piątek, 9 maja 2014

ROZDZIAŁ 45.

OCZAMI MARCELA * 3 miesiące później *

"Denerwujesz się?" Cami wyszeptała, kładąc głowę na moim ramieniu. Jesteśmy w moim studio, słuchamy nagrań, siedząc na kanapie. To ostatni raz kiedy będziemy mogli to zrobić.

"Nie spałem od kilku dni." Wyznałem, uśmiechając się nieśmiało.

"Ja też."

Zamknęła oczy i wtuliła się bardziej. Mogę czuć jej oddech na mojej skórze i bicie jej serca.

"Słyszę jak bije twoje serce."  Powiedzieliśmy w tym samym czasie przez co się roześmialiśmy.

Siedzieliśmy w ciszy przez kilka minut, pochłonięci myślami.

Zastanawiam się, czy wciąż będziemy to robić w koledżu. Siedzieć w swoich ramionach w deszczowe dni i oglądać filmy wciąż będąc w piżamach. Albo czy będziemy się razem uczyć do ważnych egzaminów. Może będziemy spacerować po pokrytym śniegiem kampusie, podziwiając przyrodę. Jest tak wiele rzeczy, które moglibyśmy robić razem.

"Marcel?" wyszeptała Cami.

"Taa?"

"Mogłabym tu zostać z tobą już na zawsze."

"Jak długo będę z tobą, tak mogę być wszędzie."

Drzwi gwałtownie się otworzyły, wpuszczając do pomieszczenia stróżkę światła.

"Jesteście gotowi?" zapytała mama.

Wstałem i wzruszyłem ramionami. "chyba tak."

Będę tęsknił za tym miejscem. Będę tęsknił za przypadkowym szarpaniem strun i uderzaniem w klawisze fortepianu aż w końcu bym wpadł na nową piosenkę. Będę tęsknił za słuchaniem starych nagrań, przywracających wspomnienia. Będę tęsknił za tańczeniem z Cami w tym pokoju.

"Czekaj, jest jeszcze jedno co musimy zrobić. Wyjdziemy za minutę." Poinformowałem mamę.

Cami spojrzała na mnie zmieszana. "Co musimy zrobić?"

"Czy mogę prosić do tańca?" zapytałem z uśmiechem.

"Oczywiście, że możesz." odpowiedziała, chwytając mnie za rękę.

Pamiętam kiedy zatańczyliśmy tutaj pierwszy raz.

"Kocham tę piosenkę." Cami wyznała ściszonym głosem.

"W takim razie zatańczmy." 

"Marcel, ty nienawidzisz tańczyć." dodała wybuchając śmiechem.

"Nie, jeśli tańczę z tobą. Czy mogę prosić o ten taniec?" Powiedziałem, wyciągając do niej dłoń.

"Ależ proszę bardzo."

"To nie jest mała głupia chwila
To nie jest burza, przed ciszą
To jest głęboki i umierający oddech
Tej miłości nad którą pracowaliśmy."  śpiewałem szeptem wprost do jej ucha.


"Nie wydaje mi się, bym mogła trzymać cię tak jak chciałam
Bym mogła poczuć cię w swoich ramionach
Nikt nie przyjdzie cię uratować
Podnieśliśmy zbyt wiele fałszywych alarmów." dodała, przyłączając się do śpiewania.


"Spadamy na dno
Ty też to widzisz
Spadamy na dno
I wiesz, że jesteśmy skazani na przegraną
Moja droga, 
Powoli tańczymy w płonącym pokoju."

Obróciłem ją i zamknąłem w swoich ramionach. Kołysaliśmy się w przód i w tył gdy podniosła głowę i posłała mi uśmiech.

Nachyliłem się i złożyłem pocałunek na jej ustach, wciąż mocno tuląc do siebie.

"Kocham cię."

Jest dokładnie tak jak za pierwszym razem. Gdy mam ją przy sobie, czas zdaje się zatrzymywać. Nie chcę nigdy wyjeżdżać.

"Kocham cię." wyznała. "Dziękuję za ostatni taniec tutaj."

"Wcale nie musi być ostatni."

"Obiecujesz?"

"Nigdy nie złamałbym obietnicy."

Po raz ostatni zgasiłem światło, trzymając klucz mocno w swoich dłoniach.

Wyszliśmy na zewnątrz do naszych czekających rodzin. Jest słoneczny dzień, w połowie sierpnia. Dla każdego innego człowieka, jest to zwykły letni dzień, ale dla nas jest to ostatni dzień kiedy tu jesteśmy aż do świąt Bożego Narodzenia.

Podszedłem do Gemmy i przytuliłem ją. Powstrzymywała łzy.

"Bądź dla siebie dobry, okej? Jeśli będziesz czegoś potrzebował, dzwoń do mnie." mówiła, gdy trwaliśmy w uścisku.

"Nic mi nie będzie, obiecuję." zapewniłem. "Już wszystko ze mną w porządku. Będzie dobrze."

Przytuliła mnie z całych sił jeszcze jeden raz. "Będę za tobą tęsknić. Dzwoń do mnie jak tylko będziesz mógł."

Przytaknąłem i podszedłem do Sama.

Sporo wyrósł w te wakacje. Dorasta w tej chwili. Ma krótsze włosy i jest bardziej opalony. Jest prawie tak wysoki jak ja.

Cami go przytula i czochra jego włosy. "Nie rób niczego głupiego pod moją nieobecność."

Poprawił fryzurę i uśmiechnął się. "Postaram się."

"Marcel ma ci coś do powiedzenia." powiedziała, popychając mnie w jego stronę.

"Więc... Wiem, że zawsze chciałeś grać na perkusji." Zacząłem.

Przytaknął.

"Pomyślałem, że może pozwolę ci korzystać z mojej, kiedy mnie nie będzie..." Zaproponowałem.

"Co?" Zapytał podekscytowany.

"Tutaj masz klucz do mojego studia. Możesz grać na jakim tylko chcesz instrumencie, kiedy chcesz. Ufam ci, Sam. Nikt inny nie ma tam wstępu. Żadnych imprez, nic. Jeśli się zakochasz, może zabierzesz tam dziewczynę, ale nie rób nic, czego później będziesz żałował. Jasne?"

"Marcel, nie mogę wziąć tych kluczy. To twoje studio."

"Teraz jest nasze." Poprawiłem go.

Przytulił mnie początkowo niepewnie, po czym się rozluźnił. "Dzięki. Kiedy wrócisz, będę zawodowcem, obiecuję. Bardzo ci dziękuję."

"Baw się dobrze, okej?"

"Będę."

Niall, Liam, Louis i Zayn podjechali szybko z piskiem opon.

"Spóźniliśmy się?!"  Krzyknął Louis przez szybę.

"Uspokój się. Przecież Cami i Marcel stoją przed tobą." Powiedział Zayn.

Roześmiałem się. "Cześć wam."

Wszyscy wybiegli z samochodu i zamknęli mnie i Cami w grupowym uścisku.

"Chłopaki, kocham was wszystkich, ale nie mogę oddychać." Wymamrotała po chwili Cami.

Oddalili się lekko, dając nam nieco przestrzeni.

Niall powoli do mnie podszedł. "Będę za tobą tęsknił, kolego. Lepiej żebyś tutaj wrócił i zobaczył nasz casting do X-Factor."

"Nie mógłbym tego przegapić. Jestem pewien, że się dostaniecie."

"Wciąż myślę, że powinieneś dołączyć do zespołu, co za strata." Niall dodał w żartach. Wiem, że chce, żebym był z nimi w zespole, ale ja tego nie chcę.

Wzruszyłem ramionami. "Byłoby fajnie, co nie?"

Następnie podszedł do mnie Louis. "Postaraj się mi coś przywieźć. Mój rozmiar to M. Och, i bądź sobą, poznawaj nowych ludzi. Jesteś całkiem spoko, muszę przyznać." Powiedział mi, uśmiechając się. "Nie bój się."

"Będę za wami tęsknił, chłopaki." wyznałem.

Zaśmiałem się i pożegnałem się z innymi.

Upewniłem się, że wszystkie nasze bagaże są w samochodzie i wskoczyłem do środka. Siedziałem z tyłu razem z Cami i machaliśmy do naszych rodzin i przyjaciół.

Ostatni raz popatrzyłem na miejsce, które nazywam domem zanim odjechaliśmy na lotnisko. Sylwetki wszystkich stawały się coraz mniejsze, a po chwili już w ogóle ich nie widziałem.

Nerwowo czekałem na ten moment przez całe lato. Teraz, kiedy w końcu nadszedł, wydaje mi się jakby było to nieprawdziwe. Motyle w moim brzuchu przemieszczają się szybko, a moje serce bije szybciej niż normalnie. Tak bardzo się denerwuję, ale jestem też podekscytowany.

Jest to początek nowego życia. Mogę robić co tylko chcę, dokonywać wyborów.

"Będę tęsknić za wszystkimi." Wyszeptała Cami patrząc na mnie smutnym wzrokiem.

Ścisnąłem jej dłoń. "Wrócimy tu, zanim się zorientujesz."

"Nie mogę uwierzyć, że lecisz do Ameryki. Moje dziecko." mama powiedziała pod nosem, prowadząc samochód. Obok niej siedziała mama Cami, robiąc zdjęcia, bo chce udokumentować cały dzień.

Wyjrzałem przez szybę, myśląc o tym jak wiele przytrafiło mi się tego roku. W ciągu ostatnich kilku miesięcy moje życie zmieniło się diametralnie, na lepsze. Zawarłem przyjaźnie na całe życie i jestem z miłością mojego życia. Moją pierwszą miłością. Ona jest teraz częścią mojej rodziny. Czuję, jakbym znał ją od zawsze.

I nie mogę się doczekać tego, co przygotował dla nas koledż.


*

"Pasażerowie lotu 192 proszeni na pokład."

Wstałem powoli i złapałem Cami za rękę.

"Gotowa?" Spytałem.

Uśmiechnęła się. "Bardziej już nie będę."

Moja mama uściskała mnie z całej siły i pocałowała w czoło. "Zadzwoń jak tylko wylądujesz, dobrze? Próbuj pisać lub dzwonić kiedy tylko będziesz mógł. Tak bardzo będę za tobą tęsknić."  Oczy jej zaszły łzami, które lada chwila wypłynął.

"Mamo, nie płacz. Proszę cię, bo zaraz i ja zacznę." Przyznałem z uśmiechem.

"Marcel." Przytuliła mnie mocno po raz ostatni zanim wypuściła ze swoich ramion.

"Kocham cię." powiedziałem, odchodząc.

"Też cię kocham." Odpowiedziała, posyłając buziaka. Otarła pojedynczą łzę.

Cami też się rozkleiła, płacze cicho, podchodząc do stewardessy.

"Cami, proszę. Tylko nie ty. Wszystko będzie dobrze." Szeptałem, kreśląc okręgi na jej plecach.

"Wiem... Martwię się o nich. teraz została tylko moja mama i Sam... I nie będzie nas przez tak długi okres czasu. Nigdy nie byłam bez nich tak długo."

Pocałowałem ją w czoło i uniosłem policzek. "Obiecuję, że nic im się nie stanie. Tobie z resztą też."

Pociągnęła nosem i przytaknęła. Spojrzała przez ramię i ostatni raz pomachała do swojej mamy.

"Żałuję, że nie ma tu mojego tata." Przyznała cicho.

"Jestem pewien, że zawsze jest z tobą i jest z ciebie bardzo dumny."

Uśmiechnęła się lekko i podała bilet stewardessie.

Stawialiśmy pierwsze kroki na długim korytarzu prowadzącego do samolotu.

Zdaje się, że jest to pożegnanie.

Nie ma już odwrotu.

Daliśmy radę.

Ja dałem radę.


------------------------------------
Hej kochani <3
Wiem, że dawno nic nie dodałam, ale te matury mnie po prostu wykończyły.... :(  W przyszłym tygodniu mam ostatnie egzaminy i około środy postaram sie dodać epilog.

Love youuuu ♥ Kasja.

2 komentarze: