niedziela, 25 maja 2014

NOWOŚCI

Oczywiście nie nowy rozdział, tylko mała informacja :) 

Jeśli są tu jacyś zwolennicy fanfików o Justinie i wilkołakach, to zapraszam na moje nowe tłumaczenie 



Love, Kasja ♥

piątek, 16 maja 2014

EPILOG

* 4 lata później *

"Jesteś gotów?" Spytał mnie Niall.

Poprawiłem swój krawat i przytaknąłem. Uśmiechnął się i wyszedł ze mną na zewnątrz.

"Nie mogę uwierzyć, że ten dzień właśnie nadszedł." Powiedział zanim odszedł na swoje miejsce. "Powodzenia, Marcel." Dodał, poklepując mnie po plecach.

Tak wiele wydarzyło się przez ostatnie 4 lata. Właśnie ukończyłem Harvard a Cami Berklee. Jestem w trakcie pisania książki, co Cami zasugerowała kilka lat temu. Będzie opublikowana za kilka miesięcy, ale wy już znacie tę historię, przeżywaliście ją ze mną.

Chłopcy radzą sobie świetnie. Teraz mają przerwę w trasie, stali się bardzo popularni od czasu X-Factora. Mimo, że go nie wygrali, to wygrali cały świat. Może lubisz ich muzykę i słuchasz ich piosenek. Sam występowałem na ich kilku koncertach, nawet mam grupkę fanów. Również napisałem dla nich parę piosenek.

Ja i Cami, cóż, wciąż jesteśmy razem. Nie mogę wyobrazić sobie życia z kimś innym. Ona jest miłością mojego życia na dobre i złe. Pewnie zastanawiacie się co się teraz dzieję, więc będę kontynuować.

Stałem na pomoście przy jeziorze i nerwowo przeplatałem palce. Jezioro jest dokładnie takie samo jak zawsze. Nic się nie zmieniło. To jedno z niewielu rzeczy w moim życiu, które pozostały takie same.

Wiatr powiewa delikatnie, nie za mocno, ale w sam raz. Słaby zapach wody i słodkich kwiatów wypełnia powietrze. Słońce wciąż świeci, przez co jezioro lśni jak diamenty. Bardziej idealnie być nie może.

Louis podszedł do mnie i uśmiechnął się. "Cieszę się twoim szczęściem, Marcel."

Również się uśmiechnąłem. "Powinienem być aż tak zdenerwowany?"

Wzruszył ramionami i podszedł do reszty chłopaków.

Nie mogę się doczekać aż zobaczę Cami. Ciekawe czy też denerwuje się tak bardzo jak ja.

Muzyka zaczęła rozbrzmiewać, uśmiechnąłem się do mojej mamy siedzącej w pierwszym rzędzie.

Lux, dziewczynka z kwiatami, szła powoli w swojej jasnofioletowej sukience, rozsypując płatki kwiatów. Theo podąża zaraz za nią trzymając w rękach poduszeczkę z obrączkami. Córka Zayna, Izzy, stoi obok niego z zakurzonym pudełkiem w dłoniach.

Oddech uwiązł mi w gardle, gdy w końcu ujrzałem Cami. To jak zakochiwanie się od nowa. Uśmiechała sie delikatnie, podchodząc do mnie stałym tempem. Serce wali mi jak szalone i ledwo stoję w miejscu.

Jest przepiękna.

Jej długa, biała suknia jest cudowna, dokładnie tak jak ona. W górnej części sukni są kryształy, ktore świecą jak miliony gwiazd.

Ona jest moją gwiazdą.

To nie może się dziać naprawdę. Mam wrażenie jakbym śnił. Wydaje się jakbyśmy zaledwie wczoraj razem z Cami wskoczyli do wody z tego pomostu. Tak wiele wspomnień z tego miejsca.

Naszego miejsca.

Cami dotarła pod ołtarz i jej mama puściła jej dłoń. Ona puszcza swoją córkę. Nadszedł ten czas.

"Wyglądasz.. Wow. Zapiera dech w piersi."  Wyszeptałem.

Zarumieniła się. "Kocham cię." Powiedziała zanim wzięła mnie za rękę.

Jestem zahipnotyzowany kiedy przemawiał urzędnik i zanim się zorientowałem, prosi nas o powiedzenie swoich przysiąg.

Moje gardło jest całkowicie suche, a serce zaraz eksploduje.

Izzy podeszła z pudełkiem i wyciągnęła z niego kopertę. W środku są te wszystkie rzeczy, które włożyliśmy przed wyjazdem i napisane przez nas listy, które posłużą teraz za nasze przysięgi. Podała mi kopertę i wyciągnąłem z niej dwa listy. Nie czytaliśmy ich aż do tej pory. Nawet nie pamiętam co tam napisałem. Swój list trzymałem mocno w dłoni i podałem Cami jej.

Kaszlnąłem i rozłożyłem kartkę. Mój głos wydaje się niestabilny, ale zacząłem czytać.  "Cami, kocham cię dzisiaj, będę cie kochał jutro, będę cię kochał aż do skończenia świata.

Dziś jest 20 maja i za 4 dni kończymy szkołę. Mamy po 18 lat. Jeśli kiedykolwiek to przeczytasz, mam nadzieję, że wywoła to uśmiech na twojej twarzy. Mam nadzieję, że czytając to, nie jesteś smutna i mam nadzieję, że wciąż jesteśmy razem." Przerwałem na chwilę i się uśmiechnąłem. "Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Jesteś powodem dla którego się uśmiecham. Jesteś powodem dla którego jestem szczęśliwy.

Pamiętasz, kiedy złapała mnie ulewa? To było kilka dni po tym jak się poznaliśmy. Nigdy tego nikomu nie mówiłem, ale jeśli byś mnie wtedy nie odebrała z księgarni, zabiłbym się." Spojrzałem znad kartki. "Spróbujmy zapomnieć o tamtych dniach." Dodałem zanim ponownie zacząłem czytać. "Ale dzięki tobie tego nie zrobiłem. Czekałem nieco dłużej. A teraz spójrz gdzie mnie to zaprowadziło.

A nasz pierwszy pocałunek. Było tak niezręcznie, a jednocześnie niesamowicie. Nigdy nie czułem takich motyli w brzuchu. Później, za każdym razem gdy o tobie myślałem, nie mogłem powstrzymać uśmiechu na mojej twarzy. Chciałem spędzać z tobą całe dnie, nigdy nie chciałem się z tobą rozstawać. I nigdy nie chcę cie stracić.

Więc zanim to przeczytasz, może być to za dwadzieścia lat. Możemy być starzy i pomarszczeni albo możemy być młodymi dorosłymi. Ale nie ważne jak wiele lat minie, mam nadzieję, że wciąż się kochamy.

Kocham cię, Cam." Skończyłem czytać, ale postanowiłem dodać kilka słów do swojej przysięgi. "Cam, jesteś moją pierwszą miłością, moją jedyną miłością. Nie mogę wyobrazić sobie życia bez ciebie. Kocham to, że mogę cię nazywać moją. Chcę spędzić z tobą resztę życia. Kocham cię."

Oczy Cami zaszły łzami gdy otworzyła swój list i zaczęła czytać. "Marcel, nigdy nie byłam dobra w pisaniu listów. To ty jesteś pisarzem. Z góry przepraszam jeśli będzie to okropne, ale może będzie to najlepsze co w życiu przeczytasz." Zaśmiała się lekko, kiedy łza popłynęła po jej policzku, po czym kontynuowała. "Pamiętam dzień w którym cie poznałam. Zostałeś popchnięty na korytarzu i spadły ci okulary. Wydawałeś się być taki przestraszony. Pytałam o ciebie. Nie znałam twojego imienia, ale wszyscy znali ciebie. Nazywali cię "mądralą" albo "Mars". Nie powiedzieli mi w sumie nic więcej poza tym. Podjęłam decyzję, że muszę cie lepiej poznać.

Cieszę się, że podjęłam tę decyzję. Jesteś najmilszym, najzabawniejszym i najmądrzejszym człowiekiem jakiego znam.Nigdy nie myślałam, że poznam osobę, szczerze i bezinteresownie miłą do wszystkich, ale wyprowadziłeś mnie z błędu.

Za każdym razem zadziwiało mnie to, że nieważne jak bardzo byłeś nękany, zawsze byłeś miły dla innych. Nigdy nie byłeś wredny czy agresywny.

Dzięki tobie jestem lepszym człowiekiem. Ludzie mówią, że istnieje osoba, która wydobywa z nas to, co najlepsze. Cóż, ty jesteś dla mnie tą osobą. Ty mnie inspirujesz i uszczęśliwiasz. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła... Więc, zdaje się, że chcę powiedzieć, że jesteś niesamowity. Dobrze to podsumowuje. Jesteś moją gwiazdą. Kocham cię." Podniosła wzrok i uśmiechnęła się do mnie. "Cóż, to był krótki list co tylko potwierdza jak okropna jestem w pisaniu. Marcel, wierzę, że każdy ma swoją bratnią duszę. Tę jedną osobę, która jest nam przeznaczona. Jedną osobą z którą dzielisz serce. I wierzę, że ja jestem twoją, a ty moją bratnią duszą. Jestem podekscytowania wizją spędzania z tobą reszty życia. Nie mogę doczekać się tego, co przygotował dla nas los, nieważne czy będzie to złe czy dobre. Jak długo będę przy tobie, tak nic mi nie będzie. Kocham cię całym moim sercem." Uśmiechnęła się, a ja ostrożnie otarłem łzy z jej policzków.

