piątek, 27 września 2013

Rozdział 3.

OCZAMI MARCELA

"Hej Marcel!" przywitała mnie Cami kiedy weszliśmy do klasy.

"Cześć. Słuchaj.. Przepraszam, że musiałaś zostać za karę. To moja wina."

Położyła rękę na moim ramieniu, "To nie jest twoja wina, nie martw tym"

"Jeszcze raz dziękuję za wczoraj"

"Nie ma problemu" powiedziała ze szczerym uśmiechem.

Miałem plan, żeby trzymać się z dala od Ethana cały dzień, ale jeszcze go dzisiaj nie widziałem. Zacząłem się zastanawiać gdzie się podział. Może jest chory. Mam nadzieję, że to nic poważnego. Może po prostu uciekł z lekcji. Tak, najprawdopodobniej uciekł.

Donośny głos dobiegający z głośników zakłócił moje rozmyślania, "Marcel Styles proszony do gabinetu"

W tym momencie wzrok wszystkich skupiony był na mnie. Wstałem z ławki, spuściłem głowę w dół i zacząłem iść w stronę drzwi.

"Kujon"

"Ciota"

"Mars"

Ludzie szeptali i rzucali obelgi niby to kaszląc kiedy wychodziłem z klasy. Serio, nigdy nie rozumiałem dlaczego mówili na mnie Mars.W sumie, to Mars jest całkiem fajną planetą. Ma dwa księżyce, Phobos i Deimos, wiedzieliście o tym? Aaaa niech to, znowu mój kujon bierze nade mną kontrolę...

Nieśmiało i totalnie roztrzęsiony szedłem korytarzem prosto do gabinetu. Mam jakieś kłopoty, czy co? Nigdy wcześniej nie byłem w takiej sytuacji. A może też będę musiał zostać po lekcjach za karę? Ręce mi się telepią, jakbym miał wczesne stadium parkinsona, oddech zdecydowanie przyspieszył o 150%. Dotarłem do celu i powoli wszedłem do środka.

"Marcel, w końcu się zjawiłeś" Pani A. powiedziała

"Dz-Dzień dobry."

"Pewnie zastanawiasz się dlaczego tu jesteś. Usiądź." dodała zdecydowanie zbyt miłym tonem w dodatku uśmiechając się.

W tym momencie zdałem sobie sprawę, że mój kołnierzyk w koszuli jest niezwykle interesujący, gdyż zacząłem się nim bawić i wykręcać na wszystkie strony. Tu jest zbyt gorąco.

"Wczoraj podczas lunchu" zaczęła, "Co się stało?"

Siedziałem cicho

"Wszystko w porządku Marcel, możesz mi powiedzieć"

Pokiwałem głową przecząco, "O-On mnie pobije, jeśli powiem cokolwiek" wymamrotałem pod nosem.

"Kto, Marcel? Kto miałby cię pobić?"

"Co? Ojj, nieważne, nikt."

"Więc on się nad tobą znęca?"

"Wszyscy to robią." wyszeptałem.

"Wszyscy? Jestem pewna, że na pewno nie wszyscy"

"Wszyscy to robią. C-Czy mógłbym już iść?" moja uwaga najwyraźniej przeszła z kołnierzyka na kciuki kiedy nie patrzyłem jej w oczy.

Spojrzała z sympatią, "Tak, możesz już odejść. Dowiedziałam się wszystkiego, czego chciałam. Ach, I Marcel, Ethan będzie zawieszony na 3 dni"

"Proszę mu nie mówić, że rozmawiała pani ze mną."

"Bez obaw, nic nie powiem. Miłego dnia, Marcelu"

"Wzajemnie, Pani A."

