciwko Ethanowi. Mam nadzieję, że kiedy mu wszystko wygarnę to zmieni wobec mnie zachowanie. Spojrzał na mnie zdezorientowany nie wiedząc kim jestem. Po chwili go olśniło.

"Marcel?" Zapytał.

"To ja."

"Czego chcesz?"

"Wiem o twojej umowie z Cami."

"Domyśliłem się."

"Najpierw rujnujesz moje życie, a później robisz Cami to samo. Nie waż się jej tknąć. Nigdy więcej."

"A co z tym zrobisz? Pobijesz mnie? Jesteś tylko słabym, małym kujonkiem. Mogę robić cokolwiek mi się zamarzy."

Od razu pomyślałem o siniaku na nadgarstku Cami. Co jeszcze mógłby jej zrobić?

Uderzyłem go prosto w twarz. Upadł na ziemię, łapiąc się za bolące miejsce. Dało się zauważyć krew spływającą z nosa i wargi. Popatrzył na mnie zszokowany.

Co ja zrobiłem...

To nie jestem ja. Ja nie ranię ludzi.

Spojrzałem na moją dłoń, która wciąż zaciśnięta jest w pięść. Drga i robi się czerwona. Musiałem go mocno uderzyć. Nawet mogłem to usłyszeć.

Nic nie powiedziałem, tylko odszedłem oszołomiony. Wskoczyłem do samochodu i odjechałem. Nie wiem gdzie jadę, ale najwyraźniej moja podświadomość wie to doskonale. Zatrzymałem się w znajomym miejscu. Jezioro.

Wszedłem na pomost i zanurzyłem stopy w wodzie. Ruszałem nogami wzburzając spokojne jezioro i tępo obserwowałem wodę.

Przepraszam.

Przepraszam.

Przepraszam.

Przeczesałem włosy palcami. Jęknąłem, po czym rzuciłem kamieniem do wody.  Jestem okropną osobą. Uderzyłem kogoś i to mocno. Nie ważne jak okropna jest ta osoba, nie powinno się jej robić krzywdy. Nikt na to nie zasługuje. Nawet Ethan.

Przez te wszystkie lata mojego cierpienia wiedziałem żeby nigdy nie zrobić czegoś takiego. Obiecałem sobie, że nie zniżę się do poziomu ludzi, którzy się nade mną znęcali.

Ale teraz właśnie to zrobiłem. Złamałem daną sobie obietnicę. Stałem się jednym z nich.

Założę się, że każdy jutro będzie o tym wiedział. Teraz będą się mnie bać. Świetnie. Wciąż mam ludzi, którzy mnie nienawidzą.

Nie zamierzam opuścić tego jeziora, nigdy. Już na zawsze mogę się tu chować, bo i tak nikt mnie nie znajdzie. Nie będę miał już żadnych problemów. Wszystko będzie w porządku, jeśli tutaj zostanę.

Już nigdy nie spotkam Ethana. Nie będę musiał patrzeć na to, co mu zrobiłem. Nie będę musiał myśleć o sobie jak o tym złym, znęcającym się nad innymi.

Mogę być po prostu Marcelem.

Poza tym i tak nikt by za mną nie tęsknił...





--------------------------
Obiecałam, że dodam na weekendzie, więc oto i rozdział :)  Tak w ogóle to krótko jak zawsze, ale za to jak mrocznie.. Jak myślicie, co zrobi Marcel?  

[ask] [twitter]
Kasja ♥