Urzędnik zaczął mówić. "Czy ty, Marcelu Styles bierzesz Cami O'Donnell za żonę?"

"Tak, biorę." Odpowiedziałem z dumą.

"Czy ty, Cami O'Donnell bierzesz Marcela Stylesa za męża?"

"Tak, biorę." Powiedziała z radością.

"Możesz teraz pocałować pannę młodą."

Pochyliłem się i pocałowałem Cami, miłość mojego życia.

Całowałem moją żonę.

Wszyscy wiwatowali kiedy odchodziliśmy od ołtarza w stronę białej limuzyny. Rzucali ryżem, a my śmialiśmy się gdy w nas trafiał. Kiedy wsiedliśmy do samochodu, Cami złożyła pocałunek na moim policzku.

"Cami Styles. Podoba mi się."  Wyznała.

"Pan i pani Styles brzmi cudownie."


*

Louis stoi na środku parkietu z mikrofonem w dłoni. Pomachał do mnie i się uśmiechnął.

Jesteśmy teraz na przyjęciu weselnym. Sala jest pięknie wystrojona różnymi odcieniami fioletu i srebra. Łagodna muzyka rozbrzmiewa w tle. Siedzę obok Cami, trzymając ją za rękę.

Louis oczyścił gardło i stuknął dwa razy w swój kieliszek. Wszyscy zwrócili się w jego stronę.  "Cześć wszystkim, jestem Louis. Pewnie już to wiecie. Tak naprawdę to nie wiem jak zacząć, nie wiem nawet dlaczego to ja jestem drużbą. Ale... Poznałem Marcela w liceum, ale tak naprawdę nigdy nie rozmawialiśmy aż do mojego ukończenia szkoły. Od tamtej pory jesteśmy ze sobą blisko. Jest jednym z najlepszych przyjaciół o jakiego mógłbym prosić. Zawsze jest przy mnie, gdy go potrzebuję i zawsze będzie. Będzie niesamowitym mężem i ojcem, pewnego dnia. On i Cami są najmilszymi i najlepszymi ludźmi jakich kiedykolwiek poznałem. Są dla siebie stworzeni. Po tym jak na siebie patrzą, widzimy jak bardzo się kochają. Są nierozłączni. Tylko na nich spójrzcie! Przez te wszystkie lata kiedy ich znam, nigdy nie zatracili tej miłości wobec siebie, nawet jeśli się kłócili. Chcę im życzyć najwspanialszego i najtrwalszego małżeństwa. Nie ważcie się stracić tej miłości, bo jest bezcenna. Zdarza się tylko raz w życiu. A teraz zobaczmy jak tańczą!"

Niall zaczął grać na gitarze i wraz z Zaynem, Liamem i Louisem zaczęli śpiewać.

N// piosenka to Ingrid Michaelson - Can't Help Falling In Love

Wstałem i wyciągnąłem rękę do Cami.

"Czy mogę prosić o ten taniec?" Zapytałem, tak jak za dawnych czasów.

"Oczywiście, że możesz." Odpowiedziała z nieśmiałym uśmiechem.

Trzymałem jej dłoń w swojej i szliśmy na parkiet. Oparła głowę na moim ramieniu i powoli kołysaliśmy się w rytm muzyki.

"Nie robiliśmy tego od dłuższego czasu." wyszeptała.

"Wiem. Ostatni raz był przed wyjazdem do koledżu."

"Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo tęskniłam za tańczeniem z tobą."

"Obiecałem, że nie był to nasz ostatni taniec, nawet jeśli pojawił się on trochę późno."

"Nie obchodzi mnie jak późno czy jak wcześnie. Czekałabym nawet milion lat by móc znów z tobą zatańczyć."

"Tak jak rzeka wpływa pewnie do morza,
tak kochanie dzieje się ze mną,
niektóre rzeczy są stworzone dla siebie,
więc weź mą dłoń, weź też całe moje życie,
bo nie potrafię się powstrzymać od zakochiwania się w Tobie.
" śpiewałem wprost do jej ucha.

Mogę wyraźnie czuć bicie jej serca tuż przy moim. Jej suknia plącze się między naszymi nogami, a jej oddech łaskocze moje ucho.

"Nie mogę się doczekać spędzenia z tobą reszty mojego życia." wyszeptała.

Zastanawiam się jak wszystko będzie wyglądało za kilka lat, czy będziemy mieli dzieci. Dwójka dzieci wydaje się odpowiednią liczbą. Nie jestem pewien czy jestem gotowy na bycie ojcem, ale wiem, że kiedy nastanie odpowiednia pora, będę starał się najlepiej jak mogę.

Piosenka się skończyła, ledwo trwała wystarczająco długo. Wydawało się jakby minęło kilka sekund.

Zdaje się, że tak właśnie wygląda miłość. Wszystko mija zdecydowanie za szybko, ale każdy moment jest wyjątkowy. To mix emocji tych dobrych i złych. Sprawia, że serce bije szybciej i brzuch wypełnia się motylami.  Wciąż nie mogę w pełni opisać czym jest miłość i chyba nigdy nie będę w stanie. To jest coś, co czujesz w środku.

Cami złapała moją rękę i wracaliśmy do stołu i uśmiechnęła się, gdy siadaliśmy.

"Dzisiejszy dzień jest najlepszy w moim życiu."  wyznała.

Pocałowałem ją w policzek. "Nigdy nie byłem szczęśliwszy."

Po kilku chwilach nadszedł czas na tort. Jest cudowny z białym lukrem i fioletowymi kwiatami.  Trzymałem dłoń Cami w swojej gdy kroiliśmy razem tort. Wykroiliśmy mały kawałek i spróbowaliśmy go. Uzgodniliśmy, żeby nie ubrudzić sobie nim naszych twarzy. Cami nie chciała zniszczyć sukni. Co mi pasuje, bo ja nie chcę mieć ciasta na twarzy.

Przez ramię spojrzałem na Nialla, rozmawiającego ze swoją dziewczyną Ellie. Dziewczyną, która w końcu nauczyła się kochać. Przedstawiłem im sobie nieco ponad rok temu i nieco później zaczęli się spotykać.

Zayn i Perrie tańczą ze swoją córką. Liam i Louis śmieją się z czegoś przy stole z deserami.

Wszyscy są szczęśliwi.

Życie staje się lepsze i poznałem to na własnej skórze.

Uśmiechnąłem się do siebie, myśląc o tym jak daleko zaszedłem. Od chłopca, który ledwo się odzywał do mężczyzny, którym jestem teraz. Kto by pomyślał, że tak właśnie się stanie.

Życie jest pięknym darem i już nigdy nie zamierzam być nieszczęśliwym z tego powodu.






-----------------
Kochanii, w końcu epilog. To już koniec :(
Dziękuję tym co czytali i komentowali :*  Zaczęły się wakacje, więc pomyślałam, żeby wypełnić te 4,5 miesiąca wolnego, jakimś nowym tłumaczeniem. Jeśli macie jakieś propozycje, to wysyłajcie w pytaniach na moim asku [ @kaasjaaa ]

Love, Kasja ♥

piątek, 9 maja 2014

ROZDZIAŁ 45.

OCZAMI MARCELA * 3 miesiące później *

"Denerwujesz się?" Cami wyszeptała, kładąc głowę na moim ramieniu. Jesteśmy w moim studio, słuchamy nagrań, siedząc na kanapie. To ostatni raz kiedy będziemy mogli to zrobić.

"Nie spałem od kilku dni." Wyznałem, uśmiechając się nieśmiało.

"Ja też."

Zamknęła oczy i wtuliła się bardziej. Mogę czuć jej oddech na mojej skórze i bicie jej serca.

"Słyszę jak bije twoje serce."  Powiedzieliśmy w tym samym czasie przez co się roześmialiśmy.

Siedzieliśmy w ciszy przez kilka minut, pochłonięci myślami.

Zastanawiam się, czy wciąż będziemy to robić w koledżu. Siedzieć w swoich ramionach w deszczowe dni i oglądać filmy wciąż będąc w piżamach. Albo czy będziemy się razem uczyć do ważnych egzaminów. Może będziemy spacerować po pokrytym śniegiem kampusie, podziwiając przyrodę. Jest tak wiele rzeczy, które moglibyśmy robić razem.

"Marcel?" wyszeptała Cami.

"Taa?"

"Mogłabym tu zostać z tobą już na zawsze."

"Jak długo będę z tobą, tak mogę być wszędzie."

Drzwi gwałtownie się otworzyły, wpuszczając do pomieszczenia stróżkę światła.

"Jesteście gotowi?" zapytała mama.

Wstałem i wzruszyłem ramionami. "chyba tak."

Będę tęsknił za tym miejscem. Będę tęsknił za przypadkowym szarpaniem strun i uderzaniem w klawisze fortepianu aż w końcu bym wpadł na nową piosenkę. Będę tęsknił za słuchaniem starych nagrań, przywracających wspomnienia. Będę tęsknił za tańczeniem z Cami w tym pokoju.

"Czekaj, jest jeszcze jedno co musimy zrobić. Wyjdziemy za minutę." Poinformowałem mamę.

Cami spojrzała na mnie zmieszana. "Co musimy zrobić?"

"Czy mogę prosić do tańca?" zapytałem z uśmiechem.

"Oczywiście, że możesz." odpowiedziała, chwytając mnie za rękę.

Pamiętam kiedy zatańczyliśmy tutaj pierwszy raz.

"Kocham tę piosenkę." Cami wyznała ściszonym głosem.

"W takim razie zatańczmy." 

"Marcel, ty nienawidzisz tańczyć." dodała wybuchając śmiechem.

"Nie, jeśli tańczę z tobą. Czy mogę prosić o ten taniec?" Powiedziałem, wyciągając do niej dłoń.

"Ależ proszę bardzo."

"To nie jest mała głupia chwila
To nie jest burza, przed ciszą
To jest głęboki i umierający oddech
Tej miłości nad którą pracowaliśmy."  śpiewałem szeptem wprost do jej ucha.


"Nie wydaje mi się, bym mogła trzymać cię tak jak chciałam
Bym mogła poczuć cię w swoich ramionach
Nikt nie przyjdzie cię uratować
Podnieśliśmy zbyt wiele fałszywych alarmów." dodała, przyłączając się do śpiewania.


"Spadamy na dno
Ty też to widzisz
Spadamy na dno
I wiesz, że jesteśmy skazani na przegraną
Moja droga, 
Powoli tańczymy w płonącym pokoju."

Obróciłem ją i zamknąłem w swoich ramionach. Kołysaliśmy się w przód i w tył gdy podniosła głowę i posłała mi uśmiech.

Nachyliłem się i złożyłem pocałunek na jej ustach, wciąż mocno tuląc do siebie.

"Kocham cię."

Jest dokładnie tak jak za pierwszym razem. Gdy mam ją przy sobie, czas zdaje się zatrzymywać. Nie chcę nigdy wyjeżdżać.

"Kocham cię." wyznała. "Dziękuję za ostatni taniec tutaj."

"Wcale nie musi być ostatni."

"Obiecujesz?"

"Nigdy nie złamałbym obietnicy."

Po raz ostatni zgasiłem światło, trzymając klucz mocno w swoich dłoniach.

Wyszliśmy na zewnątrz do naszych czekających rodzin. Jest słoneczny dzień, w połowie sierpnia. Dla każdego innego człowieka, jest to zwykły letni dzień, ale dla nas jest to ostatni dzień kiedy tu jesteśmy aż do świąt Bożego Narodzenia.

Podszedłem do Gemmy i przytuliłem ją. Powstrzymywała łzy.

"Bądź dla siebie dobry, okej? Jeśli będziesz czegoś potrzebował, dzwoń do mnie." mówiła, gdy trwaliśmy w uścisku.

"Nic mi nie będzie, obiecuję." zapewniłem. "Już wszystko ze mną w porządku. Będzie dobrze."

Przytuliła mnie z całych sił jeszcze jeden raz. "Będę za tobą tęsknić. Dzwoń do mnie jak tylko będziesz mógł."

Przytaknąłem i podszedłem do Sama.

Sporo wyrósł w te wakacje. Dorasta w tej chwili. Ma krótsze włosy i jest bardziej opalony. Jest prawie tak wysoki jak ja.

Cami go przytula i czochra jego włosy. "Nie rób niczego głupiego pod moją nieobecność."

Poprawił fryzurę i uśmiechnął się. "Postaram się."

"Marcel ma ci coś do powiedzenia." powiedziała, popychając mnie w jego stronę.

"Więc... Wiem, że zawsze chciałeś grać na perkusji." Zacząłem.

Przytaknął.

"Pomyślałem, że może pozwolę ci korzystać z mojej, kiedy mnie nie będzie..." Zaproponowałem.

"Co?" Zapytał podekscytowany.

"Tutaj masz klucz do mojego studia. Możesz grać na jakim tylko chcesz instrumencie, kiedy chcesz. Ufam ci, Sam. Nikt inny nie ma tam wstępu. Żadnych imprez, nic. Jeśli się zakochasz, może zabierzesz tam dziewczynę, ale nie rób nic, czego później będziesz żałował. Jasne?"

"Marcel, nie mogę wziąć tych kluczy. To twoje studio."

"Teraz jest nasze." Poprawiłem go.

Przytulił mnie początkowo niepewnie, po czym się rozluźnił. "Dzięki. Kiedy wrócisz, będę zawodowcem, obiecuję. Bardzo ci dziękuję."

"Baw się dobrze, okej?"

"Będę."

Niall, Liam, Louis i Zayn podjechali szybko z piskiem opon.

"Spóźniliśmy się?!"  Krzyknął Louis przez szybę.

"Uspokój się. Przecież Cami i Marcel stoją przed tobą." Powiedział Zayn.

Roześmiałem się. "Cześć wam."

Wszyscy wybiegli z samochodu i zamknęli mnie i Cami w grupowym uścisku.

"Chłopaki, kocham was wszystkich, ale nie mogę oddychać." Wymamrotała po chwili Cami.

Oddalili się lekko, dając nam nieco przestrzeni.

Niall powoli do mnie podszedł. "Będę za tobą tęsknił, kolego. Lepiej żebyś tutaj wrócił i zobaczył nasz casting do X-Factor."

"Nie mógłbym tego przegapić. Jestem pewien, że się dostaniecie."

"Wciąż myślę, że powinieneś dołączyć do zespołu, co za strata." Niall dodał w żartach. Wiem, że chce, żebym był z nimi w zespole, ale ja tego nie chcę.

Wzruszyłem ramionami. "Byłoby fajnie, co nie?"

Następnie podszedł do mnie Louis. "Postaraj się mi coś przywieźć. Mój rozmiar to M. Och, i bądź sobą, poznawaj nowych ludzi. Jesteś całkiem spoko, muszę przyznać." Powiedział mi, uśmiechając się. "Nie bój się."

"Będę za wami tęsknił, chłopaki." wyznałem.

Zaśmiałem się i pożegnałem się z innymi.

Upewniłem się, że wszystkie nasze bagaże są w samochodzie i wskoczyłem do środka. Siedziałem z tyłu razem z Cami i machaliśmy do naszych rodzin i przyjaciół.

Ostatni raz popatrzyłem na miejsce, które nazywam domem zanim odjechaliśmy na lotnisko. Sylwetki wszystkich stawały się coraz mniejsze, a po chwili już w ogóle ich nie widziałem.

Nerwowo czekałem na ten moment przez całe lato. Teraz, kiedy w końcu nadszedł, wydaje mi się jakby było to nieprawdziwe. Motyle w moim brzuchu przemieszczają się szybko, a moje serce bije szybciej niż normalnie. Tak bardzo się denerwuję, ale jestem też podekscytowany.

Jest to początek nowego życia. Mogę robić co tylko chcę, dokonywać wyborów.

"Będę tęsknić za wszystkimi." Wyszeptała Cami patrząc na mnie smutnym wzrokiem.

Ścisnąłem jej dłoń. "Wrócimy tu, zanim się zorientujesz."

"Nie mogę uwierzyć, że lecisz do Ameryki. Moje dziecko." mama powiedziała pod nosem, prowadząc samochód. Obok niej siedziała mama Cami, robiąc zdjęcia, bo chce udokumentować cały dzień.

Wyjrzałem przez szybę, myśląc o tym jak wiele przytrafiło mi się tego roku. W ciągu ostatnich kilku miesięcy moje życie zmieniło się diametralnie, na lepsze. Zawarłem przyjaźnie na całe życie i jestem z miłością mojego życia. Moją pierwszą miłością. Ona jest teraz częścią mojej rodziny. Czuję, jakbym znał ją od zawsze.

I nie mogę się doczekać tego, co przygotował dla nas koledż.


*

"Pasażerowie lotu 192 proszeni na pokład."

Wstałem powoli i złapałem Cami za rękę.

"Gotowa?" Spytałem.

Uśmiechnęła się. "Bardziej już nie będę."

Moja mama uściskała mnie z całej siły i pocałowała w czoło. "Zadzwoń jak tylko wylądujesz, dobrze? Próbuj pisać lub dzwonić kiedy tylko będziesz mógł. Tak bardzo będę za tobą tęsknić."  Oczy jej zaszły łzami, które lada chwila wypłynął.

"Mamo, nie płacz. Proszę cię, bo zaraz i ja zacznę." Przyznałem z uśmiechem.

"Marcel." Przytuliła mnie mocno po raz ostatni zanim wypuściła ze swoich ramion.

"Kocham cię." powiedziałem, odchodząc.

"Też cię kocham." Odpowiedziała, posyłając buziaka. Otarła pojedynczą łzę.

Cami też się rozkleiła, płacze cicho, podchodząc do stewardessy.

"Cami, proszę. Tylko nie ty. Wszystko będzie dobrze." Szeptałem, kreśląc okręgi na jej plecach.

"Wiem... Martwię się o nich. teraz została tylko moja mama i Sam... I nie będzie nas przez tak długi okres czasu. Nigdy nie byłam bez nich tak długo."

Pocałowałem ją w czoło i uniosłem policzek. "Obiecuję, że nic im się nie stanie. Tobie z resztą też."

Pociągnęła nosem i przytaknęła. Spojrzała przez ramię i ostatni raz pomachała do swojej mamy.

"Żałuję, że nie ma tu mojego tata." Przyznała cicho.

"Jestem pewien, że zawsze jest z tobą i jest z ciebie bardzo dumny."

Uśmiechnęła się lekko i podała bilet stewardessie.

Stawialiśmy pierwsze kroki na długim korytarzu prowadzącego do samolotu.

Zdaje się, że jest to pożegnanie.

Nie ma już odwrotu.

Daliśmy radę.

Ja dałem radę.


------------------------------------
Hej kochani <3
Wiem, że dawno nic nie dodałam, ale te matury mnie po prostu wykończyły.... :(  W przyszłym tygodniu mam ostatnie egzaminy i około środy postaram sie dodać epilog.

Love youuuu ♥ Kasja.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 44.

OCZAMI MARCELA:

"Dobry wieczór, nazywam się Marcel. Nie, to nie brzmi dobrze. Witajcie, jestem Marcel. Nie, tak jeszcze gorzej. Cześć, jestem Marcel. Tak, o wiele lepiej." Mówiłem do swojego lustrzanego odbicia. Wziąłem głęboki oddech i zawiązałem krawat. "Jesteś mądry. Będzie dobrze, dasz radę." Powtarzałem sobie.

Dziś jest ten dzień.

Już czas.

W końcu kończę szkołę.

Tak długo czekałem na ten dzień, aż w końcu nadszedł. Wydaje się to niemożliwe.

Mama weszła do pokoju i poprawiła mi włosy. "Moje dziecko kończy szkołę."

"Jeszcze nawet nie jesteśmy w szkole, a ty już prawie płaczesz." Powiedziałem, przytulając ją.

"Kocham cię." Powiedziała z głową schowaną w moim ramieniu. "Jestem z ciebie taka dumna."

"Też cię kocham, mamo."

Otarła łzy, "Idę przygotować aparat. Zejdź na dół, kiedy będziesz gotowy."

Powoli rozejrzałem się po swoim pokoju. Przesunąłem palcami po starej mapie przyczepionej na ścianie. Spojrzałem na moje niebieskie łóżko i sięgnąłem do góry, by dotknąć jednej z gwiazd przyklejonej do sufitu.

Wszystko jest tu takie same jak było.

Pomimo tego, że wszystko inne się zmienia.

Zgasiłem światło i po raz ostatni spojrzałem w ciemność zanim zamknąłem za sobą drzwi.

Cami jest na dole, wygląda przepięknie. Ma pofalowane włosy i jest ubrana w lekką, niebieską sukienkę.

"To już dzisiejsza noc." Powiedziała z uśmiechem. "Zdenerwowany?"

"Ja? Zdenerwowany? Mówiąc na oczach całej szkoły? Pff, oczywiście, że nie." Zażartowałem. "Oczywiście, że jestem!" Dodałem z grymasem.

"Dasz radę." Zapewniła, poprawiając mi krawat. "Wyglądasz nieźle."

Pocałowałem ją delikatnie. "A ty wyglądasz pięknie."

Ścisnęła moją rękę. "Gotowy?"

Westchnąłem i starałem się powstrzymać motyl w brzuchu. "Tak mi się wydaje..."


*

"A teraz mowę wygłosi, Marcel Styles."

Wytarłem dłonie o kolana i wstałem niepewnie. Zjada mnie stres.

Dasz radę, Marcel. 

Powoli wszedłem na scenę i odpowiednio ustawiłem mikrofon.  "Cześć wszystkim, jestem Marcel." Czuję, że nie mogę oddychać. "Wielu z was zna mnie jako Marsa lub kujona z końca klasy." Kilka osób się zaśmiało. "A większość z was zapewne mnie nie zna. Ale dziś jest ten dzień, który wszyscy czekaliśmy. Ukończenie szkoły. Po tym dniu, nie będziemy już licealistami. Możemy już się nigdy więcej nie zobaczyć."

"Od lat marzyłem o tym dniu. Nie mogłem się tego doczekać." serce zaczęło mi szybciej bić. "Jedni chcą ukończyć szkołę, by móc w spokoju siedzieć w domu, a inni chcą imprezować. Większość z nas pójdzie do koledżu. A ja chciałem się stąd po prostu wydostać."

"Nie będę udawał, że 4 lata liceum były najlepsze w moim życiu, bo tak nie było. Ukrywałem tak wiele rzeczy... A teraz nadszedł czas, żebyście wszyscy poznali prawdziwego mnie. Mnie, Marcela. Nie kujona z końca klasy. Przez większość swojego życia byłem dręczony, nękany. Większość czasu spędzałem samotnie, słuchając muzyki i pisząc piosenki. Robiłem sobie tatuaże by pozbyć się wewnętrznego bólu..." Podciągnąłem rękaw, by pokazać moją rękę. Ludzie zaczęli szeptać między sobą. "Mówi się, że w liceum jest lepiej. Ale zaczynało być lepiej dopiero kilka miesięcy temu... Codziennie byłem wytykany palcami. Nauczyciele, uczniowie, nikt nie zrobił nic by mi pomóc. Nie jestem w tym jedyny. Takie sytuacje zdarzają się wszędzie. I każdego dnia zastanawiałem się czy się zabić czy nie, tylko dlatego, że byłem źle traktowany przez innych. Próbowałem jednego dnia, popełnić.." Większość osób zakryła usta ręką, w szoku. "I zdecydowałem, że nie pozwolę, by inni mnie złamali. I była to najlepsza decyzja w moim życiu."

"Teraz stoję przed wami, wszystkimi, nareszcie kończąc szkołę i wygłaszając końcową mowę. Wszyscy daliśmy radę. Zrobiliśmy to.Daliśmy radę.Niektórzy mieli ciężej od innych. I nie uważam, że moja sytuacja była najgorsza, chcę jedynie uświadomić was, że takie rzeczy się zdarzają. Szkoła nie zawsze jest przyjaznym i bezpiecznym miejscem dla ludzi... Nie chcę zmieniać tego w smutną historię i nie chcę, żebyście się nade mną litowali, czuję się świetnie. Ale najważniejsze, chcę podziękować ludziom, którzy mnie uratowali."  Spojrzałem na Cami i posłałem jej uśmiech. Niall uniósł kciuk do góry. Widzę również Nialla, Louisa i Zayna na trybunach. " Zdobyłem w tym roku pięciu najlepszych przyjaciół, chcę przez to powiedzieć, żebyście się nie poddawali. Zawsze jest światełko na końcu tunelu i możecie przez to przejść. Mam nadzieję, że zainspirowało was to do milszego traktowania innych ludzi, nawet jeśli chodzi o powiedzenia zwykłego komplementu. Może to zmienić czyjeś życie. Wiem, że niektórych z was to nie obchodzi i nigdy nie będzie obchodziło. Ale najpierw dobrze pomyślcie zanim coś zrobicie lub powiecie.  Dziękuję za uwagę."

Powoli zszedłem ze sceny, ręce mi się trzęsą a nogi stają się coraz słabsze. Ledwo co czuję swoje ciało.

Każdy mnie w ciszy obserwuje.

Jedna osoba wstała i zaczęła bić brawo.

A za nią kolejna i kolejna.

Wkrótce już wszyscy klaszczą.

Wtedy spojrzałem na ich twarze.

Szok, zmieszanie, nawet łzy.

"Brawo, Marcel!" Ktoś krzyknął.

Dyrektorka podeszła do mikrofonu i poprosiła o ciszę. Otarła łzy z policzków. "Dziękuję, Marcel. Teraz uh... ee.. Przejdźmy do świadectw. Josh Allen, Ally Anderson... "

Zszokowany czekałem na swoje świadectwo.

Co się tak właściwie stało przed chwilą?

Wszystko działo się tak szybko. Nawet nie pamiętam tego, co mówiłem. To wszystko wydaje się nieprawdziwe. Chyba śnię.

"Niall Horan..."

Niall przeszedł obok mnie i poklepał po ramieniu. "Dobra robota, kolego. Poradziłeś sobie."

"Cami O'Donnell..."

"Marcel Styles."

Normalnie, czeka się do odczytania całej listy, ale wszyscy znów zaczęli bić mi brawo.

Naprawdę wywarłem na nich takie wrażenie?

Nie mogłem tego zrobić, mogłem?

Usiadłem i czekałem na odczytanie listy do końca.

"Gratuluje wszystkim. Ukończyliście szkołę."  Potwierdziła dyrektorka.

Wszyscy wyrzuciliśmy w górę nasze birety (czapki). Za chwile setki ich opadły na ziemię.

To jakby nowy początek.

Nasze dorosłe życie zaczyna się właśnie teraz.

 Możemy obrać ścieżkę życia jaką tylko chcemy.

Cami przecisnęła się przez tłum i podeszła do mnie. Otuliłem ją ramionami i przytuliłem mocno. Spojrzała na mnie i pocałowaliśmy się.

Odsunęła się na moment i uśmiechnęła. "Zrobiłeś to. Byłeś świetny!"

"Wciąż się trzęsę!" Wyznałem, śmiejąc się.


*

Stoję z Niallem i Cami, kiedy podszedł do nas Ethan.

"Cześć, uh, ee, Marcel, mogę z tobą porozmawiać?"  zaczął nieśmiało.

Popatrzyłem na Cami i skinęła głową.

"Ee, jasne." odpowiedziałem.

Przeliśmy do mniej zatłoczonego miejsca i Ethan opuścił wzrok na ziemię.

Po jakimś czasie w końcu spojrzał mi w oczy i zaczął mówić. "Słuchaj, ee, ja nie wiedziałem o tym wszystkim. Myślałem... Nie wiem co myślałem. Nie wiem dlaczego uważałem, że robienie ci tych wszystkich rzeczy było w porządku. I, uhh, ja.. ja tylko..." Wziął głęboki oddech. "Przepraszam. Przepraszam cię, Marcel." Odchylił na moment głowę do tyłu spoglądając na sufit po czym zrobił coś, czego się nie spodziewałem.

Mocno mnie przytulił.

"Przepraszam." Wymamrotał. "Przepraszam, że dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że to co robiłem, było złe."

W tamtej chwili zobaczyłem Ethana, którego znałem. Chłopaka, który był moim najlepszym przyjacielem.

Widziałem niewinność na jego twarzy.Widać, że jest przygnębiony i wstydzi się tego co robił.

Uśmiechnąłem się i też go przytuliłem. "Dziękuję."

Spojrzał na mnie, naprawdę spojrzał pierwszy raz od wielu lat. "Naprawdę cie przepraszam."

Odwrócił się, by odejść, ale go zatrzymałem. "Ethan. Bądź dobry dla siebie i dla innych, dobrze? I nie myśl za dużo o mnie, bo ze mną wszystko w porządku."

Pokiwał głową. "Marcel, myślę że już do końca życia będę żałował tego co ci zrobiłem."

"Nic mi nie będzie. Już po wszystkim, przetrwałem."

"Przepraszam."Powiedział po czym zaczął odchodzić. Odwrócił się ostatni raz. "Dokonasz czegoś niesamowitego, Marcel. Nie zmieniaj się tak jak ja to zrobiłem."




----------------------------------
Ryczę. Tak bardzo :( Przetłumaczyłam właśnie rozdział z zakończeniem w szkoły, a sama mam zakończenie w ten piątek :(  Tak bardzo szybko to wszystko minęło i nie chcę się rozstawać z tymi ludźmi, czas za szybko mija... Myślałam, że inni tylko żartowali, gdy mówili, że liceum przeleci przed oczami w mgnieniu oka, ale niestety mieli rację...  To oficjalne. Mam depresję, idę płakać :|

+Kocham was, został jeden rozdział do końca  i epilog.

Kasja ♥

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 43.

OCZAMI MARCELA:

Nalałem mleka do kawy i patrzyłem jak kolory się mieszały aż przybrała jasno brązowy kolor. Podszedłem do Cami i usiadłem obok niej. Trzyma w dłoniach kubek z gorącą czekoladą i wtuliła się do mnie.

"Berklee." wyszeptała zanim wzięła kolejny łyk z kubka. "Możesz w to uwierzyć?"

Potrząsnąłem głową. "Myślałem, że następne kilka lat spędzę bez ciebie. Ale będziemy tak blisko."

"Możemy się razem uczyć, widywać się codziennie. Możemy poznać nowych znajomych i może chodzić na imprezy."  Wymieniała, szturchając mnie w żebra.

"Imprezy? Ja? Nie." powiedziałem w żartach.

"Może wyjdzie z ciebie ten wewnętrzny bad boy?"

"Jestem pewien, że tatuaże są najgroźniejszym co ze mnie wyjdzie."

Roześmiała się. "Pewnie masz rację... Myślałeś kiedyś, że właśnie tak wyglądać będzie twoje życie?  Że pójdziesz na Harvard? Ja zawsze myślałam, że zostanę nauczycielką... Ale teraz, zostaję terapeutą muzycznym. Dziwne jak bardzo wszystko się zmienia..."

"Tak jakby zawsze miałem zaplanowaną przyszłość... Biznes jest w rodzinie więc zostało to dla mnie wybrane, tak sądzę... Chcę zostać pisarzem. Może kiedyś napiszę jakąś książkę."

"Myślę, że będziesz świetnym pisarzem. Mógłbyś pisać o swoich doświadczeniach i pomóc nastolatkom..."

Siedziałem przez chwilę cicho, myśląc o tym. "Tak uważasz?"

Przytaknęła. "Byłby to numer jeden wśród bestsellerów." Dodała z uśmiechem.

"Szczerze w to wątpię."

"Jeśli nie napiszesz książki, będzie to jedna rzecz, której zawsze będziesz żałował."

Może napiszę tę książkę. Może podzielę się moją historią z innymi nastolatkami i pomogę im uporać się z problemami.

A może pozostawię to tylko w wyobraźni.

Kiedy deszcz przestał padać i skończyliśmy nasze napoje, pojechaliśmy do domu Cami. Mamy zamiar powiedzieć jej mamie o Berklee.

Spojrzała na mnie gdy zatrzymaliśmy się na podjeździe. "Nie mów nic mamie. Będę udawać smutną, ty też powinieneś."

Przytaknąłem i zaparkowałem samochód.

"Czy wyglądam na smutną?" spytała zmieniając wyraz twarzy.

Podniosłem kciuk do góry i złapałem za rękę gdy szliśmy do drzwi. Oparła głowę na moim ramieniu, by dodać dramatyczny efekt.

Powoli nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi. Mama Cami jest w kuchni, słychać jak myje naczynia.

"Usiądźmy na kanapie." Wyszeptała do mnie Cami.

Poprowadziłem nas do kanapy i usiadłem. Cami wtuliła głowę w moją szyję, a ja pocieszająco kreśliłem kółka na jej dłoni.

Pani O'Donnell zeszła na dół.

"Cześć, Marcel!" Powiedziała wesoło. Zauważyła Cami i wyszeptała, "Czy wszystko w porządku?"

Usiadła naprzeciw nas i zmarszczyła brwi.

"Mamo, dowiedziałam się o Berklee..."

"Naprawdę?"

Cami powoli przytaknęła.

"Chcesz, żebym jej powiedział?" Wtrąciłem, próbując ukryć uśmiech.

"Mamo, ja... ja... dostałam pełne stypendium do Berklee!!!"  wykrzyknęła w końcu.

"Dostałaś?!"

Cami pokiwała szybko głową, "Dlaczego nie powiedziałaś mi, że The Fray brało w tym udział?!"

"Nie chciałam, żebyś robiła sobie nadzieje, jeśli nic by z tego nie wyszło. Cami, to fantastyczne!"

"Wiem! Nie mogę w to uwierzyć! I będziemy z Marcelem tylko 10 minut od siebie."

Mama wzięła ją w ramiona i tuliła mocno.

"Jestem z ciebie taka dumna, kochana"

"Dziękuję, mamo." Powiedziała Cami w ramię matki.

Sam zszedł na dół i usiadł koło mnie.

"O co chodzi?" spytał.

"Cami dostała się na Berklee."

"A, wiem o tym."

"Serio?"

"Tak, ale nie mów jej o tym. Mama powiedziała mi, że ktoś próbował wcisnąć ją na listę. Wiedziałem, że się dostanie, ma talent. Ale nie mów jej, że to powiedziałem." wyszeptał.

"Nie powiem..."

Rozmawiałem z Samem jedynie kilka razy. Stara się udawać cwaniaczka i twardziela, ale w rzeczywistości jest słodkim dzieciakiem. Widywałem go w szkole, rozmawiającego z nieśmiałymi dziaciakami, albo próbując kogoś rozśmieszyć. Jest zupełnie jak jego siostra.

"Słyszałem, że oświadczyłeś się mojej siostrze?" Zaczął.

"Nie oświadczyłem się, to tylko pierścionek obietnicy." wyjaśniłem.

"Cóż, w takim razie oświadcz się jej za kilka lat. Nie chcę jej widzieć z nikim innym. Lubię cię, Marcel. Jesteś całkiem spoko."

"Dzięki, Sam, też nie jesteś taki zły."

"Hej, jestem fantastyczny. Ale słuchaj, jeśli złamiesz jej serce, znajdę cię wszędzie. Ona cię kocha."

"Też ją kocham. Nie masz się o co martwić. Myślę, że się nie rozstaniemy."


*

Kochana Cami,

Kocham cię dzisiaj, będę cię kochał jutro, będę cię kochał do skończenia świata.

Dziś jest 20 maja, 4 dni do ukończenia szkoły. Mamy po 18 lat.

Jeśli kiedykolwiek to przeczytasz, mam nadzieję, że masz uśmiech na twarzy. Mam nadzieję, że nie czytasz tego ze smutkiem.

I mam nadzieję, że wciąż jesteśmy razem.

Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Jesteś powodem, dla którego się uśmiecham. Dzięki Tobie jestem szczęśliwy.

Pamiętasz, kiedy złapała nas ulewa? To było kilka dni po tym jak się poznaliśmy. Nigdy tego nikomu nie mówiłem, ale gdybyś wtedy mnie nie zabrała z księgarni to bym się zabił. Ale dzięki tobie tego nie zrobiłem. Czekałem nieco dłużej.

I spójrz gdzie mnie to zaprowadziło :)

I nasz pierwszy pocałunek, to było takie niezręczne, a jednocześnie niesamowite. Nigdy nie czułem takich motyli w brzuchu. Łaskotały, ale w dobry sposób. Później, za każdym razem gdy o tobie myślałem, nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Chciałem przebywać z tobą całymi dniami, dzień w dzień. Nie chciałem być bez ciebie.

 I wciąż nie chcę.

Więc kiedy to czytasz, być może po 20 latach. Możemy być starzy i pomarszczeni albo młodymi dorosłymi.

Ale nie ważne ile lat minęło, mam nadzieję, że wciąż się kochamy.

Kocham Cię, Cam.

Twój na zawsze,

Marcel.

Złożyłem kawałek papieru i wsadziłem do białej koperty. Włożyłem do pudełka po butach i czekałem, aż Cami skończy pisać swój list.

Jesteśmy nad jeziorem, siedzimy na pomoście. Cami naprzeciwko mnie, szybko pisze słowa na papierze.

Ciekawe o czym pisze.

Gdy skończyła, wypełniliśmy pudełko zdjęciami i różne drobiazgi. Ja włożyłem kamień z jeziora, a ona pomięty bilet z koncertu The Fray. Piosenka, którą napisałem. Gitarowa kostka. Jedna z moich kaset. Wróżba z ciasteczka, kiedy poszliśmy na chińszczyznę.

Zakleiliśmy pudełko i wykopaliśmy dół w ziemi. Wybraliśmy jezioro, bo to nasze specjalne miejsce. Za kilka lat wrócimy tutaj i wykopiemy to pudło. Powrócą nam wspomnienia, niektóre może już zapomniane, a niektóre wciąż idealnie zapamiętane.

OCZAMI CAMI:

Kochany Marcelu

Cześć, tu Cami.  Jest 20 maja.

Nigdy nie byłam dobra w pisaniu listów. To ty zawsze byłeś pisarzem. Przepraszam, jeśli ten list jest okropny, ale może będzie to najlepsze co przeczytałeś.

Pamiętam dzień w którym cię poznałam. Byłeś popychany na korytarzu i spadły ci okulary. Wydawałeś się taki przerażony.

Pytałam o ciebie. Nie znałam twojego imienia, ale wydawało się, że wszyscy cię znali. Mówili o tobie "mądrala" albo "Mars". Nie powiedzieli mi nic poza tym.

Podjęłam decyzję, że muszę i chcę się o tobie dowiedzieć czegoś więcej.

Cieszę się, że podjęłam taką decyzję. Jesteś najmilszą, najmądrzejszą osobą jaką poznałam. Nie sądziłam, że poznam kiedyś osobę, która będzie szczerze miła i uprzejma dla wszystkich, ale ty właśnie tego dowiodłeś.

Zawsze mnie to zadziwiało, że pomimo tego jak bardzo byłeś poniżany, wciąż pozostawałeś dla wszystkich miły. Ani razu nie byłeś złośliwy.

Uczyniłeś mnie lepszym człowiekiem. Mówi się, że istnieje ktoś, kto odkrywa w tobie to, bo najlepsze. Cóż, Ty jesteś dla mnie tą osobą. To Ty mnie inspirujesz i uszczęśliwiasz.

Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła...

Więc, wydaje mi się, że chcę powiedzieć, że jesteś niesamowity. Dobre podsumowanie. Jesteś moją gwiazdą, Kocham Cię. 

Na zawsze i na wieki.

Cami.

Zakleiłam kopertę i włożyłam do pudełka.

Kiedy zakopywaliśmy je w ziemi, czułam jakby nasze wspomnienia, były bezpiecznie zachowane. Kiedy wrócimy, będzie to jak powrót do przeszłości. Gdybym mogła, zatrzymałabym się w tej chwili na zawsze. Po prostu siedzieć tu z Marcelem całą wieczność, aż się zestarzejemy.

Jak długo będę z Marcelem, tak będę szczęśliwa.




----------------------------------------------
Hejooo, wesołych świąt! ♥
Zostały nam dwa rozdziały do końca :( chlip chlip. Rozważam tłumaczenie kolejnego ff, ale jeszcze muszę to dobrze przemyśleć ;) Jakieś pomysły/propozycje? :>

Love, Kasja <3

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 42.

OCZAMI CAMI:

Obudziłam się słysząc deszcz za oknem. Spojrzałam na zegarek, 9:00.

Po wczorajszej nocy mam wrażenie, że unoszę się nad ziemią. Wszystko było idealne, żadnej skazy. Sięgnęłam do stolika przy łóżku by wziąć pierścionek. Nałożyłam go na palec i uśmiechnęłam się.

Kiedy zeszłam na dół, mama siedziała na kanapie i czytała gazetę.

"Jak ci się udał wieczór?" spytała podnosząc wzrok.

"Niesamowicie."

"Gdzie byliście?"

Opowiedziałam jej wszystko. Od drogi na miejsce do powrotu do domu. Nie mogę powstrzymać uśmiechu na wspomnienia z wczorajszej nocy.  Chcę to zapamiętać do końca życia.

"Więc, co od niego dostałaś?"  Spytała, kiedy skończyłam.

Podniosłam rękę i się uśmiechnęłam.

Wzięła szybki oddech i niemal zadławiła się kawą.

Roześmiałam się, "Mamo, to nie jest pierścionek zaręczynowy. To tylko symbol obietnicy."

Uniosła brwi. "Obietnicy czego?"

"Że za cztery lata, nie ważne gdzie będziemy, spędzimy moje urodziny wspólnie."

"Dlaczego? Żadne z was nie wybiera się do odległego koledżu."

"Tak właściwie to Marcel wyjeżdża."

"Gdzie? Przecież nie jesteśmy w jakimś ogromnym państwie."

"Leci do Ameryki..." wyszeptałam.

"Och, kochanie..."

Machnęłam ręką, "Nic nie szkodzi. Nic mi nie będzie. Naprawdę." Skłamałam. Nie mogę wyobrazić sobie tego, że będziemy z dala od siebie. "Czy przyszły do mnie wczoraj jakieś pisma z uczelni?"  Zapytałam, zmieniając temat.

Mama westchnęła, "Nie, przykro mi."

"Cóż, pójdę sprawdzić teraz."

Pobiegłam do skrzynki i szybko wróciłam do środka, deszcz zdążył przemoczyć moją piżamę. Opadając na kanapę, zaczęłam szukać listu zaadresowanego do mnie.

"Rachunek, rachunek, śmieci, rachunek, O! Ten jest do mnie!" Podskoczyłam. Był od jednej z uczelni do której składałam podanie.

Otworzyłam go szybko i zaczęłam czytać. "Cami O'Donnell, przykro nam poinformować, że Twoje podanie nie zostało zaakceptowane..."

Przerwałam czytanie i odłożyłam kopertę. Westchnęłam, a mama od razu mnie przytuliła. Złożyłam podania do pięciu uczelni, dostałam dwa listy zwrotne i w obu przypadkach nie zostałam przyjęta... Wątpię, żeby gdziekolwiek mnie zechcieli.

"Tu jest jeden." Powiedziała mama podnosząc list z podłogi, który prawdopodobnie upuściłam.

"Nie rozpoznaję tego adresu..." Przyznałam.

Mama wzruszyła ramionami, a ja powoli zaczęłam go otwierać.

"Cami O'Donnell, niezmiernie miło nam poinformować, że zostałaś przyjęta do Wyższej Szkoły Muzycznej Berklee."

O mój Boże, dostałam się!

"Gratulacje!" Mama pogratulowała mi, ściskając mnie mocno. "Muszę zadzwonić do babci!  Bardzo się ucieszy! Muszę zacząć planować imprezę, och jejku. Kończysz szkołę w piątek! To już niedługo! Moje maleństwo wyj-

"Czekaj." Powiedziałam, przerywając jej. "Mamo, ja nie składałam papierów do Berklee..."

Opadły jej ramiona. "Co masz na myśli?"

"Berklee jest w Massachusetts... Nigdy tam nie wysłałam podania."

"Ktoś musiał zrobić to za ciebie..."

"Nie myślisz o Marcelu, prawda?"

Wzruszyła ramionami, "Musisz zapytać... On jest do tego zdolny."


OCZAMI MARCELA:

 Fale delikatnie obmywały brzeg, ja dryfuję na wodzie, rozkoszując się słońcem.

"Marcel! Marcel! Marcel!"

Fale zaczęły robić się groźne, a ja zacząłem podskakiwać w górę i w dół. Ciągle się zanurzam i nie mogę utrzymać się na powierzchni.

"Marcel! Obudź się!"

Otrząsnąłem się ze snu i otworzyłem oczy zauważając Cami. Siedzi na mnie i podskakuje. Jej czapka podskakuje z nią, w różnych kierunkach i uśmiecha się, kiedy widzi, że się obudziłem.

"No, w końcu! Długo ci to zajęło." Powiedziała.

"Tobie też dzień dobry. Czy teraz możesz ze mnie zejść?" Wymamrotałem.

Uśmiechnęła się i posłusznie usiadła na skraju łóżka.

"Więc, dostałam dzisiaj list z koledżu" powiedziała, gdy nakładałem swoje okulary.

"Serio? Dostałaś się?" Zapytałem, wstając.

Przytaknęła.

"No mów, gdzie to jest?!"

"Berklee."

"Berklee, że ta uczelnia muzyczna?"

Znów przytaknęła.

"W Massachusetts?"

"Takk.."

Wyskoczyłem z łóżka, ciesząc się jak dziecko, "Cami, to wspaniale! Zamierzasz tam pójść? Nawet nie wiedziałem, że składałaś tam podanie!"

"Po pierwsze, ja też nie... I, ee, jesteś w bokserkach." Powiedziała, śmiejąc się.

Poczułem krew napływającą do policzków, "ups". Włożyłem dresy i usiadłem obok niej.  "Jak to, nie składałaś tam podania? Musiałaś to zrobić, skoro się dostałaś."

"Ja tego nie zrobiłam, co oznacza, że ktoś musiał to zrobić za mnie."

Zmarszczyłem brwi w zmieszaniu. "Chcesz powiedzieć, że ktoś wysłał twoje papiery do koledżu a ty nawet o tym nie wiedziałaś?"

"Tak. Czy tym kimś jesteś ty?"

"Nie. To nie ja."

Uniosła brwi.

"Przysięgam, nie miałem z tym nic wspólnego."

Westchnęła, "Może pomylili osoby..."

"Szczerze w to wątpię, Cami. Ktoś musiał wysłać nagranie, albo coś.. Bo jak inaczej by cię znaleźli?"

Oparła głowę o moje ramię, "Nie mam pojęcia. Ale i tak Berklee jest strasznie drogą uczelnią, nigdy nie byłabym w stanie jej opłacić. Zwłaszcza lotów w jedną i drugą stronę.  Nawet jeśli bym złożyła te papiery to i tak bym tam nie poszła..."

Wziąłem głęboki oddech i zamknąłem jej dłonie w swoich. "Nie martw się, na pewno gdzieś się dostaniesz."

"Jeszcze nigdzie się nie dostałam. Ty za to zostałeś przyjęty do każdego koledżu do którego się zgłosiłeś."

Zarumieniłem się. To nie była odpowiednia rzecz do powiedzenia...

"Nie porównuj siebie do mnie. Ty jesteś sobą i to najlepsze kim możesz być."

Włączył się mój budzik, grając Look After You - The Fray. Sięgnąłem, by go wyłączyć.

"O mój Boże." Wyszeptała Cami.

"Co?"

Popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. "Nie sądzisz chyba, że The Fray ma z tym coś wspólnego, prawda?"

Przez chwilę siedziałem cicho. Istnieje taka możliwość. The Fray z pewnością znają ludzi.

"Powinnam do nich zadzwonić?" Spytała nerwowo.

Kiwnąłem twierdząco. "Możesz to zrobić."

Trzymałem kciuki, kiedy Cami wybierała numer w telefonie. Włączyła głośnik, żebyśmy oboje słyszeli.

Sygnał, sygnał.

Sygnał, sygnał.

No dalej, odbierzcie.

Sygnał, sygnał.

"Halo?"

Wypuściłem oddech, nie wiedząc, że go wcześniej wstrzymywałem.

Cami może iść do Berklee. Możemy być w koledżach w tym samym stanie. Moglibyśmy być razem! To jest niesamowite. Naprawdę mam nadzieję, że nie jest to jakieś nieporozumienie.

"Joe?"  Odezwała się Cami, patrząc na mnie ze zdenerwowaniem.

"Och, cześć Cami!  Co tam, dlaczego dzwonisz?" 

"Dostałam dzisiaj list z Berklee..."

"Co ty nie powiesz?"

"Tak, i eee, tak się zastanawiałam..."

Słyszę szepty po drugiej stronie.

"No dobra." Powiedział Joe. "Przyłapałaś nas. Znamy ludzi w Berklee i pokazaliśmy im twoje nagranie jak śpiewasz. Od razu im się spodobałaś! Oferują ci pełne stypendium. Zanim to się wszystko stało, rozmawialiśmy z twoją mamą i powiedziała, że jest w porządku i-"

"O MÓJ BOŻE!" Pisnęła Cami.

 Na chwilę przestał mówić. "Wszystko w porządku?"

Cami spojrzała na mnie. "Dostałam stypendium w Berklee." Wyszeptała. "Dostałam stypendium w Berklee!!!!"

Przyłożyłem palce do ust, by ją nieco uciszyć i uśmiechnąłem się.

"Dobrze, kontynuuj." Powiedziała, starając się ukryć śmiech.

"Więc, rozmawialiśmy z twoją mamą i strasznie się z tego ucieszyła."

"Moja mama wie?"

"Tak, ale to czy zdecydujesz się tam uczyć zależy od ciebie. Myślę, że pokochasz to miejsce. Nie mogą się doczekać pracy z tobą."

"Mówisz poważnie?" Dopytywała, śmiejąc się szczerze.

"Pełna powaga."

"Bardzo wam dziękuję!"

Berklee.

Harvard.

Ameryka.

Tak wiele zmian.

Ale mam szansę doświadczać tego z dziewczyną, którą kocham.

Nie mogę się doczekać! Plaże Massachusetts, śnieg, różne akcenty! Jestem strasznie podekscytowany!

Czuję nagły nalot motyli w moim brzuchu.

Kończę szkołę w przyszłym tygodniu.

Później wyjazd do koledżu.

"Cami, myślę, że idziesz do Berklee." Powiedziałem z uśmiechem, kiedy już się rozłączyła.

Uścisnęła mnie mocno. "Jedziemy razem! Idę do Berklee!!"

Spojrzałem na nią i złożyłem pocałunek na jej ustach, trzymając twarz w swoich rękach.

"Chodź." Powiedziałem, nakładając bluzę i łapiąc ją za rękę.

"Gdzie idziemy?" Spytała gdy zaciągnąłem ją na dół.

"Świętujemy!"

Wybiegłem na zewnątrz i krzyknąłem do jednego z moich sąsiadów. "Cami dostała stypendium do Berklee!!"

Zakłopotany, uniósł kciuk w górę i Cami oblała się rumieńcem.

"Marcel..." Zaczęła, śmiejąc się.

"Świat musi się dowiedzieć! Chodź!"

Naciągnąłem kaptur i wskoczyłem do samochodu. Kiedy byliśmy w środku, Cami nachyliła się i pocałowała mnie z pełnią emocji.

"Nie mogę uwierzyć, że lecimy do Ameryki!" Przyznała.

"No wiem! I Będziemy tam razem!"



-------------------------------------------------------------------
Achhh tak słodko, tyle miłości ♥  Zostały nam 3 rozdziały do końca :(
Nie wiem kiedy będzie następny rozdział, nic nie obiecuję, ale może uda mi się wepchnąć go w tym tygodniu:)

Love, Kasja xx

sobota, 29 marca 2014

Rozdział 41.

OCZAMI CAMI:

Liam podszedł do nas, "Zaprowadzę was do stolika."

Jest tu tylko jeden stolik, ale prowadzi nas, mimo to.

"Czy mogę przyjąć wasze zamówienie?" Zapytał, kiedy już usiedliśmy.

"Jakie mam możliwości wyboru?" Zapytałam.

"Cóż, lazania albo.. ee.. lazania."

Marcel zapamiętał, że jest to moje ulubione danie.  On jest uroczy. Zastanawiam się co jeszcze przygotował na dzisiejszy wieczór.

"Hmm... Chyba wezmę lazanię."

"Brzmi nieźle. Szef kuchni jest świetny." Powiedział, wskazując na siebie. "To ja." Wyszeptał, śmiejąc się. "Niebawem wrócę z waszą kolacją."

Uśmiechnęłam się, gdy Liam odchodził.

"Marcel, to jest niesamowite. Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś." Wyznałam.

Wzruszył ramionami. "Nic wielkiego. Pomyślałem, że skoro oboje nie chcieliśmy iść na bal, to będzie naszym balem."

Uśmiechnęłam się ponownie. Nie obchodził nas żaden bal, to było zdecydowanie lepsze.

Marcel przeczesał włosy palcami, kiedy Liam przyniósł nam jedzenie.

"Kolacja podana. Smacznego." Skinął głową po czym odszedł.

Zaczęłam jeść, a Marcel zaczął mówić.

Oczyścił gardło. "Cam, chcę żebyś wiedziała, że jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Nie mógłbym prosić o lepszą osobę. Ocaliłaś mnie... Bez ciebie, nie jestem pewien gdzie byłbym w tej chwili. Czasem bywałem tak przygnębiony, że bolało mnie serce. Miałem już wszystko zaplanowane... Listy, dzień, sposób w jaki bym odszedł... I wtedy pojawiłaś się ty. I wszystko się zmieniło. Znów wiedziałem jak to jest być szczęśliwym. Czułem, że powoli wracam do życia." Spojrzał w dół na swój posiłek. "Po raz pierwszy faktycznie żyłem. Rzeczywiście byłem. Nie tylko zwykły kujon na uboczu. Ktoś zainteresował się na tyle,by poznać tego kujona." Uśmiechnął się. "I chcę ci za to podziękować. I ja, ee, chcę.. ee.. cię o coś zapytać..."

"O co chodzi?"

Sięgnął w dół i wyciągnął małe pudełeczko. Ręce trzęsły mu się niemiłosiernie.

"Cami." Przerwał, by wziąć głęboki oddech. "Nie chcę być z nikim innym poza tobą. Chcę tylko byś to wiedziała. I nawet jeśli będziemy z dala od siebie, chcę żebyś wiedziała, że cię kocham."

"Marcel, czy wszystko w porządku?"

 "Cóż.. wiesz, że złożyłem podanie na Harvard?"

Przytaknęłam.

"Dostałem się."

"Marcel! Wybierasz się tam, prawda?"

Powoli skinął głową. "Ale oznacza to przeprowadzkę do Massachusetts. Do Ameryki.. Nie będzie mnie tutaj... z tobą..."

Nie jestem pewna czy powinnam się cieszyć czy smucić. Dostał się do wspaniałego koledżu.

Z dala ode mnie.

Czteroletni koledż...

Cztery lata rozłąki...

"I właśnie dlatego chcę ci dać to." Powiedział.

Powoli otworzył pudełeczko.

Serce mi się zatrzymało, a oddech uwiązł w gardle.

Jest to srebrny pierścionek z diamentową gwiazdą.

O mój Boże, to pierścionek.

"Cami, za cztery lata, nie ważne gdzie zaprowadzi nas życie... Po koledżu... Gdy będziemy starsi... Pomimo wszystko... Obiecuję, że zawsze będę z tobą. Nawet jeśli jestem daleko od ciebie. Zawsze będę cię kochać. I mam nadzieję, że po tych czterech latach wciąż będę z tobą. Od dziś, za cztery lata, w twoje urodziny, nieważne gdzie, chcę je spędzić z tobą. I to jest moja obietnica. A pewnego dnia chcę cię poślubić."

Poślubić mnie?

Cztery lata?

Wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie przerażonymi oczami. "Zrozumiem, jeśli odmówisz. Zrozumiem, jeśli chcesz, żeby był to tylko licealny związek..."

Uśmiechnęłam się i zaczęłam płakać. "Marcel, po czterech latach, po bilionie lat ja wciąż będę cię kochać. Również chcę wziąć z tobą ślub. I chcę być z tobą już na zawsze, nie ważne gdzie zaprowadzi nas życie."

Uśmiechnął się szeroko i wyciągnął pierścionek z pudełka. Powoli wsunął go na palec, mojej trzęsącej się ręki.

Chłopcy przestali śpiewać a zaczęli bić brawo.

"To jest takie słodkie!" Krzyknął Louis.

Uśmiechnęłam się i spojrzałam na pierścionek.

"Pocałujcie się w końcu!" Pospieszył Niall.

Otarłam policzki. "Jestem w rozsypce." Powiedziałam, śmiejąc się.

"Ale wciąż jesteś piękna." Dodał Marcel, przybliżając się do mnie.

Chłopcy zaczęli śpiewać This Ed'a Sheeran'a.

"To jest początek czegoś pięknego." Wyszeptał Marcel.

"To jest początek czegoś nowego." Dopowiedziałam.

Nasze twarze już prawie się stykają. Czuję jego oddech na moich policzkach, łaskoczący moją skórę.

Całował mnie powoli. Uśmiechał się i czułam to przez pocałunek. Oparł czoło o moje, stykaliśmy się delikatnie nosami.

"Kocham cię." wyszeptał.

"Ja kocham cię bardziej."

"Wątpię." Dodał zanim pochylił się by ponownie mnie pocałować.

*


Stoimy na balkonie otaczającym planetarium i wpatrujemy się w gwiazdy.

"To jest piękne." Wyszeptałam.

Opieram głowę na ramieniu Marcela, a on mnie obejmuje.

"Prawda?"

Bawię się pierścionkiem, obracając go na palcu.

"Zimno ci?"  Zapytał.

"Jest okej."

"Nie, nie jest." Posłał mi uśmiech. "Cała się trzęsiesz. Proszę, weź to."

Zdjął swoją kurtkę i nałożył mi na ramiona. Sięga mi prawie do kolan, a rękawy są dwa razy za długie.

Roześmiał się. "Chyba jest nieco za duża."

"No, może troszkę."

"Mam ci coś do pokazania." Powiedział nagle, biorąc mnie za rękę.

Podniosłam wzrok na niego. "Co jeszcze mogłeś wymyślić?"

Wbiegł do środka, wciąż trzymając mnie za rękę a tym samym wciągając mnie ze sobą.

"Usiądź tutaj." Poinstruował wskazując na krzesło. "Za chwilę wracam."

"Teraz możesz nacisnąć guzik, Zayn." Szepnął Niall.

Zayn nacisnął guzik na ścianie, a po chwili sufit zaczął się otwierać. Niebo jest teraz sufitem, gwiazdy świecą  mocno nad naszymi głowami. Rozświetlają całe pomieszczenie i migocą jak diamenty.

Po minucie, na ścianie pojawia się filmik. Muzyka zaczyna grać, ale wciąż nie ma w pobliżu Marcela.

Zaczynają pojawiać się zdjęcia. Wszystkie nasze wspólne wspomnienia. Oglądam z uśmiechem na ustach.

Czas, kiedy malowaliśmy mój pokój.

Dzień, gdy poszliśmy do parku.

Jego urodziny.

Koncert The Fray.

Dzień w którym wrócił z ośrodka...

Dużo zdjęć na których się przytulamy lub uśmiechamy do siebie.

Kocham ten uśmiech. On może rozświetlić cały pokój.

Chłopcy zaczynają śpiewać Sto Lat i jest to najlepsze wykonanie jakie kiedykolwiek słyszałam.

Wtedy zaczęli śpiewać coś, czego nigdy wcześniej nie słyszałam...

"Twoja dłoń pasuje do mojej, jakby została stworzona tylko dla mnie
Ale zapamiętaj, że to zostało nam przeznaczone
I łączę kropki z piegami na twoich policzkach
I to wszystko ma dla mnie sens..."


Czekajcie...

Marcel też to śpiewa.

Jego głos jest idealny.

Wygląda na zdenerwowanego, podekscytowanego i szczęśliwego jednocześnie.

To najpiękniejsza piosenka jaką słyszałam.

"Wiem, że nigdy nie lubiłaś tych zmarszczek wokół oczu, gdy się uśmiechasz
Nigdy nie lubiłaś swojego brzucha ani swoich ud
Dołeczków na twoich plecach u dołu twojego kręgosłupa
Ale ja będę kochał je bez końca.
Nie pozwolę, by te małe rzeczy wymsknęły mi się z ust
Ale jeśli to się stanie, to Ty
Och, to Ty jesteś osobą, do której się odnoszą.
Jestem zakochany w tobie i w tych małych rzeczach
Nie możesz pójść do łóżka bez filiżanki herbaty
I może to dlatego mówisz przez sen
I te wszystkie rozmowy są sekretami, które skrywam
Mimo, że nie mają dla mnie sensu
Wiem, że nigdy nie lubiłaś brzmienia swojego głosu na nagraniu
Nigdy nie chciałaś wiedzieć, ile ważysz
Nadal musisz wciskać się w swoje dżinsy
Ale dla mnie jesteś idealna."


Czuję zły spływające strumieniami po moich policzkach.

Powinnam nałożyć wodoodporny tusz do rzęs.

"Nie pozwolę, by te małe rzeczy wymsknęły mi się z ust
Ale jeśli to się stanie, to Ty
Och, to Ty jesteś osobą, do której się odnoszą.
Jestem zakochany w tobie i w tych małych rzeczach.

Nigdy nie będziesz kochać siebie, choć w połowie tak mocno jak ja kocham ciebie.
Nigdy nie będziesz traktować siebie odpowiednio, kochanie
Ale chcę, by tak było
Jeśli pokażę ci, że jestem tu dla ciebie
Może pokochasz siebie, tak jak ja kocham ciebie.



Właśnie pozwoliłem, by te małe rzeczy wymsknęły mi się z ust.
Ponieważ to Ty, och to Ty, to Ty... To Ty jesteś osobą do której się odnoszą.
Jestem w tobie zakochany i w tych małych rzeczach


Nie pozwolę, by te małe rzeczy wymsknęły mi się z ust
Ale jeśli to się stanie, to Ty
Och, to Ty jesteś osobą, do której się odnoszą.
Jestem zakochany w tobie i w tych małych rzeczach."


Wraz z końcem piosenki, zaczęłam niekontrolowanie płakać, uśmiechać się i pociągać nosem.

Pobiegłam do Marcela, zamknął mnie w swoich silnym ramionach, podniósł i okręcił dookoła. Pocałowałam go ponowie i powoli opuścił mnie na ziemię. Splótł nasze palce, spojrzał na mnie z najpiękniejszym uśmiechem na świecie.

"Wszystkiego najlepszego, Cami."

*


"Nie chcę wchodzić do środka." Wyszeptałam, trzymając Marcela za ręce.

Stoimy przed moim domem, jest już prawie północ a dzisiejszy wieczór był niesamowity.

"Ale zobaczymy się już jutro." Pocieszył mnie.

"Za dużo czasu bez ciebie."

Ucałował mnie delikatnie. "Śnij o mnie, dobrze?"

"Prawdziwe życie jest lepsze niż jakikolwiek sen."

Zaśmiał się w zrozumieniu. "Wiem."

Objął mnie i przysunął do siebie. Czuję jego wodę kolońską.

"Nie odchodź." Mruknęłam w jego ramię.

"Wolałbym zostać z tobą, ale mama mnie zabije, jeśli nie będzie mnie jeszcze dłużej."

Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. "Kocham cię. Dziękuję za dzisiaj."

"Też cię kocham." Zostawił pocałunek na moim czole. "Zadzwonię do ciebie jutro."

Powoli puściłam jego ręce i patrzyłam jak odjeżdża.

Dziś był najlepszy dzień mojego życia.

"Kocham cię, Marcel. Kocham cię do księżyca i z powrotem." Wyszeptałam do gwiazd.





----------------------------------
PRZEPRASZAM!
Przepraszam,przepraszam,przepraszam, że tyle nie dodawałam, ale totalnie mi się wszystko posypało..  Skręciłam kostkę i naderwałam więzadła, nie byłam dwa tygodnie w szkole, wystawienie ocen za tydzień, a ja dalej nie mogę normalnie chodzić, ale próbuję nadrobić zaległości i wyciągnąć jakoś oceny... Za dużo tego :( 
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś to czyta.. Kocham was.

Kasja ♥