Wróciłem do klasy oszołomiony. Ciągle mam wrażenie, że ktoś nagle wyskoczy i zrobi mi krzywdę, ale korytarze są puste. Nie powinienem nic mówić pani A., ale ona była jedyną nauczycielką, która zapytała o to co mi się stało. Co prawda, myślę, że i tak mi nie uwierzyła kiedy powiedziałem, że każdy się nade mną znęca. Nikt nigdy nie próbował zapobiec temu, albo chociaż mi pomóc. Wszyscy w tej szkole są albo dręczycielami, albo po prostu obserwują z boku nic nie robiąc.
*

"No błagam.. Otwórzcie, otwórzcie!" powiedziałem, wykręcając klamkę przy drzwiach. W końcu ktoś otworzył i wybiegłem ze szkoły, starając się złapać autobus. Ktoś zamknął mnie w schowku woźnych na ostatniej lekcji i właśnie się wydostałem. Kiedy tylko wyszedłem na zewnątrz, wszystkie autokary odjechały. Zajebiście.. Ja to zawsze mam szczęście, a na dodatek właśnie zaczęło padać.

Zacząłem długą wędrówkę do domu. W przeciągu kilku minut, wszystkie moje ubrania są przemoczone. W tym momencie żałuję, że moja kurtka nie ma kaptura. Poza tym, idę prawie na oślep, bo przez krople na okularach mało co widzę.

Ni z gruchy, ni z pietruchy pojawił się samochód, jechał zdecydowanie za szybko. Nim się zorientowałem, przejechał koło mnie, wjeżdżając w wielką kałużę. Super. Teraz dodatkowo jestem pokryty błotem. Grupka nastolatek śmiały się w najlepsze, a jedna z nich krzyknęła przez szybę, "ooooops! Sorki Mars! Chociaż w sumie to nie przepraszam, to jest przekomiczne!"

"Im bardziej padało, tym niżej trzymałem głowę. Włosy przykleiły mi się do czoła, a buty skrzeczą przy każdym kroku. Oh i nie zapominajmy, że jestem uwalony błotem od stóp do głów. Cudownie...

Postanowiłem wejść do najbliższego budynku, który okazał się być sklepem z książkami. Świetnie! Mogę spokojnie czytać i przeczekać ten cholerny deszcz. Rozglądałem się w poszukiwaniu łazienki, która dzięki Bogu, okazało się jednoosobowa. Najlepiej jak mogłem, starałem się wysuszyć mokre ubrania suszarką, ale niezbyt to pomogło. Włosy zaczynały się stroszyć i stawać dęba, przez co coraz bardziej przypominałem brudnego muppeta. Kiedy tylko częściowo się ogarnąłem i osuszyłem, ruszyłem w stronę sklepu. Szukałem książki, której jeszcze nie miałem okazji przeczytaj, co szczerze powiedziawszy, jest dla mnie trudne. Natknąłem się na jedną, która wydawała się interesująca, Trzynaście Powodów Dlaczego. Kupiłem książkę i gorącą czekoladę, po czym usiadłem na wygodniej kanapie. Pozwoliłem odpłynąć swojej wyobraźni i skupić się na tym co czytam.

"Nie wiesz co dzieje się w czyimkolwiek życiu, poza swoim. I kiedy pogrywasz sobie z częścią czyjegoś życia, nie ogranicza się to tylko do tej części. Niestety, nie możesz byś aż tak dokładny i konkretny. Kiedy pogrywasz z jedną częścią czyjegoś życia, pogrywasz z całym ich życiem. Wszystko... oddziałuje na wszystko."

Poczułem łzy spływające po moim policzku, ale nie próbowałem ich otrzeć. Podkreśliłem wiele zdań w książce. Pokochałem ją. Ta książka praktycznie opisuje moje życie, mnie.

"Marcel?" Usłyszałem czyjeś pytanie.

Szybko otarłem łzy i spojrzałem w gorę, by zobaczyć Cami.

"Wszystko w porządku?" spytała zmartwiona.

"Co? Och, tak. Ta książka jest bardzo smutna... Yyy, która godzina?"

"5:00"

Byłem tutaj już ponad godzinę. Sprawdziłem telefon na którym były trzy nieodebrane połączenia od mamy.

"J-Ja muszę już iść do domu. Do zobaczenia."

"Marcel, niesamowicie leje deszcz. Pozwól mi się podrzucić do domu."

"Dam sobie radę, naprawdę."

"No daj spokój. Gdzie mieszkasz?"

Poddałem się i pozwoliłem jej się odwieźć.

W końcu nie zdarzy się nic złego, prawda?

4 komentarze: