piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział 28.

OCZAMI CAMI:

Wciąż ani śladu Marcela.

Już prawie 11:00. Gdzie on jest?

Czy nic mu nie jest? Musi być cały. Przecież to Marcel. Nic by nie zrobił, racja?

Ciągle się zamartwiam i gubię we własnych myślach. Prawie nie usłyszałam dźwięku mojego telefonu.

Szybko go złapałam, gdy zobaczyłam, że to wiadomość od Marcela.

Nic mu nie jest!

Droga Cami,
Chcę Ci podziękować za najwspanialszą przyjaźń o jaką tylko mogłem prosić. Jesteś najlepszą osobą na całym świecie. Niedługo będziesz już beze mnie. Wszystko ze mną w porządku, obiecuję. Po prostu nie mogę już więcej znieść. Będę szczęśliwszy. Mogę być z tobą bez przerwy. Będziesz mogła popatrzeć w niebo i ja tam będę, w gwiazdach. Dosłownie będę gwiazdą. Zawsze mnie odnajdziesz, bo zawsze tu będę. Ale teraz nie próbuj mnie znaleźć. Ja chcę to zrobić, naprawdę. Kocham Cię, Cami. Kocham cię bardziej niż mogłabyś to sobie kiedykolwiek wyobrazić.
Marcel. 

 Po przeczytaniu wiadomości, upuściłam telefon i zaczęłam płakać. Muszę go znaleźć. Gdzie on może w tej chwili być? Łzy spływają niekontrolowanie po mojej twarzy. Proszę Marcel, nie rób tego.

Mój telefon znowu zaczął dzwonić, tym razem to Anne.

"Napisał do ciebie?" spytała zapłakana.

'Tak."  odpowiedziałam cicho.

"Moje dziecko. Mój Marcel." łkała już coraz głośniej.

"Anne, odnajdę go, dobrze? Obiecuję ci to. Znajdę go. Będzie dobrze."

"A co jeśli wróci do domu? Powinnam go szukać?"

"Zostań w domu..."

"Dziękuję... Jeśli go nie znajdziesz..." przestała mówić i załkała ponownie.

"Znajdę go. Myślę, że wiem gdzie może być."

Jest nad jeziorem.

Wskoczyłam do samochodu starając się przypomnieć którędy tam dojechać. Zawsze to Marcel prowadził.

Zaczęła się ulewa i ledwo cokolwiek widzę. Na głównej drodze jest niesamowity korek. Uderzyłam rękami w kierownicę z frustracji. Nigdy nie zdążę na czas, ale muszę.

Zjechałam na pobocze i wysiadłam z samochodu. Szłam przez las starając się dotrzeć nad jezioro. Deszcz i błoto mnie tylko spowalniają. Jestem zmarznięta, przemoczona i zapłakana, ale muszę odnaleźć Marcela. Muszę. Jest strasznie ciemno, że idę prawie na oślep.

Muszę do niego dotrzeć.

Z każdym krokiem czuję, jakbym była coraz bliżej jak i coraz dalej od Marcela. Bliżej jeziora, ale dalej od powstrzymania go. Każdy krok zabiera czas.

Krok. Krok. Krok.

OCZAMI MARCELA:

Już czas.

Wysłałem wiadomości. Nie ma nic więcej do zrobienia.

Zrobiłem pierwszy krok i wszedłem do wody. Miłe uczucie.

Zamierzam iść przed siebie aż znajdę się cały pod wodą.

Krok. Krok. Krok.

Z każdym krokiem jestem bliżej opuszczenia wszystkiego, oddalam się od życia.

Deszcz nieustanie, spokojnie pada.

Woda sięga mi już ponad biodra.

Jest lodowata. Ledwo co wyczuwam swoje kości. Jest tak zimna, że aż kłuje, ale jednocześnie jest to dobre uczucie. Bynajmniej nie będę czuł wielkiego bólu.

Wchodząc coraz głębiej, zauważyłem odbijające się w wodzie gwiazdy. Widzę gwiazdę-Marcela nieco przygaszoną tym razem. Nie tak jasna jak ją zapamiętałem.

Ja również nie jestem równie jasny.

Odchodzę.

Poddaje się.

Łzy wypływają z moich oczu, gdy patrzę w niebo.

Już prawie koniec.

To nie może być koniec.

Nie mogę się poddać.

Tak jak gwiazda-Marcel, muszę tutaj być. Jest jakiś powód dla którego tutaj jestem. Może jeszcze go nie poznałem, ale jest na pewno. Dokonam mnóstwo dobrych rzeczy w przyszłości. To nie koniec mojej historii.

W tym momencie, uświadomiłem sobie, że słyszę krzyk Cami.

Odwróciłem się i zobaczyłem, że biegnie w moją stronę. Biegnie najszybciej jak może w tej lodowatej wodzie. Ma przyklapnięte od deszczu włosy i przemoczone ubrania. Pomimo tego, że pada, wciąż widzę, że płacze.

"Przepraszam" powiedziałem kiedy już się zbliżała. "Przepraszam. Przepraszam." Oboje płaczemy.

W końcu do mnie dotarła i rozluźniłem się w jej ramionach. Jakimś sposobem udaje jej się mnie trzymać, bo mam wrażenie, że mógłbym upaść. Trzymała mnie mocno i wtuliła głowę w zagłębienie mojej szyi.

"Marcel, proszę. Nigdy więcej mnie już tak nie strasz." powiedziała szlochając.

"Przepraszam." wyszeptałem.

"Nie mogłabym bez ciebie żyć."

"Zawsze będę przy tobie. Przysięgam. Nigdy więcej czegoś takiego nie zrobię."

"Obyś miał rację." powiedziała, rozłączając nasz uścisk. Otarła łzy.

"Naprawdę nawaliłem tym razem..."

Wzięła moją rękę, "Nie prawda, bo się powstrzymałeś. Ocaliłeś sam siebie."





---------------------------------
Nie wiem co tu napisać.... Mam jedynie nadzieję, że żadnej z was nigdy nie przyszły do głowy takie myśli. Stay strong <3


[ask] [twitter]
Kasja ♥

4 komentarze:

  1. *__*
    Jaaaakie to cudne!
    @Naataalina

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cisze, że tłumaczysz to fanfiction. Pomimo, że rozdziały są krótkie, to bardzo mi się podoba! Nie mogę się doczekać kolejnego x

    OdpowiedzUsuń